Europejscy Zieloni: Proces oceny GMO w UE jest wadliwy
Profesor Séralini ponownie udowadnia, że proces oceny GMO w UE jest wadliwy.
Profesor Gilles-Eric Séralini jest w świecie naukowym postacią kontrowersyjną. Niektórzy z jego kolegów krytykują jego poczucie dramatyzmu, to, że nie ujawnia swoich odkryć przed ich publikacją, a przede wszystkim gwałtowne ataki skierowane przeciwko małemu światkowi naukowców zaangażowanych w oficjalne badania naukowe nad organizmami modyfikowanymi genetycznie (GMO).
W ostatnich latach jego praca była wielokrotnie lekceważona, jako „śmieciowa nauka” (junk science). Niemniej jednak jego artykuł o wpływie GMO na szczury, opublikowany przez jedno z czasopism naukowych, a następnie wycofany, został zamieszczony ponownie. Co więcej Séralini wygrał wszystkie procesy o zniesławienie, w jakie był zaangażowany od czasu publikacji tej pracy, a jeden z jego przeciwników został nawet oskarżony o fałszerstwo i szkalowanie. Jest również prawdą, że skierowany przeciwko niemu krytycyzm, można w równym stopniu odnieść do badań nad GMO przeprowadzonych przez przemysł biotechnologiczny. Za wyjątkiem tego, że Séralini, tak jak to powinni czynić wszyscy dobrzy naukowcy, zawsze publikuje wszystkie dane źródłowe użyte w badaniach, umożliwiając ich recenzję przez innych naukowców, podczas gdy przemysł ukrywa swoje, uzasadniając to „tajemnicą handlową”.
26 stycznia 2016 roku profesor Séralini opublikował nowy artykuł dotyczący przypadku niemieckiego hodowcy bydła mlecznego, Gottfrieda Glöcknera, który w 1997 zdecydował się na uprawę pierwszej rośliny GMO autoryzowanej w Unii Europejskiej: kukurydzy BT 176 firmy Novartis. Rolnik ten znany był z wysokiej jakości stada mlecznego i produkowanego mleka, jak również wysokiej wydajności, był zdobywcą wielu prestiżowych nagród. Od 1997 roku Glöckner stopniowo zwiększał ilość kukurydzy GMO w paszy dla swoich 70 krów, aż do osiągnięcia 40% zawartość całości dawki żywieniowej. W ciągu pięciu lat trwania tego eksperymentu liczba chorób i zgonów zwierząt wzrosła w zawrotnym tempie, wystąpiły również zdumiewające międzypokoleniowe problemy z gruczołami mlecznymi krów. Żaden z sześciu weterynarzy biorących udział w eksperymencie nie wykrył żadnych wirusów ani bakterii, które mogłyby wyjaśnić przyczyny tych anomalii. Pomimo to Glöcker przegrał sprawę sądową, którą wytoczył przemysłowi, ponieważ lokalny organ weterynaryjny uznał, że wszystkie te zjawiska były spowodowane jego „słabymi umiejętnościami rolniczymi”, co było całkowicie sprzeczne z wieloma zdobytymi przez niego nagrodami. Na szczęście Glöcker prowadził zapis wszystkich danych dotyczących porcji paszy, jakości mleka, badań krwi i moczu oraz ogólnego stanu zdrowia krów.
Trudno obecnie odtworzyć bezpośrednie powiązanie pomiędzy szkodami wyrządzonymi zwierzętom Glöcknera a paszami GMO, zwłaszcza, że kukurydza BT176 została wycofana z rynku UE w 2002 roku. Niemniej jednak istnieje uzasadnione podejrzenie, że choroby zwierząt były konsekwencją stosowania tej paszy, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę, że przeprowadzone przez firmę Novartis i oficjalnie zaakceptowane testy, na podstawie których ta odmiana kukurydzy otrzymała autoryzację, zostały, jak ujawnił Séralini, przeprowadzone na zaledwie czterech krowach, trwały cztery tygodnie, i jedna z krów zmarła.
Jakkolwiek nauka nigdy nie jest w stanie udowodnić czegokolwiek z całkowitą pewnością, studium to bez cienia wątpliwości udowodniło jedną rzecz – oficjalna ocena ryzyka, która od tamtego czasu prawie się nie zmieniła, jest niewystarczająca i profesor Séralini nie jest jedynym naukowcem, który zwraca na to uwagę.
Jaka jest więc reakcja władz europejskich? Prawie żadna. Zamiast sfinansowania przejrzystej i niezależnej oceny ryzyka, 425 milionów euro, co stanowi 67% wszystkich funduszy europejskich przeznaczonych na badania w sektorze rolnictwa i żywności zostało – smutne ale prawdziwe – przekazane na zastosowanie biotechnologii, ale nie na ocenę jej bezpieczeństwa. Była to jedna z głównych konkluzji studium „Research for Transition” , opublikowanego w zeszłym roku przez grupę Greens/EFA. Zaledwie 20 milionów euro wydaje się na ocenę związanego z tą technologią ryzyka.
Dwa lata temu (po publikacji poprzedniej pracy Séraliniego) Unia Europejska wprowadziła obowiązkowe trzymiesięczne testy na szczurach. Lecz finansowany przez UE projekt GMO Risk Assessment and Communication of Evidence (GRACE), pośród oskarżeń, że dwie trzecie zaangażowanych weń naukowców ma powiązania z przemysłem GMO, stwierdził, że nie były one “użyteczne”. Jak widać, Komisja Europejska nie poprosiła ich o ujawnienie tych związków. Jakby nie było, istnieją dowody na haniebny wpływ przemysłu biotechnologicznego na GRACE, poddające w wątpliwość neutralność i bezstronność tego pierwszego, finansowanego ze środków publicznych długoterminowego badania. Na przykład okazuje się, że podczas testów niewygodne oznaki wskazujące na uszkodzenia nerek, wątroby i trzustki, były ignorowane.
Aktualne, finansowane przez Unię Europejską badania zagrożeń związanych z GMO stanowią obrazę dla obywateli Europy z dwóch powodów: Są oni nie tylko zmuszeni ponosić ekologiczne i zdrowotne koszty technologii, która nie przechodzi odpowiedniej oceny bezpieczeństwa, lecz również prosi się ich o finansowanie z własnych podatków projektów badawczych kierowanych przez przemysł.
Jeśli pasze GMO są nieszkodliwe, dlaczego firmy biotechnologiczne odmawiają przeprowadzenia długoterminowych testów? I jeśli badania bezpieczeństwa GMO realizowane przez przemysł, które zatwierdza EFSA, są bez zarzutu, dlaczego nie opublikować danych źródłowych, aby umożliwić przynajmniej ich zrecenzowanie przez środowisko naukowe? Czyż nie jest to jedyny sposób, by można je uznać za „solidną wiedzę naukową”? A przede wszystkim dlaczego pozwala się przedsiębiorstwom na ocenianie ich własnych produktów, wziąwszy pod uwagę, że dobre wyniki, nie wykazujące żadnych wad i umożliwiające sprzedaż, leżą niewątpliwie w ich komercyjnym interesie? A kiedy niezależny naukowiec publikuje artykuł sugerujący, że toksyna Bt wytwarzana przez modyfikowaną genetycznie kukurydzę Bt może sprawić, że gruczoły mleczne dosłownie eksplodują, dlaczego Komisja Europejska, „strażniczka traktatu” i zasady ostrożności, nie czuje się bardziej zobligowana do zbadania tej sprawy? Może ważniejsze są naciski płynące skądinąd?
Podobnie jak w godnym ubolewania przypadku substancji powodujących zaburzenia endokrynologiczne , Grupa Greens/EFA w Parlamencie Europejskim chciałaby przypomnieć instytucjom Unii Europejskiej, że ochrona zdrowia obywateli UE oraz dobrostanu środowiska naturalnego i zwierząt są fundamentalnymi zasadami Unii. Apelujemy zatem do Komisji Europejskiej o działanie na rzecz dobra publicznego, zamiast ulegania wpływom korporacyjnego bogactwa i władzy. Proces oceny GMO (podobnie jak proces wydawania decyzji o autoryzacji) w UE musi być zrewidowany i wzmocniony. Obiecał to nawet sam przewodniczący Juncker w swoim przemówieniu podczas posiedzenia plenarnego Komisji Europejskiej.
Tłumaczenie: Jan Skoczylas
źródło: greens-efa.eu
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.