Żarnowiec dupa!
Pamiętam jak w końcówce lat 80. krzyczeliśmy hasła typu „Dziś Żarnowiec jutro grobowiec” albo „Każdy wipowiec sra na Żarnowiec!”. Hasło, którego użyłem w tytule, było najbardziej lakoniczne, ale wyrażało chyba najdosadniej nasz pogląd na budowę elektrowni atomowych w Polsce. Były to być może hasła niezbyt wyszukane i eleganckie, ale trudno o savoir-vivre na ulicy czy podczas demonstracji.
Budowa elektrowni atomowej może by się w Polsce udała, gdyby nie katastrofa w Czarnobylu i pamięć, że jak zwykle nie mówiono nam prawdy, oszukiwano. Kiedy liczniki Geigera kręciły się w kółko jak detektyw Rutkowski po kokainie, pewien babsztyl z Instytutu Matki i Dziecka twierdził w telewizji, że nie należy się niczego obawiać, a dzieciom nic się nie stanie, jak pobiegają sobie na świeżym powietrzu. Że powietrze było już skażone radioaktywnym wiatrem, tego nie dodała. Dziś oblicza się, że ponad milion dzieci i dwa miliony dorosłych zostało poszkodowanych w wyniku tej katastrofy.
Dzięki protestom społecznym udało się budowę elektrowni wstrzymać. Protesty zaczęły się od ruchów takich jak „Wolność i Pokój”, ale szybko włączyły się do tego nurtu także inne grupy opozycyjne, a w 1989 także sporo tzw. normalnych, statecznych obywateli, wcześniej niezaangażowanych politycznie. Strach przed powtórką Czarnobyla i pewność, że nasi też coś w elektrowni spartolą (katastrofa na Ukrainie była wynikiem błędu obsługi), dodawała energii protestującym. Szedłem wiele razy w marszach protestacyjnych, a raz nawet przemawiałem podczas demonstracji na Długim Targu w Gdańsku, co uchwyciła czujna kamera SB. Dziś to nagranie uznawane jest za historyczny dokument i leży na półkach w IPN.
Historia! Do niedawna wszyscy byliśmy przekonani, że elektrownia jądrowa w Polsce to już historia. Że Żarnowiec raz na zawsze został pogrzebany i zakopany jak martwy ptaszek, co nie przeżył zimy. Niestety, ktoś odkurzył stare pomysły, a lobby jądrowe zrobiło wielki szum w mediach pod hasłem, że energetyka atomowa to najbardziej bezpieczna sprawa pod słońcem. W mediach pojawiły się jakieś rewelacje o superbezpiecznych elektrowniach atomowych. Dawnych przeciwników budowy EJ w Żarnowcu oceniono jako ludzi, którzy zachowali się nieodpowiedzialnie i szkodliwie dla polskiej gospodarki, bo wstrzymali rozwój polskiego atomu na 20 lat.
Pamiętam, że jakiś portal internetowy zrobił wokół tego krzykliwy materiał i to w stylu totalnej sensacji, który pasowałby do skandali z udziałem Dody czy Nergala, a nie do poważnej tematyki. Niestety ludzie w swych wpisach bezrefleksyjnie powtarzali argumenty i zaklęcia naukowców z kręgu atomowego lobby. Sprytne hasła o superbezpieczeństwie, zgrabne wyliczenia dotyczące korzyści legły jednak w gruzach po katastrofie w Japonii. Dramat Fukushimy uświadomił wielu ponownie, że nie ma bezpiecznych elektrowni atomowych. Skoro nawet tak dobrze przygotowani na trzęsienia ziemi Japończycy nie byli w stanie opanować katastrofy, to co może stać się u nas?
Premier z uśmieszkiem na ustach zapewniał, że przecież Polska nie leży w strefie zagrożeń sejsmicznych. No cóż… ja jestem pewny, że w Polsce katastrofa w Żarnowcu czy innej elektrowni atomowej zdarzyć się może z bardziej banalnego powodu. Po prostu z niechlujstwa, nieliczenia się z przepisami i nieprzestrzegania procedur. Autostrady już popękały. Wszyscy wiedzieliśmy, że ten pośpiech nie służy jakości, i że lada dzień coś „wybuchnie”. Miałem nadzieje, że „wybuch” nastąpi za rok, może dwa, ale nie – strzeliło już po miesiącu.
W czasach PRL śmialiśmy się, że państwo, które nie potrafi zapewnić obywatelom papieru toaletowego (papier był w latach 80. trudno dostępny i ciągle go brakowało), bierze się za tak skomplikowaną rzecz jak elektrownia atomowa. Dziś papier już mamy, ale pękające autostrady dowodem, że pod pięknymi hasłami wciąż ukrywa się u nas zwykły szmelc.
W Polsce na każdym kroku rządzi cwaniactwo, plecy i kumoterstwo do kwadratu. Wszyscy obchodzą przepisy, bo te z kolei są tak głupie, że gdyby przedsiębiorca ich przestrzegał, to zbankrutowałby po tygodniu. Z pokolenia na pokolenie uczymy się że „jakoś to będzie”. Niestety elektrowni atomowej nie da się zbudować w oparciu o polską lewiznę i słynne powiedzonko „damy radę”. Wcześniej czy później wszyscy pracujący przy elektrowni położą lachę na standardy bezpieczeństwa i gdy zaśnie czujność, a rutyna spowolni myślenie, to nastąpi duże bum!
Państwo, które ma problemy z transparentnością, nepotyzmem, korupcją, wydolnością gospodarki, biurokracją, logistyką wielkich przedsięwzięć gospodarczych (np. kłopoty przy budowach Euro 2012), niskim poziomem kadry kierowniczej, archaicznym systemem opieki zdrowotnej, zacofaniem technologicznym nie powinno angażować się w tak niebezpieczne i skomplikowane technologie jak atom. Nikt nie chce zginąć przez to, że dyrektorem elektrowni będzie znajomy prezydenta, a szefem dbającym o stan bezpieczeństwa tej tykającej bomby zaufany żony fryzjera córki premiera.
Więcej zdjęć Sylwii Łaty z Żarnowca – TUTAJ
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.