ISSN 2657-9596

Polska 2030: wieś nie dla ludzi

Ewa Charkiewicz
26/09/2012

Neoliberalne fantazmaty „rozwoju” Polski do 2030 r. – kosztem kobiet, podstaw egzystencji na wsi, przyrody i suwerenności żywnościowej.

W ciągu ostatnich trzech lat rząd, a konkretnie jego centrum strategiczne, opublikował kilka raportów, w których definiuje cele, strategie i sposoby finansowania rozwoju Polski. Raporty te to: Polska 2030 – wyzwania rozwojowe (2009), Polska 2030 – trzecia fala nowoczesności. Długookresowa strategia rozwoju kraju (2011) oraz Młodzi 2011. W 2011 r. rząd opublikował także kalendarium wdrażania tych strategii.

Według raportów z serii Polska 2030 celem rozwoju jest wzrost gospodarczy podporządkowany przyspieszonej akumulacji kapitału, aby dogonić najbogatsze kraje. W tej optyce wieś, która generuje zaledwie 5% PKB, nie ma większej wartości. Strategie osiągnięcia przyspieszonego rozwoju mierzonego przepływem pieniądza przez gospodarkę są skupione na miastach, a szczególnie metropoliach: rozwój klas kreatywnych i tworzenie konkurencyjnych przewag (czyli w opinii Michała Boniego i s-ki cyfryzacja państwa i gospodarki), inwestycje w naukę (ale tylko te badania, które przynoszą szybkie zyski) oraz inwestycje w te formy transportu, które sprzyjają akumulacji kapitału i przyspieszeniu obrotu towarów w gospodarce (autostrady i szybka kolej, a nie wiejskie drogi i transport publiczny). Według autorów Polski 2030 mamy świetną politykę makroekonomiczną, którą trzeba kontynuować przez konwergencję ze strefą euro i przy zmniejszaniu zadłużenia publicznego. Potrzebne jest tylko wzmocnienie podstaw gospodarki na poziomie mikro, m.in. przez deregulację. Raporty postulują wykorzystanie tzw. rezerw pracy, tj. kobiet, ludzi młodych i starszych (ale już nie mieszkańców wsi, bo ci są objęci wieloma deficytami, a 80% ludności, jak podkreślają autorzy raportu Młodzi 2011, ma niski status społeczny). Ale nie proponują polityki tworzenia miejsc pracy, a wręcz postulują ograniczenie zatrudnienia w rolnictwie jako wymóg rozwojowy. W podtekście strategii jest tylko przyjęte na wiarę, niepoparte empirycznymi badaniami założenie, że korzyści ze wzrostu gospodarczego będą spływać na dół. W rzeczywistości zaś zasoby zasysane są do góry, a większość będzie wykluczona z korzyści z tego rozwoju, finansowanego kosztem wydatków publicznych na redystrybucję i szeroko rozumianą opiekę, a także kosztem wsi i rodzimego rolnictwa. Tak opieka, jak przyroda są dobrami wspólnymi, bez których nie może przetrwać żadne społeczeństwo. Neoliberalne koncepcje rozwoju niszczą i prywatyzują dobra wspólne.

Jak pokazuje wskaźnik ekologicznego śladu miast, metropolie czy wysoko rozwinięte kraje żyją kosztem wsi i odległych społeczności, skąd czerpią zasoby. Jak wskazuje na podstawie analiz regionalnych transferów finansowych z irlandzkiego banku centralnego na początku lat 90. Richard Douthwaite (autor książek „Iluzja wzrostu”, „Krótki obieg: wzmacnianie lokalnych gospodarek w niestabilnym świecie” oraz „Ekologia pieniądza”), to obszary wiejskie kredytowały rozwój innych działów gospodarki. W Trzeciej fali nowoczesności za przykład stawiana jest Holandia, ze względu na wysoką wartość PKB na głowę. W obrazie nie mieści się postępujące ubożenie zwykłych mieszkańców tego kraju, raj podatkowy dla zagranicznych inwestorów, dług publiczny i ekologiczne bariery rozwoju: zasysanie zasobów ze świata i eksport odpadów (w tym wywożenie toksycznego obornika do odległych krajów, bo „zmodernizowane” rolnictwo osiągnęło swoje ekologiczne granice wzrostu, o czym od dawna alarmują holenderscy ekolodzy).

Wśród strategii rozwoju Polski do 2030 r. jest modernizacja rolnictwa przez zmniejszenie zatrudnienia i zwiększenie kapitałochłonności. Modernizacja oznacza koncentrację własności ziemi, promowanie wielkich wyspecjalizowanych gospodarstw, gdzie produkcja żywności wymaga dużego wkładu energii i środków chemicznych, co zwiększa ślad ekologiczny wsi. Wszystko to okraszone jest retoryką zapewnienia bezpieczeństwa żywnościowego i żywności dobrej jakości. A dla dekoracji, na marginesie wielkich i uprzemysłowionych farm, neoliberalni ewangeliści Polski 2030 proponują rozgrzeszenie: agroturystyka i rolnictwo biodynamiczne jako niszowe alternatywy, a także źródło żywności dobrej jakości dla zamożnych elit.

Tresura do przedsiębiorczości…

Aby dopasować ludzi do tego modelu rozwoju, potrzebne jest wychowanie do przedsiębiorczości i upowszechnienie form przedsiębiorczych i efektywności ekonomicznej także w sferze społecznej. Miasto czy szpital traktowane są jako firma, prawo i tzw. aparat sprawiedliwości podporządkowuje się wymogom rynku i racjonalności ekonomicznej, a także wdraża się model indywidualistycznej, przedsiębiorczej kobiety.

…redystrybucja do góry…

Rozwój nastawiony na wzrost gospodarczy i akumulację kapitału wymaga przekierowania środków publicznych. Dąży się do zmniejszenia wydatków na zabezpieczenia społeczne (m.in zbilansowanie wydatków na ochronę zdrowia i na emerytury w ramach składek czy likwidację KRUS), aby przekierować je na politykę rozwoju, w tym na inwestycje w cyfryzację i innowacje (czytaj: redystrybucja do biznesu) i transport. Zmniejszone mają być obciążenia podatkowe firm (autorzy Polski 2030 zakładają, iż spowoduje to inwestycje w rozwój firm). Z kolei utrzymane mają być obecne stawki PIT, przy zwiększeniu podatków pośrednich. VAT już teraz stanowi blisko 50% dochodów państwa i najbardziej obciąża nisko- i średnio-dochodowe gospodarstwa domowe, które wszystkie bądź większość swoich dochodów wydają na bieżącą konsumpcję.

Redukcja wydatków na zabezpieczenia społeczne jest zamaskowana jako przejście od od państwa opiekuńczego przez państwo promujące pracę (np. przez szkolenia i bezzwrotne dotacje kosztów pracy przedsiębiorcom w postaci tzw. stażów subsydiowanych) do „społeczeństwa opiekuńczego”. Faktycznie oznacza to przerzucanie wszystkich kosztów opieki na społeczeństwo i kobiety, aby przekierować środki publiczne (z podatków) na inwestycje sprzyjające akumulacji kapitału i wzrostowi gospodarczemu. Oznacza to również wymuszanie na długotrwale bezrobotnych pracy za darmo dla firm i dla lokalnych społeczności. Takie rozwiązania wdrażano w Wielkiej Brytanii i w Holandii, gdzie w żaden sposób nie przyczyniły się do zwiększenia liczby miejsc pracy.

…i demokratyczny deficyt

Wszystkie raporty z serii Polska 2030 firmowała jedna osoba: Michał Boni. Konstrukcja trzech raportów jest bardzo prosta: z jednej strony argumenty o przydatności dla wzrostu gospodarczego i akumulacji kapitału działają jak gilotyna, która oddziela i selekcjonuje ekonomicznie użyteczne jednostki i zjawiska społeczne od tych, które są obciążeniem dla definiowanego przez wzrost PKB rozwoju. Z drugiej strony idealny model rynku działa jak potężna sztanca, która wtłacza formę rynku i przedsiębiorstwa w ludzkie głowy, ciała jednostek i instytucje społeczne, przeobrażając je i wymuszając dostosowanie do ekonomicznej użyteczności. Nic więc dziwnego, że proces przygotowania i konsultacji strategii był wybitnie niedemokratyczny, a narracja raportów z serii Polska 2030 konstruowana z pozycji boskiego obserwatora czy wielkiego inżyniera.

Jak sformułował to Ryszard Szarfenberg: „Mózg podmiotu rozwoju (zespól dra Boniego) wymyśla strategie i następnie rząd za pomocą administracji publicznej stara się ją realizować. Jest to racjonalistyczne, eksperckie i wyraźnie odgórne podejście”. Z góry nie widać tego, co z dołu. W raportach z 2011 r. można przeczytać, że po tzw. konsultacjach wzięto pod uwagę tylko te propozycje, które były zgodne z założeniami strategii. Np. w kolejnych dokumentach uwzględniono kobiety, ale tylko pod kątem ich potencjału ekonomicznego i przydatności dla wzrostu gospodarczego. Nie brano natomiast pod uwagę innych celów, wartości i koncepcji rozwoju, zaś projekt z Polski 2030 przedstawiono jako złoty środek między antyliberalizmem a skrajnym neoliberalizmem. Jednocześnie raporty Boniego promują liryczne wersje partycypacji, gdzie rząd jest zawsze przejrzysty i wszyscy mają głos, czas i środki na przygotowanie alternatywnych strategii rozwoju Polski czy regionu, względnie propozycji ustaw czy partycypacyjnych budżetów.

Drapieżny kapitalizm jako norma

Transformacja ustrojowa, która zorganizowana została na zasadach jednostronnego dopasowania do finansowego, globalnego, hiperkonkurencyjnego kapitalizmu, zlikwidowała w Polsce klasę średnią, zanim jeszcze ona powstała, i wpędziła w ubóstwo i skrajną nędzę rodziny pracownicze, w tym pracowników rolnych i właścicieli małych gospodarstw. Nowe wzory produkcji, dystrybucji i konsumpcji zwiększyły presję na pozyskanie nieodnawialnych surowców, nadwerężając możliwości regeneracyjne przyrody i zarazem rozpraszając zanieczyszczenia (oprócz punktowych emisji czy lokalnych trucicieli nowe emisje z globalnego transportu czy związane z nowymi technologiami) Model ten cechuje prymat rynków finansowych nad „realną gospodarką” i rolnictwem. Hiperkonkurencyjność uprzywilejowuje aktorów ekonomicznych z dużymi zasobami (np. międzynarodowe korporacje, w tym supermarkety, kosztem dostawców i producentów żywności) i wymusza uelastycznianie i potanianie pracy. Zależy od rezerwuarów ubogich ludzi, którzy zgodzą się na pracę za każde wynagrodzenie.

Dokumenty strategiczne z serii Polska 2030 nie problematyzują tych warunków brzegowych transformacji i ich społecznych i ekologicznych skutków, natomiast traktują powrót drapieżnego kapitalizmu jako normę. Na dostosowaniu całego kraju i ludności do tej normy korzystają tylko elity.

Pogarda dla tradycyjnej wiejskości

Autorzy Polski 2030 upatrują przyczyn dysproporcji rozwojowych w cechach osób mieszkających na wsi: bierności zawodowej i niższym statusie społecznym. Podkreślają, iż zwiększa się uzależnienie wsi od transferów publicznych, co zabiera środki na inwestycje generujące wzrost gospodarczy. Według strategii z pakietu Polska 2030 problemy te będą rozwiązane tylko przez modernizację wsi i dokapitalizowanie wielkoprzemysłowego rolnictwa. Wyjałowione gleby, schemizowana żywność, energo- i wodochłonność intensywnego rolnictwa, tymczasowość dochodów z pracy najemnej w rolnictwie i niepewność podstaw egzystencji – tych zjawisk w tej optyce nie widać. Strategie wspierania lokalnej gospodarki i rodzimego rolnictwa, aby zapewnić podstawy egzystencji wiejskiej ludności i chronić cykle regeneracji przyrody i gleby, nie są w ogóle brane pod uwagę.

Blisko połowa polskich emigrantów pochodzi z rejonów wiejskich. Według autorów Polski 2030 świadczy to o zaradności osób, które opuściły wieś, gdzie panuje cywilizacyjne zacofanie. Z wyjątkiem wiejskich elit rodzice są bezwolni, nie inwestują w rozwój i edukację dzieci, którym brak stymulacji kulturalnej, a szkoła nie potrafi wyrównać różnic cywilizacyjnych. Wiejscy maturzyści wybierają kierunki tradycyjne, albo idą na studia tam, gdzie się łatwiej dostać, a kobiety wiejskie są związane tradycyjnymi rolami i nie pracują, co podtrzymuje dysproporcje rozwojowe między regionami. Młodzi powracający na wieś to albo profesjonaliści i wiodące podmioty zmian w rolnictwie, albo osoby nieudolne, z rodzin o niskim statusie, którym nie powiodła się kariera zawodowa, ale „są przejęte ekologią i życiem z dala od miejskiego zgiełku”. Nic więc dziwnego, że przy takich przewagach patologii na wsi jedyne rozwiązanie to likwidacja tradycyjnego rolnictwa w imię „bezpieczeństwa żywnościowego” Polski.

Wśród 34 rekomendacji dla polityki publicznej, jakie podsumowują raport Młodzi 2011, nie żadnej oferty dla młodych na wsi, a tylko kilka rekomendacji może wpłynąć na ich sytuację. Dotyczą one upowszechniania przedszkoli, umożliwiania edukacji powszechnej i dostępu do doradztwa zawodowego (ale studia już mają być na kredyt) i do „elastycznych mieszkań” (à la hotele robotnicze?) dla młodych, w tym migrantów ze wsi. Żadna z pozostałych 30 rekomendacji nie odnosi się do problemów młodych mieszkańców wsi.

Kobiety wiejskie

W raportach z serii Polska 2030 kobiety są oceniane pod kątem ich wartości użytkowej: rozrodczości (czynnik demograficzny, w raportach z 2009 i z 2011 r.) i potencjału ekonomicznego. W raportach z 2011 r., które „odkrywają” kobiety jako zasób dla rynku, autorzy ujmują kobiety w ramach prostych binarnych opozycji. Pokoleniu matek, „zadowolonych niewolnic”, przeciwstawia się neoliberalny ideał: indywidualistyczne, nastawione na karierę córki, zamożne kobiety miejskie przeciwstawia się biernym i zacofanym kobiety z rodzin robotniczych i rolniczych. Wiejskie matki rolniczki nie dysponują kompetencjami i nie wyposażają swoich dzieci w aspiracje, wiedzę i kapitał edukacyjny. Wieś to obciążenie dla budżetu (KRUS, dotacje do rolnictwa, pomoc socjalna) i generuje tylko 5% PKB, a więc tym bardziej kobiety wiejskie z ekonomicznego punktu widzenia są nieprzydatną grupą społeczną. To podejście do kobiet i rodzin robotniczych i wiejskich sygnalizuje rasizm klasowy autorów Polski 2030, jak i utrwalone w konceptualnej architekturze rozwoju patriarchalne relacje płci i wykorzystanie niewynagradzanej lub niskopłatnej opiekuńczej pracy kobiet, na które nakładają się nowe nierówności między kobietami (użyteczne bogate contra ubogie, postrzegane jako pasywa i przeszkoda rozwoju). A jednak to kobiety z rodzin o niskich i średnich dochodach poniosą koszty wdrażania koncepcji rozwoju nastawionych na wzrost gospodarczy ponad wszystko, a ich praca opiekuńcza,w tym produkcja żywności na własne potrzeby, jest strefą buforową, która zabezpiecza rodziny przed skrajną nędzą. Bez wsi nie przetrwają także miasta.

W kontekście tradycyjnego rozwoju wsi rolniczki były i są obarczone zarówno pracą przy produkcji żywności, jak i pracą opiekuńczą. Migracja wiejskich kobiet nasilała się już w czasach PRL, z różnych powodów – zarobkowych, aspiracyjnych, ucieczki od mozolnego życia. Mit o zadowolonych niewolnicach jest fantazmatem. Wiele z nich, jak pokazują streszczone tu badania Think Tanku Feministycznego, i co potwierdzają badania „chłoporobotników” uzupełniało dochody pracą zarobkową w pobliskich miejscowościach. Można więc mówić o potrójnym obciążeniu wiejskich kobiet.

Dzisiaj zasoby z czasów PRL pokolenia babć i dziadków (wybudowane wówczas domy, nabyte prawa emerytalne) są podstawą przetrwania ich samych i rodzin dotkniętych bezrobociem i ubóstwem. Ich córki i wnuczki już nie mają tych zabezpieczeń. Warunki życia wiejskich kobiet poprawił dostęp wsi do kanalizacji, ale likwidacja transportu publicznego pogorszyła ich dostęp do ochrony zdrowia, do sklepów, ośrodków kultury i administracji lokalnej. Zasoby wiejskich rodzin stanowią strefę buforową wobec bezrobocia wśród młodzieży, w tym bezrobotnych młodych z wyższym wykształceniem mieszkających w zasięgu dojazdów do warszawskiej metropolii.

Potwierdzają to dane statystyczne cytowane w raporcie Młodzi 2011. Ale autorzy raportów Polska 2030 przechodzą nad tym do porządku dziennego. Neoliberalne państwo jako menedżer wzrostu gospodarczego widzi inwestorów i metropolie, a koszty reprodukcji społecznej uniewidacznia i przerzuca do gospodarstw domowych i na barki kobiet. Rozwój rolnictwa biodynamicznego i agroturystki (propozycja niszowa w raporcie Trzecia fala nowoczesności) także zależy od większych nakładów pracy i czasu kobiet. O priorytety polityki rolnej i lokalnego rozwoju nikt bezpośrednio zainteresowanych, czyli rolniczek i rolników oraz konsumentów żywności, nie pyta, a jeśli wiejskie kobiety są przywoływane w debacie publicznej, to tylko w ramach przedsiębiorczości, co pozwala zindywidualizować odpowiedzialność za rozwój i warunki życia na wsi i zdjąć tę odpowiedzialność z polityków. Potrzebne są nam dyskusje o alternatywach wobec tego antyspołecznego i antyekologicznego rozwoju i wokół takich tematów jak suwerenność żywnościowa (zob. Forum Nyeleni – European Food Sovereignty Movement) czy solidarne ekonomie wymiany między konsumentami i producentami żywności podwyższonej jakości. Takie debaty są potrzebne, bo Polska 2030 to nie jest pomysł na kraj dla ludzi.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.