Widmo staruszki krąży nad służbą zdrowia
Od szpitali oczekuje się przede wszystkim, że nie będą się zadłużać, a od potencjalnych pacjentów – że nie będą się za często leczyć. Kilka tygodni temu przez media przewinął się temat leczenia starszych pacjentów. Pretekst dały wypowiedzi posłanki Joanny Muchy. W wywiadzie dla partyjnej gazety „POgłos” zakwestionowała ona sens operacji biodra u 85-latków. Wskazała również, że problemem polskiej służby zdrowia są „starsi ludzie przyzwyczajeni do traktowania wizyty u lekarza co dwa tygodnie jako rozrywki”. „I nie da się wyłączyć starszych pań do innej puli?” – dopytuje dziennikarka, poszukując sposobu na wyjście ze ślepego zaułka. „Zapewne można”, odpowiada Mucha. I już wszystko jasne. Największym problemem służby zdrowia są starsi pacjenci, a zwłaszcza pacjentki. Staruszki, które wypełniają, nie wiedzieć czemu, korytarze przychodni i zajmujące szpitalne łóżka. I jeszcze żądają leczenia, zamiast pogodnie godzić się ze swym losem…
Szkoda, że ten wywiad wywołał tylko skandal, a nie pogłębioną debatę. Posłanka umieściła na swojej stronie internetowej poprawioną wersję wywiadu, w której kontrowersyjne wypowiedzi zastąpione zostały opiniami zrównoważonymi i pełnymi humanizmu. I dobrze, ale to nie rozwiązuje problemu. Nie chodzi bowiem o Muchę i jej uprzedzenia. Problem w tym, że jej opinie odpowiadają propagowanym przez media przesądom. Nie tylko w kwestii starości, ale także ogólnych założeń ochrony zdrowia.
Ludzie starsi oraz kobiety, a najbardziej starsze pacjentki, padają w pierwszej kolejności ofiarą ideologii ograniczania potrzeb medycznych. Ale również funkcjonujących w służbie zdrowia przesądów. Międzynarodowe badania udowodniły, że lekarze mają skłonność tłumaczyć symptomy chorób u kobiet problemami psychicznymi. Dlatego kobiety z chorobami serca zaczyna się leczyć później niż mężczyzn z podobnymi objawami. Choroba zostaje u nich rozpoznana dopiero wtedy, gdy już się porządnie rozwinie.
Podobne zjawisko dotyka osób starszych. Lekarze czasem uważają, że starsi pacjenci przychodzą do nich bez potrzeby, wyłącznie w celach towarzyskich. I nie bez przyczyny tak sądzą. Starsi pacjenci różnią się między sobą bardziej niż młodsi, a od lekarza wymagają specyficznych kompetencji. Poprawne zdiagnozowanie starszego pacjenta lub pacjentki wymaga dodatkowej wiedzy o procesie starzenia się czy o specyfice różnych chorób w wieku podeszłym. Nic więc dziwnego, że u osób w starszym wieku rozpoznawalność chorób jest najmniejsza. Niezdiagnozowane dolegliwości tłumaczy się po prostu starością. Albo, co gorsza, zrzuca się problem na pacjenta, podejrzewając, że przychodzi do lekarza „dla rozrywki”.
Lekceważenie potrzeb medycznych kobiet i osób starszych to jednak tylko element szerszego zjawiska, które dotyka nas wszystkich. Nauczeni zostaliśmy traktować jako główny problem służby zdrowia nie dramatycznie niskie nakłady, nie prowadzące do wypaczeń zasady finansowania, nie paternalizm lekarzy, nie zaniedbania państwa w dziedzinie prewencji zdrowotnej, lecz właśnie samych pacjentów i ich potrzeby medyczne. Od służby zdrowia oczekuje się dziś opacznie rozumianej efektywności. Nie chodzi o to, żeby jak najlepiej dbać o zdrowie ludności, lecz o to, żeby za wszelką cenę obniżać koszty. Od szpitali oczekuje się przede wszystkim, że nie będą się zadłużać, a od potencjalnych pacjentów – że nie będą się za często leczyć. I to w społeczeństwie, które ma jedne z najgorszych w Unii Europejskiej wskaźniki poziomu zdrowia!
Dyskusja o problemach służby zdrowia stoi dziś w Polsce na głowie. Wierzę, że pewnego dnia postawimy ją w końcu na nogi, umieszczając w centrum ochrony zdrowia zdrowie, a nie pseudoekonomiczną buchalterię. To będzie prawdziwa rewolucja. A staruszka – dziś będąca widmem, służącym do straszenia opinii publicznej – z dumą poniesie jej sztandar.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.