ISSN 2657-9596

Staruchy wszystkich stanów, nie dajmy się!

Lech Mergler
30/08/2011

Dziś w sferze publicznej upowszechnia się dyskryminacja, którą można by nazwać dystrybucyjną. Chodzi o dyskryminację na tle dystrybucji dóbr. Dyskryminacja ta wiąże się z propagandą „produktywności”. Podlegają jej przede wszystkim ludzie starsi.

W obiegu „antydyskryminacyjnym” dominuje tematyka dyskryminacji, którą określić można jako tożsamościową. Jej wyraz to figura Obcego: gnębię cię, nie lubię, nienawidzę, gardzę tobą, boję się, bo jesteś inny, niż ja, niż my. Bo jesteś rudy, gruby, nie jesteś katolikiem, albo jesteś niepełnosprawny intelektualnie, jesteś gejem, pochodzisz z innej części kraju, nie jesteś etnicznym Polakiem, tylko Żydem, Białorusinem albo Niemcem itd. Dyskryminacja tożsamościowa wiąże się z wielką, zwykle, emocją, ona chyba jest emocją, a fundamentalne „racje” ją uzasadniające to alibi. Wrogość, wyższość, pogarda, obrzydzenie, lęk, gdy już są, nie potrzebują dowodu. Homogeniczność Polski psychologicznie legitymizuje dyskryminację tożsamościową. Naocznie bowiem widać, że dookoła prawie wszyscy są tacy sami z grubsza, co potwierdzają też mainstreamowe media, seriale TV, politycy, księża.

Dziś w sferze publicznej upowszechnia się dyskryminacja, którą można by nazwać dystrybucyjną. Chodzi o dyskryminację na tle dystrybucji dóbr, powszechnie pożądanych i potrzebnych do życia, których pula jest ograniczona, a dostępność nie trwała. Dyskryminacja dystrybucyjna wiąże się z propagandą „produktywności” ekonomicznej i trywialnego „progresywizmu” (ma być „wszystkiego” więcej, aby było „lepiej”).

W pewnym stopniu dyskryminację dystrybucyjną można kojarzyć z niesprawiedliwością i nierównością w dostępie do dóbr. Najbardziej podlegają jej ludzie najstarsi i najmłodsi, czyli dzieci, co wskazuje na istotną oś ageizmu w Polsce – uderza on w grupy wiekowo skrajne. Kondycja ekonomiczna dzieci w Polsce jest na tle Europy zła. Jednak klepiące biedę na dużą skalę dzieci nie stają się przedmiotem „dyskryminacji dystrybucyjnej”.

Jedną bowiem rzeczą jest nierówność w dostępie do dóbr. Drugą – narracja, która ją „opakowuje” w sensy i znaczenia, wyznaczające społeczne emocje. W przypadku biedy dzieci mamy do czynienia z narracją obłudną – udawanym przejmowaniem się (dzieci nie mają co jeść, ale dalej zbieramy na nowe auto, a wojsko kupuje 48 samolotów F16 po 16 mln $ za sztukę).

Natomiast w związku ze wzrostem liczby ludzi starszych mamy w sferze publicznej do czynienia z ekspresją niepokoju. O to, że potrzeby życiowe tej coraz mniej „produktywnej” grupy stanowią „ciężar” dla „gospodarki” i „rozwoju”. Dyskryminacja dystrybucyjna przeciwstawia sobie społecznych rywali do dóbr, tu – młodszych rywali ludzi starszych i starych. Dyskredytowanie zasadności udziału starszych w dystrybucji dóbr sprzyja, i służy, zmniejszaniu tego udziału w przyszłości. Dziś już straszy wizja katastrofy ekonomicznej, spowodowanej przez hordy staruszków używających życia na emeryturze „na koszt” ciężko tyrających młokosów.

Spójrzmy na kampanię propagandową w kwestii wieku emerytalnego i odsetka zawodowo nieczynnej ludności starszej. Cała ta kampania ma cechy akcji dyskryminacyjnej, która ma zdyskredytować i zawstydzić seniorów biorących „za wcześnie” emerytury, leni niepracujących po 50-tce, kombinatorów-rencistów, dojących ogół produktywnych obywateli.

W Polsce ludzie 50+ pracują w 30% (kobiety) i w 40% (mężczyźni) i jest to prawie najmniej w UE. Tylko 30% z nich uważa się za dość zdrowych. W ramach przywołanej kampanii nie postawiano jednak pytań o przyczyny tego stanu rzeczy. Kampania miała charakter prewencyjny, w celu uchronienia „produktywnej” i „rozwojowej” części społeczeństwa przed przyszłymi konsekwencjami faktu, że seniorzy, a raczej pre-seniorzy, za mało pracują. Są więc „winni”? Należy ich „ukarać”?

Analiza przyczyn mogłaby, na przykład, pokazać, że ludzie wcześnie odchodzą z pracy, bo stosunki pracy w Polsce są złe, poza enklawami humanitaryzmu wobec pracowników. Polacy pracują najwięcej w Europie, więc to może tłumaczy ucieczkę od pracy nieco starszych i ich zły stan zdrowia? Inne wyjaśnienie mogłoby pokazać masowość „usług domowych”, świadczonych przez seniorów rodzinom swoich dzieci. Bez tego nie dałyby one sobie rady w nieprzyjaznym wobec rodzin z dziećmi otoczeniu kapitalizmu na dorobku.

Tak czy owak oficjalny dyskurs polityczny, piętnując obecny sposób obecności w życiu społeczno-ekonomicznym mas ludzi starszych, nic nie proponuje poza ograniczaniem świadczeń. Pro publico bono macie pracować dłużej i więcej, a w jaki sposób to zrobicie – wasza sprawa. Jak nie, to do przytułku, kontenera (Poznań) albo na śmietnik. Gospodarki, społeczeństwa, nie stać na tolerowanie waszego masowego nieróbstwa na koszt innych!

Dobrze jest pracować jak najdłużej, byle z wyboru i żeby praca była dopasowana do możliwości, z wiekiem malejących. I żeby w ogóle była!!! Są jakieś wolne posady dla ludzi 50+? Władze nakręcające spiralę dyskredytowania ludzi starszych jako podejrzanych obywateli gorszego sortu („ciężar dla gospodarki”), bez słowa o konieczności budowy systemu zróżnicowanych ofert pracy – tylko napuszczają obywateli na siebie. To są oczywiste jaja – 70-letni komandos wyskakujący ze spadochronem nad Afganistanem, który przez tydzień strzela, biega, nurkuje, wspina się po górach bez jedzenia, picia i spania, a po krótkiej regeneracji rusza na Antarktydę. Gliniarz z pałą i pistoletem po 60-tce, lub 50-letni murarz na wysokości.

Prowokowanie niechęci i podejrzliwości wobec nas, staruchów, to dość obrzydliwe posunięcie demokratycznej władzy. Demokracja nie daje patentu na mądrość.

Artykuł pochodzi z wydania „Zielonych Wiadomości” z lipca 2010.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.