Od wspólnego pastwiska do handlu emisjami
„Nie ma darmowych obiadów” – jak zauważa Raj Patel, autor „Wartości niczego”, to neoliberalne powiedzenie stosuje się nie tam, gdzie się powinno. Żyjemy w świecie ograniczonych zasobów naturalnych, usilnie starając się o tym zapomnieć.
Co nowego można powiedzieć o tym, że liczby zapanowały nad naszymi życiowymi wyborami? Krytyk neoliberalizmu i utowarowienia, szczególnie od czasu kolejnego kryzysu finansowego, nie brakuje. Czy Raj Patel wnosi coś nowego do tej dyskusji? Książka „Wartość niczego. Jak przekształcić społeczeństwo rynkowe i na nowo zdefiniować demokrację” raczej podsumowuje już poruszone w publicznej debacie wątki, niż prezentuje własne. Nie musi to być zresztą wadą: dobrych wprowadzeń do badań nad wpływem późnego kapitalizmu na jakość życia i funkcjonowania ekosystemów nigdy za wiele. Niewątpliwą wartością książki jest przybliżenie idei dóbr wspólnych (commons), która w globalnym dyskursie zdobyła sporo uwagi wraz z otrzymaniem ekonomicznej nagrody Nobla przez Elinor Ostrom. Patel pokazuje, jak tradycyjnie wspólne lasy, pastwiska czy łowiska w zdecydowanej większości unikały przez wieki losu, opisanego w „Tragedii wspólnego pastwiska” Garetta Hardina. Jeśli gdzieś w dzisiejszym świecie przestają one sobie radzić, to tam, gdzie wspólna własność staje się towarem, sprzedawanym przez rządy globalnym korporacjom. Dobrym przykładem jest niszczenie łowisk – to nie tradycyjne rybołówstwo, lecz sprowadzanie wielkich, nowoczesnych kutrów, łowiących w swe sieci niemal całą wodną faunę danego obszaru, prowadzi do przełowienia i ekologicznej katastrofy.
Autor wpisuje walkę o wspólne dobra w opisane przez węgierskiego ekonomistę Karla Polanyiego dwa etapy „wielkiej transformacji”. Po procesie prywatyzacji przychodzi czas na odpór – prowadzoną przez oddolne ruchy społeczne walkę o bardziej sprawiedliwe stosunki społeczne. Jej udokumentowane przykłady sięgają nawet XIII w., kiedy to w Anglii – obok Wielkiej Karty Swobód – król Jan bez Ziemi podpisał również mniej znaną Kartę Lasów, gwarantującą chłopstwu dostęp do pożytków takich jak możliwość wypasania bydła czy zbierania miodu i owoców leśnych.
Dziś walki te przybierają najróżniejszą formę: od ruchów slow food, poprzez działania na rzecz demokracji bezpośredniej na modłę Porto Alegre, na zapatystach skończywszy. Rosną także apetyty globalnych koncernów na prywatyzację i monopolizację kolejnych obszarów. Założenie że kształtowane przez rynek ceny odzwierciedlać będą społeczną wartość danego towaru, ogranicza naszą zdolność do wyobrażenia sobie alternatyw. Patel podaje przykład handlu uprawnieniami do emisji gazów cieplarnianych. Jego zdaniem handel emisjami nie tylko utowarawia ochronę przyrody, ale wręcz staje się źródłem dodatkowych dochodów dla trucicieli środowiska.
„Nie ma darmowych obiadów” – jak zauważa autor „Wartości niczego”, to neoliberalne powiedzenie stosuje się nie tam, gdzie się powinno. Bardziej niż do usług publicznych odnosi się do wszelkiego rodzaju promocji, którymi karmią nas sprzedawcy tego i owego. Darmowe śniadanie w pewnej amerykańskiej sieci restauracji, zwracające się z nawiązką jej właścicielowi dzięki dokupowaniu do niego przez klientów napojów? Pozornie nic w tym zdrożnego, kiedy jednak przyłożymy do tej i wielu innych promocji ekonomiczną kategorię kosztów zewnętrznych – wszystkich nieuwzględnionych w rachunku skutków takich praktyk w stosunku do społeczeństwa i środowiska, wtedy sprawa wygląda inaczej.
Żyjemy w świecie ograniczonych zasobów naturalnych, usilnie starając się o tym zapomnieć. Trudno nam unaocznić sobie fakt, że Ziemia jest tylko nieco większą wersją Wyspy Wielkanocnej. Wyekploatowanie jednego z podstawowych surowców – drewna – doprowadziło do końca istnienie tamtejszej, odizolowanej od świata zewnętrznego cywilizacji. Dziś, gdy jesteśmy powiązani z różnymi częściami naszej planety jak nigdy dotąd, idea zabiegania głównie o indywidualną satysfakcję poważnie utrudnia stworzenie przestrzeni opierającej się na innych niż czysto rynkowe zasadach.
Patel nie odrzuca rynków jako takich – uważa, że zawsze będą one towarzyszyć człowiekowi, sprzeciwia się jednak urynkowianiu kolejnych dziedzin naszej społecznej aktywności, jak chociażby ochrony przyrody. Prezentuje obszerne badania, obalające wizję opierającego się wyłącznie na egoistycznej walce o przetrwanie świata przyrody, którym ta chętnie podpierają się ideolodzy wolnego rynku. Egoistyczną pogoń za indywidualnym spełnieniem przyrównuje do zespołu Antona – kurczowego przekonania o posiadaniu określonego zmysłu (np. wzroku) podczas kiedy się go utraciło. Ale czy można żyć inaczej? Przywołane przez Patela alternatywne filozofie z całego świata – od latynoskiego buen vivir (dobrego życia) aż po ekonomię buddyjską – pokazują, że można. Spróbujemy?
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.