Szara godzina
Rok temu usłyszałam o akcji „Godzina dla Ziemi” z ust Reni Jusis, której muzyki nie znam zupełnie, ale zaangażowanie społeczne cenię i pomyślałam, że przynależność zobowiązuje. No więc siedziałam sama w ciemnościach i czułam się trochę głupio…. I wtedy przypomniała mi się SZARA GODZINA….
„Nie zapalaj jeszcze światła!” – mówiła moja mama, kiedy w pokoju zaczynało szarzeć… I zaczynała się Szara Godzina – czas rozmów i patrzenia w okno, kiedy ptaki odlatywały na nocleg na tle kolorowych chmur, dzień już się skończył, a wieczór jeszcze nie nadszedł… Pamiętam opowieści o nafcie przynoszonej w bańce ze sklepiku i o duchach nocy, spotykających się z duchami dnia (sama już nie wiem, z jakiej to mitologii…) – a za oknem zapóźniony gawron pośpiesznie mijał nietoperza…
Magiczna godzina, czas na poukładanie tego, co się zdarzyło, na rozmowy i myśli o wszystkim i o niczym…
„Czemu siedzisz tak po ciemku?”… Rzeczywiście!… już ciemno… No to zapal światło!…
Dzisiaj też zgaszę swoją energooszczędną żarówkę i posiedzę sobie po ciemku… Ale Dzień Ziemi jest codziennie…
**********************************
PS: Ktoś ostatnio wzruszał się losem „biednych staruszków”, którzy – gdy podrożeje prąd – „będą się musieli zastanawiać, CZY włączyć żarówkę”. Oni zawsze to robili i nigdy nie przestaną.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.