ISSN 2657-9596
Zdjęcie: Canva

Midasowy palec Urszuli

Agnieszka Korniluk
16/09/2025

Wyobraź sobie świat, gdzie biurokracja przestaje być hamulcem, a staje się sprzymierzeńcem biznesu. Unia Europejska pod przewodnictwem Ursuli von der Leyen właśnie podąża tą ścieżką. We wrześniu 2025 roku, podczas orędzia o stanie Unii, ogłoszono radykalne uproszczenia: o 25% mniej obciążeń dla firm, a w przypadku małych i średnich przedsiębiorstw aż o 35%.

To brzmi jak hymn na cześć liberalnej polityki gospodarczej: mniej papierów, więcej inwestycji, szybciej wdrażane innowacje i nowe miejsca pracy. Pakiet deregulacyjny ma być złotym dotykiem dla unijnej gospodarki.

Ale czy możemy na pewno spać spokojnie?

To przede wszystkim likwidacja lub uproszczenie szeregu wymogów administracyjnych i biurokratycznych, które przedsiębiorstwa muszą spełniać, aby działać zgodnie z prawem UE. Komisja Europejska skupia się na różnych aspektach działalności gospodarczej — od uproszczenia rejestracji i procedur księgowych, przez digitalizację procesów i raportowania, po uproszczenia związane z zamówieniami publicznymi czy ochroną własności intelektualnej. Pakiet zmian legislacyjnych znany jako Pakiet Omnibus obejmuje uproszczenia w rejestracji działalności gospodarczej, procedurach księgowych, zamówieniach publicznych oraz prawo własności intelektualnej. Wszędzie tam, gdzie kiedyś były ostre wymogi, teraz pojawiają się „łatwiejsze drogi” i mniejsze nakłady biurokratyczne.

Problem w tym, że w centrum uproszczeń znalazły się dyrektywy dotyczące zrównoważonego rozwoju przedsiębiorstw (CSRD) oraz łańcuchów dostaw (CSDDD), które miały być gwarantem odpowiedzialności ekologicznej i społecznej firm. Nowe regulacje jednak obniżają zakres obowiązków, co może oznaczać, że mniej przedsiębiorstw będzie raportować rzeczywiste wpływy na środowisko i społeczeństwa — co z punktu widzenia klimatu jest krokiem wstecz.

Według raportu Europejskiego Trybunału Obrachunkowego z 2024 roku, już obecne luźniejsze regulacje umożliwiły firmom ominięcie części obowiązków raportowych, co rodzi ryzyko coraz większej „zielonej fasady” (greenwashing). Szacuje się, że w ciągu najbliższych 5 lat nawet 20% przedsiębiorstw może zminimalizować działania na rzecz ochrony środowiska, gdy regulacje staną się bardziej pobłażliwe.

Wzrost czy bezpieczeństwo?

Przedstawiciele biznesu i część rządów zapewniają, że to szansa na nową jakość dla europejskiej gospodarki. „Redukcja barier administracyjnych to klucz do odblokowania potencjału przedsiębiorców” — mówi Luana Żak z Konfederacji Lewiatan. Kampania prorozwojowa jest przekonująca, a przykłady cyfryzacji i uproszczeń w Polsce zdają się potwierdzać jej skuteczność.

Tyle że rzeczywistość od dziewięciu miesięcy pokazuje coś innego. Po pierwsze, próby znoszenia regulacji odbywają się kosztem praw pracowniczych, ochrony środowiska i standardów cyfrowych. Po drugie, rolę gospodarczych beneficjentów pełnią potężne korporacje, które mają coraz większy wpływ na unijne procesy ustawodawcze, podczas gdy głosy społeczne, ekologiczne i obywatelskie są marginalizowane.

Idea deregulacji nie jest nowością ostatnich miesięcy. W ostatnich dekadach partie polityczne o profilu liberalno-konserwatywnym  konsekwentnie promowały ułatwienia dla biznesu jako receptę na rozwój gospodarczy i innowacje. Nawet w ramach rządów socjaldemokratycznych obserwowano tendencje do upraszczania prawa, często pod presją rosnącego sektora prywatnego i globalnej konkurencji.

Deregulacja była i pozostaje zatem politycznym projektem o szerokim poparciu, lecz jednocześnie budzącym coraz więcej wątpliwości i silny opór środowisk społecznych i ekologicznych. Ten ważny temat wymaga od polityków i społeczeństwa szczególnej uwagi — by nie zapomnieć, że efekty gospodarcze mają swoje konsekwencje społeczne, a te z kolei wpływają na stan demokracji i jedność Europy.

Za mgłą wolności gospodarczej – powtórka z kryzysu

Na tle obecnych debat o deregulacji warto cofnąć się o dekadę i przypomnieć sobie, jak niebezpieczny może stać się proces masowego luzowania prawa.

Kryzys finansowy 2008 roku to nie była „wpadka”, czy chwilowe zawirowanie na rynkach. To był głęboki efekt prioriytetyzowania krótkoterminowego zysku nad stabilnością i odpowiedzialnością. Rozluźnienie reguł bezpieczeństwa w sektorze finansowym pozwoliło na handel skomplikowanymi instrumentami finansowymi, które wyglądały jak bezpieczne inwestycje, ale w praktyce były bombami zegarowymi. Wiele z nich opierało się na kredytach hipotecznych udzielanych osobom bez realnej zdolności spłaty. Gdy pękła bańka, miliony ludzi na całym świecie widziały, jak ich dorobek życia ulatnia się w ciągu zaledwie kilku dni. Mimo gigantycznych strat, winnych brak odpowiedzialności za skutki — będących efektem deregulacyjnej polityki i braku kontroli.

Podobnie było z aferą Dieselgate z 2015, gdzie Volkswagen, wykorzystując niuanse słabych i często niesprawdzonych regulacji, manipulował testami emisji spalin. To prosta, acz dramatyczna lekcja — bez odpowiedniego nadzoru korporacje nie wahają się zatruwać powietrza i narażać zdrowie milionów ludzi, licząc na winę słabo nadzorowanego systemu.

Nawet rolnictwo, które powinno być filarem zrównoważonego rozwoju, nie obyło się od negatywnych skutków deregulacji. Uproszczenia we Wspólnej Polityce Rolnej (WPR), wprowadzane na przestrzeni lat 2018-2023, miały na celu odciążenie rolników od nadmiernej biurokracji i poprawę konkurencyjności. Niestety, ich konsekwencją stała się zwiększona presja na środowisko – zniszczenia naturalnych siedlisk, zanieczyszczenie wód rolniczymi chemikaliami oraz dramatyczne ubytki bioróżnorodności.
W Polsce obserwujemy nasilające się okresy suszy, a straty w zasobach wodnych są alarmujące. Dlaczego Wisła, nasza najważniejsza rzeka, wysycha? Przede wszystkim dlatego, że w zlewni brakuje naturalnych zasobów magazynujących wodę – torfowisk, bagien i mokradeł, które są sukcesywnie niszczone. Deregulacja WPR częściowo przyczyniła się do tego stanu, ponieważ uproszczone procedury i presja na zwiększenie produkcji rolnej prowadziły do osuszania i wykorzystywania tych terenów pod uprawy.

Te przykłady to nie tylko wydarzenia z przeszłości — z  ich konsekwencjami borykamy się do dziś. To również przestrogi, które wyraźnie mówią, że deregulacja nie jest procesem neutralnym, lecz potężnym zjawiskiem z realnymi konsekwencjami dla całego społeczeństwa i środowiska. Jeśli teraz nie zatrzymamy tego procesu, przyszłość może okazać się szara, zatruta i pełna nierówności, za które zapłaci całe pokolenia.

Apel organizacji pozarządowych: czas zatrzymać falę deregulacji

W odpowiedzi na masowy proces uproszczenia przepisów, który prowadzi Komisja Europejska, ponad 470 organizacji pozarządowych, związków zawodowych oraz grup społecznych z całej Europy wystąpiło z głośnym apelem do władz Unii. Organizacje te ostrzegają, że obecna polityka deregulacyjna może doprowadzić do osłabienia podstawowych praw pracowniczych, obniżenia standardów ochrony środowiska oraz marginalizacji obywatelskiego i ekologicznego głosu w procesie decyzyjnym.

Według nich uproszczenia administracyjne nie mogą odbywać się kosztem zdrowia, bezpieczeństwa i sprawiedliwości społecznej. Podkreślają, że to właśnie dzięki skutecznym regulacjom i mechanizmom kontroli możliwe jest budowanie stabilnej i zrównoważonej gospodarki, która chroni obywateli i naturę.

Organizacje zwracają uwagę na przykłady z ostatnich lat — od kryzysu finansowego 2008 roku po wagę regulacji w walce ze zmianami klimatycznymi — i domagają się, aby proces legislacyjny był prowadzony z pełnym udziałem społeczeństwa obywatelskiego oraz z zachowaniem przejrzystości i odpowiedzialności.

Najważniejsze postulaty zawarte w tym apelu to:

  • zatrzymanie masowej deregulacji, która rozmywa fundamentalne prawa i bezpieczeństwo,

  • wzmocnienie praw pracowniczych i ochrony środowiska,

  • zwiększenie finansowania i kompetencji organów nadzorczych,

  • zapewnienie realnego udziału NGO, związków zawodowych i obywateli w procesach tworzenia i wdrażania prawa.

Apel spotkał się z mieszanymi reakcjami w instytucjach UE i państwach członkowskich, jednak wskazuje jednoznacznie, że deregulacja to proces, który wymaga nie tylko ekonomicznej kalkulacji, ale także głębokiej refleksji społecznej i politycznej.

Warto dodać, że deregulacja, choć domagają się jej partie o profilu liberalnym i centrolewicowym, cieszy się również poparciem części prawicowych rządów, które widzą w niej narzędzie do wzmocnienia przedsiębiorczości i ograniczenia roli państwa, co potęguje napięcia i podziały polityczne.

Wyścig po zysk, a kto płaci za straty?

Pakiet deregulacji, choć na pierwszy rzut oka jawi się jako motor napędowy szybkiego wzrostu gospodarczego Polski, niesie ze sobą poważne ryzyka, które często umykają w publicznej debacie. Polska, która w 2025 roku awansowała na 20. największą gospodarkę świata z PKB przekraczającym miliard dolarów, bije rekordy wzrostu na poziomie około 3,4% rocznie, co czyni ją liderem w Europie Środkowej i kandydującym do wejścia do elitarnego klubu G20. Dynamiczny rozwój sektora technologicznego i przemysłowego staje się wizytówką zmieniającej się Polski.

Niemniej jednak niemal połowa Polaków wciąż nie posiada żadnych oszczędności, a wielu zmaga się z finansową niepewnością dnia codziennego. Według statystyk stopa oszczędności gospodarstw domowych to około 10%, co jest wartością stosunkowo niską na tle innych krajów europejskich. To pokazuje, że szybki wzrost gospodarczy nie rozkłada się równomiernie i nie poprawia na razie sytuacji większości społeczeństwa.

Nowe zasady, które mają ułatwić funkcjonowanie przedsiębiorstw, mogą paradoksalnie przyczynić się do nadmiernej eksploatacji zasobów naturalnych — lasów, wód czy gleby, których ochrona często schodzi na dalszy plan. Uproszczenie prawa i zmniejszenie kontroli rodzi zagrożenie dla zrównoważonego rozwoju i długoterminowej stabilności ekonomicznej kraju. Co więcej, deregulacja sprzyja koncentracji kapitału i wzmacnia pozycję największych podmiotów kosztem mniejszych i lokalnych społeczności. Na gruncie społecznym skutkuje to pogłębianiem nierówności i marginalizacją najsłabszych grup. Ograniczona rola organizacji obywatelskich i osłabienie praw pracowniczych mogą prowadzić do społecznych napięć i destabilizacji.

Dodajmy do tego realny odpływ dochodów z Polski — już teraz obserwujemy, że niektóre firmy (np.InPost) tworzą struktury holdingowe poza granicami państwa, co faktycznie zmniejsza wpływy podatkowe i ogranicza zdolność finansowania kluczowych usług publicznych. To zjawisko podważa solidność fundamentów ekonomicznych wzrostu kraju i zagraża stabilności finansów publicznych. Czy taki kierunek zmian przyniesie Polsce faktyczny rozwój, czy tylko zwiększy lukę finansową i pogłębi nierówności?

Wobec tych wyzwań niezbędne jest postawienie pytania: czy wzrost gospodarczy, o który zabiegamy, będzie służył wszystkim obywatelom, czy jedynie elitom? Czy pakiet deregulacji poprawi sytuację zwykłych ludzi, czy pogłębi przepaść społeczną? To refleksja, która powinna być centralna w każdej dyskusji o przyszłości Polski i Unii Europejskiej. Bo samo bycie „tygrysem gospodarczym” nie wystarczy — prawdziwa wartość leży w tym, by rozwój był trwały, sprawiedliwy i inkluzywny.

Budujmy jutro na fundamencie odpowiedzialności

W historii widzimy, że skuteczne regulacje chronią nas wszystkich i budują stabilne społeczeństwa. Europa stoi dziś na rozdrożu — albo podda się presji korporacyjnego krótkoterminowego zysku, albo postawi na demokratyczną i sprawiedliwą przyszłość.

To jest czas, kiedy trzeba zadać sobie najważniejsze pytanie: czy chcemy świata, w którym godzimy się na utratę przyszłości, czy świata, gdzie odpowiedzialność i troska o planetę stają się podstawą każdego działania? Bo jedno jest pewne: rachunek zostanie wystawiony — tylko nie wiemy jeszcze, kto go ostatecznie zapłaci.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.

Discover more from Zielone Wiadomości

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading