ISSN 2657-9596

Czy pozwoliłbyś zabić swojego psa, gdyby miał poroże?

Norbert Woźniak
07/10/2020
Wyobraźcie sobie następującą sytuację: idziecie po chodniku. Po obu stronach ulicy urocze kamieniczki, wszechobecne knajpki zachęcają do odwiedzin zapachem świeżo upieczonych rogalików. Miejscowy artysta umila czas grając melodyjnie na skrzypcach. Podnosicie wzrok, by przez chwilę podziwiać zabytkowe dachy i sklepienie lokalnego kościoła. I wtedy… dostajecie fekaliami w twarz. Prosto w Wasze rozdziawione z zaskoczenia usta spływa mocz nagromadzony przez lokatora kamienicy z 3 piętra. Co robicie?

Zaczynacie krzyczeć. Że jak tak można?! Czy komuś do końca już odbiło?!

A w odpowiedzi słyszycie: To jest kultywowanie tradycji! Ja tu podtrzymuję starodawne zwyczaje! Dbam o dziedzictwo – nasi prapradziadowie tak czynili, tak i ja czynię! A w ogóle to nawożę trawniki pod domem.

I tak jest z myślistwem.

Średniowiecze

Wszyscy jesteśmy spacerującymi po uliczkach ludźmi, a myślistwo to jedno wielkie wiadro fekaliów wyrzucanych na nas w imię „kultywowania tradycji”.

Przez lata w dyskusji pojawiło się już mnóstwo argumentów za ograniczeniem, czy nawet za zakazem tzw. myślistwa rekreacyjnego, mniej lub bardziej radykalnych. I chociaż pewnie w jakimś stopniu argumenty te przebijały się do opinii publicznej, to wciąż myśliwi cieszą się ogromną swobodą w działaniu.

Chciałbym w związku z tym dodać nowy argument, który być może pomoże nam wszystkim w ostatecznej ocenie myślistwa, a co za tym idzie – da impuls do zmiany.

Otóż myślistwo jest głupie.

Wiem. Każdy może tak powiedzieć, niewiele jednak z tego wynika. Zatem kontynuuję. Myślistwo jest głupie, ponieważ polega na strzelaniu do zwierząt, bo tak się komuś przywidziało, żeby iść do lasu ze strzelbą i postrzelać.

Przecież to jest idiotyczne. Nie chodzi tu o gospodarkę, bezpieczeństwo, nawet o tę nieszczęsną tradycję. Chodzi o hobby, które polega na zabijaniu żywych, czujących (tak jak my!) istot. Co jeszcze śmieszniejsze, myśliwi sami przyznają, że oni wiedzą o tym, że te zwierzęta czują. A i tak je zabijają. Czy przyszło Wam kiedyś do głowy, żeby wziąć strzelbę, pójść do lasu i sobie postrzelać? Może do Waszego psa? Czym się bowiem różni pies od sarny w kontekście zdolności do cierpienia spowodowanego posiadaniem ołowiu w brzuchu? Na wszelki wypadek odpowiem. Niczym.

Nie ma absolutnie żadnego logicznego powodu, by uprawiać w Polsce myślistwo. Zwierzęta wolnożyjące nas nie atakują, nie budują ruchu oporu. Owszem, czasem zdarzy im się zniszczyć np. pola uprawne, ale po pierwsze – po to są odszkodowania, po drugie – to nie wojna, że za zniszczone pole musimy się zemścić i zabić wroga. Pomijam już argumenty naukowe za zakazem polowań, których jest dostatecznie dużo, żebyśmy się pogubili. Zwierząt nagle nie zrobi się za dużo, bo jak przestanie się je dokarmiać (a myśliwi robią to nagminnie), to te nie będą się tak chętnie rozmnażać (spokojnie – nie umrą też z głodu). O tym, że dzik jest zły tylko w wierszyku nie muszę chyba mówić. Dzik ucieka, bo to cżłowiek jest zły.

Załóżmy jednak, że przez chwilę odrzucimy tak błahe powody do zaprzestania polowań, jak kwestia cierpienia ofiar. Weźmy pod uwagę klasyczne argumenty za tym, by polowania podtrzymać.

Według myśliwych polowania są koniecznie, bo:

  1. koniecznie musimy regulować populację zwierząt w lasach,
  2. jeśli nie będziemy jej regulować, to zwierzęta nam wejdą do miast i będą nas terroryzować swoim porożem,
  3. myślistwo pozwala na rozwój miłości do przyrody,
  4. a w ogóle to jest tradycja i trzeba ją podtrzymywać.
Współczesność

Rozprawmy się od razu z ostatnim argumentem. Jak wiadro z fekaliami, tak myślistwo faktycznie kiedyś było ważnym elementem kultury. Na przykład sto tysięcy lat temu ciężko byłoby przeżyć, gdyby nie dzida i zwierzę, które można było za pomocą dzidy zabić, a potem zjeść. Już w XIX wieku była to jednak bardziej zabawa dla szlachty. Ale wiecie co? Kiedyś, kiedy nie było kanalizacji, wyrzucało się fekalia przez okno.

Miłość do przyrody możemy rozwijać na różne sposoby. Możemy iść na spacer, przy okazji ćwicząc skłony przy zbieraniu grzybów. Mamy możliwości techniczne – wystarczy wziąć telefon z aparatem, założyć gumiaki i zanurzyć się w głęboki las w poszukiwaniu tzw. „zwierzyny łownej”. I teraz Was zaskoczę. Jak zrobicie zdjęcie jeleniowi, to możecie wrzucić je na Instagram i macie gwarantowane kilkaset serduszek. Wy będziecie szczęśliwi i dostaniecie dawkę endorfin oraz adrenaliny, bo bliskie spotkanie z tak pięknym zwierzęciem to niezwykłe uczucie (mi udało się to tylko kilka razy, a pamiętam doskonale każde z nich). Brzmi nieźle? To teraz zastanówcie się, tak po ludzku, po jaką cholerę należy ładować w tego jelenia kulę? Co takiego zmieni się w Waszym życiu? Ba! Żebyście jeszcze, jak to na filmach bywa, trafili biedaka w głowę, żeby nie cierpiał zbyt długo. Ale to tak nie działa. Zazwyczaj (i przyznają to sami myśliwi!) taki strzał powoduje, że jeleń ucieka, zraniony, cierpiący, wrzeszczący z bólu i umiera w męczarniach – długo.

Pytanie, celowo pozbawione elementu emocjonalnego – po co?

Skoro już ustaliliśmy, że tradycja jako argument odpada, to może to mityczne bezpieczeństwo? Mamy w końcu Afrykański Pomór Świń, który zabija świnki w chlewniach. Zatem dziki są złe. Jak nie ASF, to przecież kto by chciał, żeby np. łoś, czy nie daj Boże lis albo bażant, wchodził do miasta i chodził po ulicach?!

ASF roznoszą myśliwi. I to nie tak, że to ja sobie wymyśliłem, tylko wszystkie statystyki, wyniki badań etc. mówią jedno – to nie dziki roznoszą ASF, tylko ludzie. Owszem, dziki mogą być zakażone, ale one nie wchodzą sobie do chlewni i nie przytulają się do świń. Najczęściej to myśliwy babrze się w krwi dzika, zanosi ją do siedzib ludzkich i dalej już leci.

A co do jeleni na ulicach, to po pierwsze po prostu, zwyczajnie nie prawda – zwierzęta niespecjalnie pchają się do miast, bo boją się ludzi. A jeśli już się tu znajdą, to istnieje 10 sposobów na ich odłowienie i bezpieczne (dla zwierzaka i człowieka) odwiezienie do lasu. Mieszkańcy przedmieść i osiedli przyleśnych również mają możliwość bezpiecznego pielenia ogródka. Rozwiązaniem jest… ogrodzenie.

Logika (żart!) myśliwych jest więc następująca: musimy strzelać do zwierząt, bo jeśli tego nie zrobimy, to będzie ich za dużo, więc zaczną przychodzić do miast, roznosić choroby i gwałcić nasze dzieci. Musimy temu przeciwdziałać!

W związku z powyższym bohaterowie obrońcy ludzkich siedzib jadą do lasu, masowo dokarmiają zwierzęta (powodując wzrost ich populacji, bo jak się ma dużo żarcia od człowieka, to można się rozmnażać), siadają na wieżyczce a’la Sobibor i, podziwiając piękno przyrody i wspaniałość natury, ładują ołowianą kulę w Bambi.

Proceder zwany polowaniem nie jest kontrowersyjny. Nie jest dwuznaczny, skomplikowany moralnie i etycznie.

On jest głupi.

Przyszłość

Dlaczego więc wciąż działa? Jak to możliwe, że masowe zabijanie żywych istot bez, podkreślmy to – ŻADNEGO powodu poza kaprysem człowieka, jest w ogóle w Polsce legalne?

Na to pytanie postaram się znaleźć odpowiedź podczas czwartkowego spotkania z autorami książki „Etyczne potępienie myślistwa”, pod redakcją prof. Probuckiej.

Dlaczego, choć większość z nas wie doskonale, że to głupie, nie robi z tym absolutnie niczego? Czy, a jeśli tak to dlaczego seryjne, hobbystyczne mordowanie zwierząt odczuwających w takim samym stopniu jak my jest możliwe na gruncie obowiązujących przepisów? Jak to jest, że garstka ludzi tworzących sektę bez problemu może zamknąć przed nami kawałek lasu, bo ma ochotę podziwiać przyrodę, mordując ją?

Na te, i na wiele innych pytań mam nadzieję otrzymać odpowiedź już w czwartek o 18:00, na spotkaniu w ramach Wspólnoty Idei.

Dołączcie. Bo to temat już nie dla zapalonych ekologów. Ta niebezpieczna głupota dotyczy nas wszystkich. I tylko wspólnymi siłami ludzi zazwyczaj mających obojętny stosunek do przyrody zdołamy powstrzymać tę idiotyczną i niebezpieczną społecznie zabawę.

Na koniec pewna refleksja. Czy pozwolilibyście zabić swojego psa, gdyby miał poroże?

 

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.