ISSN 2657-9596

Mit zielonego wodoru – jak opowieść o przyszłości przysłania teraźniejszość

Jakub Fudalewski
15/10/2025

Dyskusja o zielonym wodorze w polskiej i europejskiej debacie publicznej często przypomina opowieść o cudownym lekarstwie na większość bolączek energetyki. Wodór jest przedstawiany jako magazyn energii, paliwo dla hutnictwa i chemii, ratunek dla ciepłownictwa czy motor ciężkiego transportu. W dokumentach strategicznych chwilami urasta do rangi Świętego Graala transformacji: uniwersalnego i niezastąpionego. O wodorze mówi się zresztą od lat, raz jako o rewolucji tuż za rogiem, innym razem jako o wizji, która wciąż wymyka się rzeczywistości. Kiedy jednak odłożymy na bok entuzjastyczne narracje, widać, że ten obraz bywa niepełny, a miejscami prowadzi na manowce.

W lipcu 2025 r. rząd opublikował zaktualizowany Krajowy Plan na rzecz Energii i Klimatu (KPEiK). Dokument ten, mający wskazać drogę Polski do realizacji celów klimatycznych, ponownie wskazuje wodór, a zwłaszcza tzw. RFNBO (Renewable Fuels of Non-Biological Origin) jako ważną część strategii transformacji energetycznej. „Produkcja wodoru odnawialnego stanie się fundamentem dekarbonizacji przemysłu i transportu” – czytamy w rozdziale poświęconym transformacji sektorów energochłonnych. Brzmi to ambitnie, jednak sama kategoria RFNBO, od której Komisja Europejska uzależnia uznanie wodoru za „zielony”, opiera się na wymaganiach w praktyce trudnych do spełnienia.

RFNBO – co to właściwie znaczy i dlaczego dotyczy zielonego wodoru?

Zielony wodór nie funkcjonuje w przepisach prawnych jako osobna kategoria; jego miejsce zajęły tzw. RFNBO, czyli paliwa odnawialne pochodzenia niebiologicznego. Tylko wodór spełniający definicję RFNBO może być uznany za zielony, co oznacza, że spełnia założenia określone w dyrektywie RED III i kwalifikuje się do ulg regulacyjnych czy instrumentów finansowych. Mają one zagwarantować, że produkcja wodoru rzeczywiście przyczyni się do transformacji, a nie stanie się kolejnym źródłem popytu na energię elektryczną z węgla czy gazu. W praktyce jednak tak wyśrubowane wymogi utrudniają realizację wielu istniejących lub planowanych inwestycji. 

Trzy kluczowe zasady, które określają, kiedy wodór może zostać uznany za RFNBO, to:

  1. Dodatkowość – wodór może być uznany za RFNBO tylko wtedy, gdy elektrolizer jest zasilany energią z nowych źródeł OZE uruchomionych maksymalnie 36 miesięcy przed rozpoczęciem produkcji. Chodzi o to, by nie „zabierać” istniejącej zielonej energii z rynku, co mogłoby jedynie przesunąć emisje. W praktyce oznacza konieczność budowy nowych źródeł OZE specjalnie dla elektrolizy, co podnosi koszty i wydłuża przygotowanie projektu. Ponadto źródła te nie mogą korzystać z żadnej formy wsparcia publicznego, co automatycznie wyklucza wiele projektów, w tym dużą część inwestycji offshore.
  2. Korelacja czasowa – energia OZE użyta do produkcji wodoru powinna być dostępna w tym samym czasie, co praca elektrolizera. Obecnie obowiązuje korelacja miesięczna, pozwalająca elastycznie bilansować zmienną produkcję PV i wiatru z pracą instalacji wodorowych. Od roku 2030 planowane jest jednak przejście na korelację godzinową, co znacząco utrudniłoby ekonomiczne funkcjonowanie elektrolizerów, wymuszając niemal idealne zsynchronizowanie ich pracy z chwilową generacją OZE.
  3. Korelacja geograficzna – zarówno elektrolizer, jak i źródło energii muszą znajdować się w tej samej strefie bilansowania. Ma to zapobiec sytuacjom, w których energia użyta do produkcji wodoru byłaby tylko „papierowo zielona”.

Takie wymagania wydają się logicznie, gdyż mają zapewnić rzeczywisty bilans zeroemisyjny. W praktyce jednak prowadzą do sytuacji, w której budowa elektrolizerów staje się niezwykle skomplikowanym przedsięwzięciem inwestycyjnym. Paradoksalnie, regulacje stworzone po to, by przyspieszyć transformację, mogą ją w wielu przypadkach spowolnić.

KPEiK 2025 – ambitny, ale nie zawsze spójny z realiami

KPEiK 2025 stara się łączyć wymogi unijnej polityki klimatycznej z możliwościami polskiej gospodarki. To dokument, który z natury rzeczy musi być ambitny, ale momentami jego założenia rozmijają się z realiami technicznymi i ekonomicznymi. Polska planuje znaczący wzrost mocy OZE, ale równocześnie rośnie zapotrzebowanie na energię elektryczną, zarówno w przemyśle, jak i w gospodarstwach domowych. W efekcie każda megawatogodzina skierowana do elektrolizera to energia, której może zabraknąć gdzie indziej.

Często podnosi się argument, że nadwyżki z fotowoltaiki i wiatru mogłyby zasilać elektrolizery. To rzeczywiście ciekawy kierunek, choć w praktyce, z punktu widzenia technicznego i ekonomicznego, niełatwy. Praca elektrolizera wyłącznie w okresach nadpodaży oznacza niskie wykorzystanie mocy, a tym samym wydłużony czas zwrotu z inwestycji. Dochodzi do tego aspekt techniczny: urządzenia projektowane do pracy ciągłej źle znoszą częste włączanie i wyłączanie, obniżając ich sprawność i skracając żywotność. Mimo to warto śledzić rozwój rozwiązań, które pozwolą lepiej powiązać produkcję wodoru z elastycznością systemu, np. poprzez magazyny energii czy dynamiczne ceny.

Kolory wodoru – inaczej niż zwykle

Warto zrobić krok wstecz i spojrzeć szerzej – prawdziwy sens transformacji energetycznej nie tkwi w jednej definicji „zieloności”, lecz w zrozumieniu, że wodór ma wiele odcieni i każdy może znaleźć swoje miejsce w polskiej energetyce. W debacie często mówi się o wodorze „szarym”, „niebieskim” i „zielonym”. To skrót pokazujący pochodzenie energii, ale coraz częściej staje się narzędziem marketingowym, upraszczającym technologiczną rzeczywistość. 

Skoro o „zielonym” RFNBO powiedziano już wiele, warto przyjrzeć się innym ścieżkom, które mogą mieć znaczenie w Polsce, zarówno dziś, jak i w perspektywie najbliższych lat:

  • Wodór niebieski – wytwarzany z gazu ziemnego przy jednoczesnym wychwycie i składowaniu CO₂ (CCS). Budzi kontrowersje, gdyż wymaga dużych nakładów inwestycyjnych i nie eliminuje całkowicie emisji, ale może pełnić funkcję pomostu w procesie dekarbonizacji przemysłu.
  • Biowodór – produkowany z odpadów rolniczych, organicznych i przemysłowych jest małoskalowy, niskoemisyjny i dobrze wpisuje się w koncepcję gospodarki obiegu zamkniętego. W polskich realiach mógłby rozwijać się równolegle z biometanem, wykorzystując ten sam potencjał surowcowy i lokalne łańcuchy dostaw. Obie technologie się uzupełniają: biometan stabilizuje system gazowy, a biowodór może stanowić jego niskoemisyjne rozszerzenie w sektorach trudnych do dekarbonizacji.
  • Piroliza metanu („turkusowy” wodór) – w procesie wysokotemperaturowego rozkładu metanu powstają wodór i stały węgiel. Dwutlenek węgla nie trafia do atmosfery, a węgiel może mieć wartość przemysłową. Choć technologia jest nadal na etapie rozwoju, w krajach z rozwiniętą infrastrukturą gazową (takich jak Polska) stanowi obiecujący kierunek produkcji wodoru niskoemisyjnego.

Wspólny mianownik? Wszystkie te ścieżki pozwalają na ograniczenie emisji bez konieczności ścisłego wpisywania się w definicję RFNBO. Choć nie są jeszcze gotowe do masowego wdrożenia, mogą odgrywać rolę projektów przejściowych, ułatwiając stopniowe odejście od wodoru „szarego” w stronę rozwiązań neutralnych klimatycznie. Takie podejście, oparte na neutralności i pragmatyzmie, a także różnorodność technologii pozwalają tworzyć komplementarny system niskoemisyjny, dając szansę na szybszy i bardziej zrównoważony rozwój sektora wodorowego w Polsce.

To tutaj kończy się mit o jednym „zielonym” rozwiązaniu, a zaczyna rozmowa o prawdziwej dekarbonizacji.

Nie tylko wodór: potrzeba neutralności technologicznej

Narracja o RFNBO często przysłania również inne technologie, które w polskich realiach mogą odegrać równie istotną rolę w transformacji energetycznej. Przykładem jest biometan – technologia mniej widowiskowa niż wodór, ale łatwiejsza do wdrożenia dzięki rozwiniętej infrastrukturze gazowej i lokalnemu potencjałowi surowcowemu. W praktyce pozwala włączać odnawialne paliwo do systemu bez potrzeby budowy nowych sieci, a przy tym często zapewnia szybsze i tańsze efekty dekarbonizacyjne niż projekty wodorowe, które wymagają dużych inwestycji oraz nowych źródeł energii. Wodór dotychczas przyciągał największe zainteresowanie polityków i inwestorów, co nie zawsze szło w parze z realnymi możliwościami jego wdrożenia.

Jeszcze niedawno wodorowe projekty mnożyły się jak grzyby po deszczu, a entuzjazm był ogromny. W ostatnich miesiącach wiele z nich upadło lub zostało zawieszonych, nie dlatego że zabrakło wizji, lecz dlatego e rzeczywistość gospodarcza i techniczna okazała się bardziej wymagająca, niż zakładano. Wodór pozostaje ważnym kierunkiem, ale dziś coraz częściej mówi się o nim w sposób bardziej pragmatyczny – tam, gdzie ma realne uzasadnienie, a nie jako uniwersalne remedium.

Wnioski – między ambicją a pragmatyzmem

KPEiK 2025 pokazuje, że mit „zielonego wodoru” nadal ma się dobrze, choć coraz więcej ekspertów zauważa, że entuzjazm polityczny nie zawsze idzie w parze z realiami biznesowymi. Ambitne zapisy dotyczące RFNBO mają sens w dłuższej perspektywie, ale zbyt restrykcyjne podejście na wczesnym etapie rozwoju rynku może przynieść skutek odwrotny do zamierzonego. Warto, by regulacje nie wyprzedzały realnych możliwości technologicznych i inwestycyjnych. Potrzebna jest elastyczność, która pozwoli projektom dojrzewać i korygować kurs w miarę rozwoju rynku, zamiast zamykać go w sztywnych ramach, zanim jeszcze ruszy.

Neutralność technologiczna i pragmatyzm to dziś najcenniejsze waluty transformacji energetycznej. Zielony wodór może odegrać ważną rolę, ale tylko wtedy, gdy stanie się częścią zróżnicowanego miksu rozwiązań, a nie jego jedynym symbolem. Prawdziwy postęp nie polega na wierze w idealne rozwiązanie, lecz na budowaniu systemu, który pozwala różnym technologiom współistnieć i rozwijać się zgodnie z ich potencjałem.

 

 

.

 

 

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.

Odkryj więcej z Zielone Wiadomości

Zasubskrybuj już teraz, aby czytać dalej i uzyskać dostęp do pełnego archiwum.

Czytaj dalej