ISSN 2657-9596
Zdjęcie: Canva

Spółdzielnia to proces, nie produkt. Rozmowa z Krzysztofem Solarzem

Agnieszka Korniluk , Krzysztof Solarz
01/12/2025

Spółdzielnie energetyczne zyskują popularność jako alternatywny model lokalnej produkcji i zarządzania energią, jednak ich skuteczność wymaga świadomego planowania, finansowania i spełnienia wielu warunków. W rozmowie z Krzysztofem Solarzem, dyrektorem  Inkubatora Przedsiębiorczości Gminy Kamienna Góra i ekspertem spółdzielni energetycznej „Sudecka Energia”, omawiamy ekonomię, ryzyka i rolę tych spółdzielni w polskiej transformacji energetycznej.

Agnieszka Korniluk: Coraz więcej firm i samorządów myśli o zakładaniu spółdzielni energetycznych, ale jest też wiele patologii i ryzyk. Co pan sądzi na ten temat?

Krzysztof Solarz: Uważam, że nie ma potrzeby zakładania spółdzielni wszędzie i za wszelką cenę. Są firmy, których przedstawiciele krążą między gminami, zarabiając 20-30 tys. zł na sprzedaży dokumentów, po czym znikają. Gminy i mieszkańcy pozostają z podmiotem gospodarczym, o którym często nic nie wiedzą. To poważny problem, z którym trzeba się zmierzyć.

Rzeczywiście coraz więcej samorządów rozważa powoływanie spółdzielni energetycznych. Trzeba jednak pamiętać, że zakładanie ich ad hoc wiąże się pewnym ryzykiem. Zdarza się, że gmina decyduje się na taki krok bez przygotowania pod wpływem firm, które obiecują szybkie efekty i gotowe dokumenty. Po podpisaniu umowy znikają, samorząd zaś pozostaje z podmiotem, którego funkcjonowanie jest jedynie formalne.

Spółdzielnia energetyczna nie jest produktem, który można sprzedać jak projekt fotowoltaiczny. To proces, który wymaga wiedzy, planowania i odpowiedzialności. Każda inicjatywa powinna być poprzedzona analizą zarówno energetyczną, jak i biznesową, aby było wiadomo, w jakich warunkach wspólnota ma sens i jakie inwestycje będą ją utrzymywać. Lepiej działać wolniej, ale z przekonaniem, że projekt ma solidne podstawy, niż tworzyć coś, co trzeba będzie później naprawiać.

AK: Czy istnieje ryzyko, że do spółdzielni energetycznych wejdą przedsiębiorcy działający wbrew jej zasadom?

KS: Zdarzają się takie przypadki. Pojawiają się przedsiębiorcy żonglujący przepisami, często powodując straty innych. Nie jestem przeciwny, aby inwestorzy sprzedawali energię gminom, ale trzeba dokładnie policzyć, czy to się opłaca. Gmina sama może podjąć się tego zadania i eliminować ryzyko oraz pośredników.

Nie ma przeszkód formalnych, by w jednej spółdzielni energetycznej miały udział samorządy i przedsiębiorcy prywatni. Prawo dopuszcza takie rozwiązanie, ale w praktyce takie rozwiązania często powodują więcej problemów, niż przynoszą korzyści. Pojawia się kwestia pomocy publicznej. Spółdzielnia przestaje być w pełni podmiotem publicznym, więc poziom dofinansowania z programów krajowych i unijnych się zmniejsza.

W związku z tym rekomenduję, aby przedsiębiorcy prywatni szukali odbiorców swojej energii wśród innych firm lub wspólnot prywatnych, natomiast gminy powinny inwestować we własne źródła OZE, by uzyskać jak największe oszczędności. Taki model jest bardziej przejrzysty, bezpieczny finansowo i pozwala lepiej wykorzystać środki publiczne.

Przedsiębiorcy prywatni i samorządy mogą i powinny współpracować, ale niekoniecznie w jednej strukturze, ponieważ mają inne cele i instrumenty działania. Kiedy oba rozwijają się równolegle, gospodarka lokalna zyskuje. Energia jest wykorzystywana w regionie, a inwestycje przynoszą korzyści na poziomie lokalnym.

AK: Czy zadaniem spółdzielni jest generowanie zysków?

KS: Nie, spółdzielnia nie powinna być nastawiona na zarabianie, tylko na oszczędzanie. Energia powinna być produkowana na własne potrzeby, nadwyżki zaś sprzedawane, by ograniczyć koszty. Model, w którym właściciel źródła sprzedaje energię członkom spółdzielni, jest problematyczny, gdyż gmina mogłaby sama eliminować pośredników.

Głównym celem spółdzielni jest obniżenie kosztów energii swoim członkom i zapewnienie im bezpieczeństwa energetycznego. Energia wytwarzana w ramach wspólnoty służy przede wszystkim zaspokajaniu potrzeb własnych. Ewentualne nadwyżki nie są towarem przeznaczonym do sprzedaży, lecz zasobem, który warto mądrze wykorzystać, np. zasilać nim fundusz inwestycyjny przeznaczony na budowę nowych źródeł odnawialnych.

Ten mechanizm pozwala utrzymać środki w lokalnym obiegu gospodarczym.

Model, w którym właściciel źródła sprzedaje energię członkom spółdzielni, ma niewiele wspólnego z ideą wspólnot energetycznych. Bardziej racjonalnym podejściem jest inwestowanie przez gminę we własne źródła OZE, które zasilają lokalne instytucje i społeczność. Taki system nie tylko zwiększa samowystarczalność energetyczną, ale także realnie wzmacnia gospodarkę na danym terenie.

AK: Jak wygląda praktyczny model funkcjonowania spółdzielni?

KS: W „Sudeckiej Energii” operujemy na mikroskopijnym wolumenie – trzy punkty poboru, obrót niewielki, więc to nieopłacalne. Gmina i spółki komunalne wpłaciły wpisowe i udziały po 1000 zł. Koszty utrzymania są finansowane poprzez świadczenie usług komercyjnych, m.in. doradztwo i pomoc w zakładaniu innych spółdzielni. Docelowo chcemy, aby spółdzielnia utrzymywała się z oszczędności dla członków, a prowizja nie wpływała na podniesienie cen energii powyżej rynkowej.

Spółdzielnia Energetyczna „Sudecka Energia” działa w praktyce, a nie tylko na papierze. Obecnie rozliczamy energię pomiędzy dwunastoma punktami poboru należącymi do gmin i spółki komunalnej. Korzystamy z instalacji fotowoltaicznych będących własnością naszych członków, bilansując produkcję i zużycie energii w skali lokalnej. Musimy jednak pamiętać, aby mechanizm rozliczeń był jak najbardziej opłącalny, w związku z tym trzeba myśleć o miksie OZE, a nie wyłącznie o fotowoltaice. 

Nasz model opiera się na prostym założeniu – spółdzielnia utrzymuje się z oszczędności generowanych dla swoich członków. Każdy podmiot zużywa mniej energii z sieci, a dzięki wspólnemu zarządzaniu przepływami energii i optymalizacji kosztów sieciowych oszczędności widać już po pierwszych rozliczeniach. Jednocześnie trzeba pamiętać, że spółdzielnia jest podmiotem gospodarczym i ponosi koszty swojego działania, które muszą być pokrywane z przychodów, zwykle ukrytych w mechanizmie rozliczeń wewnętrznych.

Szacujemy, że przy wolumenie rozliczeń na poziomie około 1 MW (moc źródła OZE) spółdzielnia będzie w pełni samowystarczalna finansowo. Oznacza to, że pokryje wszystkie koszty operacyjne niewielką marżą, której nie odczują członkowie w cenie energii. 

AK: A co z kosztami inwestycji w duże źródła, takie jak biogazownie czy turbiny wiatrowe?

KS: To bardzo drogie projekty – biogazownia rolnicza ok. 25 mln zł, komunalna – nawet 75 mln zł. Spółdzielnia nie ma takich funduszy, więc szukamy dotacji i środków zewnętrznych. Rozważamy wprowadzenie modelu, w którym mieszkańcy inwestują, ale dopiero wtedy, kiedy jest gotowy projekt i są zezwolenia. To obniża potrzebę kredytowania.

Inwestycje w duże źródła energii, takie jak biogazownie czy turbiny wiatrowe, to ogromne przedsięwzięcia pod względem zarówno technicznym, jak i finansowym. Dla spółdzielni energetycznych, które są młodymi podmiotami bez dużego majątku i historii kredytowej, pozyskanie klasycznego finansowania bankowego jest bardzo trudne. Dlatego szukamy atrakcyjnych i bezpiecznych modeli finansowych, które pozwolą rozwijać inwestycje bez nadmiernego obciążania budżetów gmin i członków spółdzielni.

Nie zależy nam na kredycie długoterminowym. Zamierzamy budować projekty etapami i korzystać z dotacji krajowych, regionalnych oraz unijnych, a także z mechanizmów, które umożliwiają zabezpieczenie zobowiązań w sposób alternatywny. Takie podejście minimalizuje ryzyko i pozwala zachować pełną kontrolę nad procesem inwestycyjnym.

Planujemy także uruchomienie modelu partycypowania w nim mieszkańców, który umożliwi im inwestowanie w gotowe, dobrze przygotowane projekty. Mieszkańcy staną się wtedy współwłaścicielami lokalnych źródeł energii, a zyski i korzyści pozostaną w regionie. To nie tylko sposób na finansowanie, lecz także na budowanie współodpowiedzialności za transformację energetyczną wśród mieszkańców.

AK: Jakie bariery ekonomiczne i legislacyjne mogą wystąpić podczas realizacji takich inwestycji?

KS: Obecnie administracja państwowa gwarantuje wsparcie biogazowni. Po włączeniu do spółdzielni nie jest już ono udzielane i musimy sprzedawać energię taniej niż po cenie rynkowej, co jest nieopłacalne. Trzeba zmienić przepisy prawne, by umożliwić efektywne włączanie takich źródeł do spółdzielni. Konieczne jest też dofinansowanie, gdyż same źródła są drogie.

W mojej ocenie system prawny dotyczący spółdzielni energetycznych jest już na tyle kompletny, że pozwala na ich realne funkcjonowanie. Nie potrzebujemy dziś rewolucji legislacyjnych, tylko stabilności przepisów i czasu, by wypracować dobre praktyki działania.

Główne bariery nie leżą w prawie, lecz w finansowaniu i organizacji. Spółdzielnie muszą nauczyć się korzystać z istniejących narzędzi, budować kompetencje i tworzyć wiarygodne modele inwestycyjne. To proces, który wymaga cierpliwości, ale daje trwałe efekty.

AK: Jak ocenia Pan plany likwidacji netmeteringu?

KS: Netmetering jest wręcz niezbędny na początkowym etapie. Bez niego 90–95% spółdzielni PV upadnie. Potrzebujemy czasu na pokazanie, że miks OZE działa i stabilizuje sieć. Trzeba podejść do tego racjonalnie, bez paniki.

Netmetering jest dziś fundamentem funkcjonowania większości spółdzielni energetycznych. Bez tego mechanizmu trudno utrzymać stabilność finansową wspólnot opartych głównie na fotowoltaice. Zanim zaczniemy mówić o jego likwidacji, potrzebujemy czasu na zbudowanie miksu źródeł (biogazu, wiatru i magazynów energii), który pozwoli bilansować energię w krótszym czasie.

Dopiero gdy powstaną spółdzielnie modelowe, pokazujące, że lokalne bilansowanie działa w praktyce, będzie można wprowadzać zmiany systemowe. Dziś najważniejsze są stabilność przepisów i wsparcie dla inicjatyw, które dopiero budują swoje zaplecze technologiczne i zaufanie społeczne.

AK: Czy w przestrzeni publicznej nie krążą nieprawdziwe informacje na temat spółdzielni?

KS: Niestety, firmy konkurencyjne szerzą panikę, że trzeba się spieszyć, by zdążyć przed wprowadzeniem większych wymogów OZE. To mit. Wszystko można zaplanować zgodnie z ekonomią. Edukacja i transparentna komunikacja to nasze główne narzędzia.
Dezinformacja pojawia się szczególnie ze strony firm, które próbują sprzedawać spółdzielnie jako gotowy produkt. Tymczasem to proces, który wymaga przygotowania, bilansu energetycznego i realnego planu działania. Najlepsze metody walki z mitami to edukacja i pokazywanie sprawdzonych przykładów spółdzielni, które działają w sposób przejrzysty i przemyślany.

AK: A jak wygląda świadomość mieszkańców i samorządów?

KS: Wielu włodarzy uważa, że dostarczanie energii nie należy do ich zadań, a mieszkańcy są bierni, dlatego planujemy kampanie edukacyjne i dialog z mieszkańcami. Bez tego opór społeczny może zablokować projekty.

Świadomość zarówno samorządów, jak i mieszkańców wciąż wymaga wzmocnienia. Włodarze często nie dostrzegają, że transformacja energetyczna już się odbywa i gminy powinny w nią się włączyć. Z kolei mieszkańców trzeba przekonać, że odnawialne źródła to nie zagrożenie, lecz realna korzyść. Edukacja, dyskusje z mieszkańcami, transparentność działań i dialog mogą zmienić opór w zaangażowanie.

AK: Czy widzi Pan przyszłość dla spółdzielni w Polsce?

KS: Tak, ale nie ma uniwersalnego wzorca. Każda spółdzielnia musi spełniać lokalne potrzeby, mieć lidera i znać specyfikę regionu. Współpraca i wymiana wiedzy muszą zastąpić konkurencję i podziały. To klucz do realnej, trwałej transformacji opartej na społecznej współpracy, a nie na zysku.

Spółdzielnie energetyczne mają przyszłość w naszym kraju. To kierunek, który jest nie tylko potrzebny, ale także nieunikniony. Transformacja energetyczna nie powiedzie się bez udziału społeczności lokalnych, a spółdzielnie są najlepszym narzędziem do łączenia samorządów, mieszkańców i przedsiębiorstw we wspólnym celu. Każda z nich musi jednak powstawać w oparciu o potrzeby, zasoby i ludzi, którzy rozumieją specyfikę swojego regionu.

Jestem optymistą. Widzimy coraz więcej dobrych przykładów i rosnące zainteresowanie samorządów. Potrzebujemy jednak stabilnych przepisów, atrakcyjnych mechanizmów finansowania i przede wszystkim czasu, by udowodnić, że ten model naprawdę działa. Spółdzielnie energetyczne nie są chwilową modą, lecz trwałym elementem nowoczesnej gospodarki. Jeśli będą miały przestrzeń do rozwoju, staną się jednym z filarów bezpiecznej, zrównoważonej energetyki w Polsce.


Krzysztof Solarz-dyrektor Inkubatora Przedsiębiorczości Gminy Kamienna Góra. Inicjator, założyciel oraz organizator Spółdzielni Energetycznej „Sudecka Energia” (od marca 2023 r.). Koordynator projektu utworzenia klastra energii pn.
„Energia Ziemi Kamiennogórskiej”, realizowanego w partnerstwie ze spółką Tauron Ciepło. Zawodowo związany również z samorządowym Stowarzyszeniem Energetyki Obywatelskiej Ziemi Świdnickiej, w którym koordynuje proces zakładania spółdzielni energetycznych oraz doradza członkom Stowarzyszenia w kwestiach energetycznych. Prelegent w ramach cyklu szkoleń dotyczących społeczności energetycznych, organizowanych przez Związek Miast Polskich oraz Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa.

 

 

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.

Odkryj więcej z Zielone Wiadomości

Zasubskrybuj już teraz, aby czytać dalej i uzyskać dostęp do pełnego archiwum.

Czytaj dalej