Alimenciary
To na matki samodzielnie wychowujące dzieci przerzucono odpowiedzialność za egzekucję alimentów. Państwo umyło ręce. Te, które pracują, dodatkowo karane są utratą świadczeń z Funduszu Alimentacyjnego.
Niepłacenie alimentów nie jest w Polsce ani społecznie, ani instytucjonalnie piętnowane. Panuje opinia, że kobieta, która zdecydowała się na samodzielne wychowanie dziecka, ponosi stuprocentową odpowiedzialność za jego utrzymanie. Ojcowie mogą płacić alimenty, ale nie muszą. Mogą liczyć na solidarność sędziów, komorników i swoich bliskich.
„Przekazałam komornikowi miejsce pobytu ojca dziecka. Wskazałam, gdzie znajduje się jego majątek, a on mi powiedział: »Niechże pani zostawi tego biednego chłopa. Widzi przecież pani, że mu ciężko i życie mu się nie układa«”
– tę i wiele podobnych opinii przytacza w raporcie o egzekucji alimentów z 2003 r. krakowskie Centrum Praw Kobiet.
Perturbacje z Funduszem Alimentacyjnym – zlikwidowanym w 2004 i przywróconym dzięki ruchowi alimenciar w 2008 r. – pokazują zmianę w polityce rodzinnej, z której wykluczono rodziców samodzielnie wychowujących dzieci. Po wprowadzeniu kryterium dochodowego uprawnione do świadczeń z Funduszu są te rodziny, w których dochód na jedną osobę nie przekracza 750 zł. Postawiło to wiele pracujących kobiet w dramatycznej sytuacji. Wiele kobiet straciło prawo do świadczeń, mimo że nadal nie są w stanie wyegzekwować alimentów od byłych partnerów. Utrzymanie dziecka (lub dzieci) z pensji jednego rodzica jest trudne, dodatkowo towarzyszy temu stres wynikający z lęku przed utratą zatrudnienia. Doskonale to pokazuje historia Marty, bohaterki amatorskiego filmu Bez alimentów, nakręconego przez członkinie lewicowej feministycznej sieci Rozgwiazda. Marta pracuje, zaocznie studiuje i opiekuje się kilkuletnim synem, którego ojciec nie płaci na dziecko. Egzekucja alimentów jest bezskuteczna, mimo że Marta apeluje o interwencję na wszelkie sposoby. Ponieważ jej dochód przekracza nieznacznie kryterium dochodowe, jej synowi nie przysługują alimenty z Funduszu. Marta zastanawiała się, czy nie zrezygnować z części etatu lub nie zmienić pracy na gorzej płatną, żeby zarobki uzupełnić świadczeniami z Funduszu i opieki społecznej. Dylematem Marty jest to, jak zarobić na potrzeby dziecka, a jednocześnie zaspokoić także jego pozamaterialne potrzeby.
Mimo że przywrócenie Funduszu Alimentacyjnego było postulatem wielu środowisk kobiecych, nie rozwiązało problemu egzekucji wyroków alimentacyjnych. To listek figowy, który skrywa systemowe zjawisko ojcowskiej nieodpowiedzialności. W dodatku Fundusz z gwaranta wyroku alimentacyjnego zamienił się w jeszcze jedno ze świadczeń społecznych dla najuboższych.
Od początku transformacji państwo wycofuje się z instytucjonalnego wspierania rodzin niepełnych, bo przecież „państwo nie jest ojcem”, jak stwierdziła polityczka lewicowego rządu likwidującego Fundusz. Na politykę społeczną wobec rodzin niepełnych wpływa też stanowisko Kościoła katolickiego, którego hierarchowie protestują przeciw ich wspieraniu. „Prorodzinna” polityka kolejnych rządów, niezależnie od opcji politycznej, z definicji rodziny wyklucza rodziny niepełne. Najbiedniejszym z nich rzuca się ochłap w postaci nędznego świadczenia społecznego, w jaki zamieniły się alimenty. Pozostałym zaś radzi, zgodnie z neoliberalną logiką, żeby poradzili sobie sami i nie zawracali głowy dziećmi, o które najwyraźniej nie potrafią zadbać.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.