Z wzrostem czy bez wzrostu?
Powrót debaty o zasadności wzrostu gospodarczego nie powinien spychać Zielonych w objęcia fundamentalizmu. Zamiast „wracać do korzeni”, należy wypunktować kwestie, na które dotąd brakuje nam odpowiedzi, unikając zarazem pułapki fałszywych dylematów. Do najważniejszych wyzwań należy pytanie: czy do zmniejszania nierówności w Europie wzrost jest nam potrzebny – czy zbędny?
Przeżyć kryzys, przetrwać wzrost
W 2009 r. koncepcja Zielonego Nowego Ładu odegrała kluczową rolę w europejskim sukcesie wyborczym Zielonych. Wizja wyjścia z kryzysu poprzez zazielenianie gospodarki przekonała wiele wyborczyń i wyborców, że – wbrew wyświechtanym zarzutom – Zieloni nie są wrogami zatrudnienia i gospodarki.
Jednak wydana rok później książka Tima Jacksona, „Prosperity without Growth” podważyła nasz optymizm, kwestionując możliwość odseparowania (decoupling) wzrostu gospodarczego od wzrostu poziomu emisji gazów szklarniowych.
Czterdziesta rocznica raportu Klubu Rzymskiego o granicach wzrostu nie była obchodzona w r. 2012, delikatnie mówiąc, w optymistycznej atmosferze. Zmiany w globalnym ekosystemie jedynie dodają powodów do niepokoju. Przedłużający się kryzys ekonomiczny, w którym znajduje się dzisiejszy uprzemysłowiony świat, tworzy dla Zielonych warunki do ponownej debaty nad kwestiami, które zaprzątały im głowy już od czasów narodzin tego ruchu politycznego w latach 70. XX w.
Przeważa jednak tendencja do unikania trudnych pytań. Zieloni próbują trzymać się „sprawdzonych scenariuszy” – rozbudzać gospodarkę za pomocą starych rozwiązań, o których wiadomo, że niosą katastrofalne skutki dla środowiska.
Problem, przed jakim stoją miliony ludzi w Europie, nie polega jedynie na przeżyciu polityki zaciskania pasa i cięć w usługach publicznych – co w pierwszym rzędzie dotyka najsłabszych. Wyzwaniem jest dziś znalezienie odpowiedzi na pytanie, czy scenariusze stymulujące wzrost, w których nadzieję upatruje znaczna część lewicy, faktycznie będą w stanie wzmocnić trwałość naszej gospodarki. A jeśli nawet tak, to czy można to osiągnąć, nie pozbawiając przyszłych pokoleń prawa do życia na zdatnej do zamieszkiwania planecie.
Powrót starych dylematów
Pytania takie mogą zadawać Zieloni innym siłom politycznym, ale przede wszystkim sami muszą sobie na nie odpowiedzieć, zwłaszcza kiedy zadają je nowi aktorzy. Począwszy od początków XXI w. wyłaniać się zaczął zróżnicowany ruch kontestujący wartość wzrostu gospodarczego. Warto wspomnieć m.in. ruch na rzecz spadku gospodarczego, który narodził się we Francji, a także ruch ekologicznej transformacji, rosnący w siłę w Wielkiej Brytanii (www.transitionculture.org). Pojawił się krytyczny dyskurs, kwestionujący zdolność dotychczasowej polityki – także tej zielonej – do przezwyciężenia kryzysu ekologicznego.
Jak zauważa Erwan Lecoeur, we Francji możemy zaobserwować powrót starego dylematu ekologii politycznej, a mianowicie napięcia między partią a ruchem społecznym. Czy zmianę społeczną można osiągnąć dzięki odpowiedniemu działaniu instytucji, czy poprzez oddolne tworzenie alternatyw i pracę nad stylem życia? Tak jak w r. 1980, tak i w r. 2012 nie brakuje ludzi sądzących, że priorytetem powinny być działania poza instytucjami. Uznają oni, że że w obliczu zbliżającej się katastrofy nie możemy czekać na moment, aż politycy pójdą po rozum do głowy. Musimy zmieniać nasz sposób życia „tu i teraz”, z nadzieją na szybkie przekonanie innych do pójścia tą samą drogą.
Będę jednak upierał się, że to właśnie teraz – bardziej niż kiedykolwiek – potrzeba nam upolitycznienia debaty, tak by uniknąć sprowadzenia jej do serii sterylnych dylematów, których przeżuwanie donikąd nas nie prowadzi. Proste przeciwstawianie sobie wzrostu i spadku gospodarczego, ruchu społecznego i partii politycznej, zmiany społecznej i zmiany instytucjonalnej, technologii i przyrody czy rynku i państwa niczemu nie służy. Może najwyżej zepchnąć partie Zielonych do sekciarskiego poziomu, skazującego ich na polityczną marginalność – dokładnie tak samo, jak włączanie się do mainstreamu bez radykalnego zakwestionowania dominujących w nim założeń.
Stworzenie mapy dyskusji na temat wzrostu, jaka miała ostatnio miejsce w różnych krajach i partiach, było celem, który postawiliśmy sobie przy okazji publikacji trzeciego numeru „Green European Journal”. Chcemy przygotować zestaw pytań, na które Zieloni powinni poszukiwać odpowiedzi, jeśli chcą dostosować swoje polityczne plany do otaczającej rzeczywistości. Sami Zieloni podlegają dziś transformacji. Kwestionowanie niektórych dylematów nie oznacza, że omija nas dyskusja nad rzeczywistością, która je przed nami stawia – polityczność ruchu zielonej polityki wymaga od niej organizacji przestrzeni do demokratycznej debaty.
Zielona polityka w ogniu pytań
W kwestii związków między naturą, technologią, społeczeństwem i polityką: jak znaleźć odpowiednią równowagę między utopią nowego sojuszu natury i technologii a ekocentrycznym fundamentalizmem, dla którego środowisko jest nienaruszalnym absolutem? Jeśli okazałoby się, że pełne rozłączenie wzrostu gospodarczego i wzrostu zanieczyszczeń byłoby teoretycznie możliwe, jakie byłyby jego społeczne i ludzkie konsekwencje? Od dawna wiemy przecież, że technologie nie są politycznie i społecznie neutralne…
W kwestii roli rynku: czy mamy szansę na sukces w procesie ekologicznej transformacji gospodarki porzucając takie rynkowe narzędzia, jak podatki ekologiczne, w obawie, że będą one jedynie wspomagać nieegalitarny, neoliberalny kapitalizm?
W kwestii roli instytucji i kultury w zmianie stylów życia: choć to ważne, by nie pozwalać rynkowi na nieograniczone kreowanie nowych potrzeb, które stymulują niszczący środowisko wzrost produkcji, jednocześnie zresztą nie przyczyniając się do wzrostu poziomu ludzkiego szczęścia, do jakiego stopnia i w jakim tempie państwo może narzucać bardziej zrównoważone style życia? Jaką rolę kulturową w promowaniu takich postkonsumpcyjnych stylów życia mogą odegrać Zieloni?
W kwestii globalnych wyzwań i potrzeby gospodarczo silnej Europy: w jaki sposób może ona odgrywać istotną rolę w międzynarodowych negocjacjach dotyczących klimatu i bioróżnorodności, jeśli jej gospodarka wchodzi w okres bezwzrostowy, a inne, rozwijające się kraje rosną w siłę i mają coraz więcej do powiedzenia? Jakie polityczne konsekwencje tego strategicznego ograniczenia powinni Zieloni brać pod uwagę?
W kwestii sojuszy do zbudowania: jak współdziałać z nowymi ruchami społecznymi, które krytykują wzrost gospodarczy, takimi jak ruch ekologicznej transformacji czy ruch na rzecz spadku gospodarczego? W jaki sposób możemy powiązać te ruchy ze starymi ruchami społecznymi, zaczynając od związków zawodowych?
W kwestii sprawiedliwości: w jaki sposób możemy przywrócić spójność społeczną w gospodarce europejskiej, charakteryzującej się rosnącymi nierównościami? Czy wyleczenie jej z potrzeby wzrostu nie oznacza, że już teraz powinniśmy na serio myśleć o odpowiedziach na pytanie, jak raz na zawsze zredukować nierówności ekonomiczne?
Rosnący opór społeczny wobec polityki zaciskania pasa w wielu krajach Europy pokazuje, że potrzebujemy nowej umowy społecznej. Trzeba zastąpić czymś panujący w powojennych społeczeństwach Europy „kompromis produktywistyczny”, który polegał na dzieleniu się owocami niekończącego się wzrostu bez zamartwiania się o konsekwencje takiego postępowania tak dla ludzi, jak i dla środowiska. Wynalezienie postkonsumpcyjnego, powzrostowego społeczeństwa nie jest prostym zadaniem, choć pewne działania wskazują na to, że proces ten już się zaczął. Zieloni powinni wspierać te wysiłki i próbować skupić we wspólnym froncie wszystkie siły społeczne zainteresowane tym projektem.
Artykuł „Beyond growth/degrowth. Questions for the Greens in transition” ukazał się w „Green European Journal”. Przeł. Bartłomiej Kozek.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.