ISSN 2657-9596

Formuła dobrego miasta

Bartłomiej Kozek
11/05/2018

Wybory samorządowe zbliżają się wielkimi krokami. Przypominają nam o tym kandydaci, którzy ponoć nie prowadzą kampanii wyborczej oraz obietnice, które wprawiają w zdumienie.

Więcej mostów? Odgrzebanie starej, niezbyt praktycznej wizji metra? W roku 2014 wydawało się, że okres kuszenia wielkim, polskim laniem betonu mamy już za sobą. Kiełkujące wówczas ruchy miejskie rozkwitały dzięki coraz szerzej podzielanej myśli, że nadszedł już czas na postawienie przede wszystkim na inwestycje poprawiające jakość życia.

Start POPiSów

Pierwsze wystrzały w wielomiesięcznej batalii o Warszawę postronnych obserwatorów głównie zdumiewały. Patryk Jaki z osoby, delikatnie mówiąc, sceptycznej wobec osób nieheteronormatywnych zmienił się w piewcę in vitro oraz budowniczego otwartego, europejskiego miasta. Rafał Trzaskowski mierzyć się musi z niewdzięcznym zadaniem tłumaczenia, dlaczego będzie zmianą w stosunku do poprzedniej prezydent miasta, wywodzącej się z tej samej partii politycznej.

Byłoby nieuczciwe stwierdzić, że dwójka jak do tej pory dominujących debatę publiczną w Warszawie polityków nie miewa również dobrych pomysłów i zobowiązań. Miło patrzeć, jak deklarują oni choćby tańszą komunikację publiczną czy zwiększenie ilości miejskich żłobków. Z ich wypowiedzi trudno jednak na tym etapie… powiedzmy, że okresu przedwyborczego zauważyć jakąś spójną wizję tego, jak wyglądać powinno współczesne miasto.

Być może taką wizję poznamy za klika tygodni lub miesięcy. Być może zaprezentują ją przedstawiciele innych formacji, które z pewnością nie będą chciały ograniczenia tej debaty do starcia kandydatów dwóch największych partii.

Przed podobnymi wyzwaniami staną walczący o najwyższe urzędy również w innych miastach. To dobry czas by sprawdzić, czy potrafią korzystać z pozytywnych doświadczeń z innych zakątków świata.

Doświadczenia tworzenia wizji dobrego miasta coraz częściej opierają się nie tylko na eksperckich opracowaniach, ale również na bezpośrednich rozmowach z samymi zainteresowanymi – ich mieszkankami i mieszkańcami. Z tego założenia wychodziły chociażby budżety partycypacyjne, które w ostatnich latach w tej czy innej formie (i z różnym powodzeniem) rozprzestrzeniły się w polskich samorządach.

Głos mieszkańców

Z tego też założenia wyszedł brytyjski think tank Compass, który postanowił zaprosić osoby mieszkające w Londynie do dyskusji o tworzeniu lepszego miasta do życia. Choć to spora, tętniąca życiem metropolia to nie brakuje tu problemów – od zanieczyszczenia powietrza aż po wysokie koszty życia, wypychające z miasta osoby mniej zamożne.

Jak wielokrotnie pokazywaliśmy na łamach „Zielonych Wiadomości” brytyjska kultura intelektualno-polityczna, której owocami są ciekawe, nieszablonowe raporty organizacji pozarządowych czy całościowe manifesty partyjne ma się czym pochwalić. Compass postanowił jednak nie ograniczać się do dyskusji za zamkniętymi drzwiami i zadbać o różnorodność głosów w dyskusji o stolicy Zjednoczonego Królestwa.

Podsumowaniem tego projektu stała się publikacja „Good London. A vision for the city we want to live in”. Do jej opracowania wykorzystane zostały zróżnicowane narzędzia, takie jak panele czy interaktywne warsztaty.

Organizatorzy postanowili zadbać o to, by wśród uczestników byli zarówno „zwykli ludzie”, jak i przedstawiciele organizacji społecznych, artystki czy politycy z różnych opcji. Pozwoliło to na twórczy ferment i na opracowanie rekomendacji, które cieszyły się szerokim poparciem osób uczestniczących.

Jakie tematy leżały im na sercu? Ich zestaw nie powinien zaskakiwać. Mieszkający w Londynie chcą, by ich głos był słyszany nie tylko w okresie kampanii wyborczej. Uważają, że dostępność do sprawnie działającej, przystępnej cenowo komunikacji publicznej jest ważna dla jakości ich życia. Zależy im na tętniącej życiem sąsiedzkim i kulturalnym okolicy, w której nie brakuje mieszkań komunalnych. Uważają również, że miasto powinno promować godne warunki pracy i płacy.

Tematy te bardzo często się ze sobą zazębiają.

Troskliwa metropolia

Przykładem może być planowanie przestrzenne i polityka mieszkaniowa, która z perspektywy mogących chcieć dobrze decydentów zbyt często kojarzy się jedynie z budową jak największej ilości zestandaryzowanych mieszkań.

Podejście to na dłuższą metę grozi jednak nie tylko inwestycjami w nietrafionych miejscach (generujących korki lub wymagających poświęcenia terenów zielonych), ale też niezaspokojeniem potrzeb, na które miały odpowiadać.

Przykładem tego typu potrzeby jest tworzenie przestrzeni dostępnych dla osób z niepełnosprawnościami. Znoszenie barier architektonicznych na przystankach komunikacji miejskiej czy zagwarantowanie, by co najmniej 10% nowych mieszkań spełniało standardy dostępności ma być na nią odpowiedzią.

Inną ważną kwestią w Londynie jest zapewnienie większej stabilności i bezpieczeństwa na tamtejszym rynku mieszkaniowym.

Poza postulatem szerzej zakrojonych konsultacji społecznych wypracowane zostały również inne pomysły, takie jak pobudzanie przez miasto rozwoju różnego rodzaju spółdzielczych rozwiązań mieszkaniowych czy wynajmowanie mieszkań u prywatnych właścicieli przez specjalną, miejską agencję mieszkaniową, która następnie wynajmowałaby je indywidualnym najemcom, kontrolując wysokość czynszów, skalę ich wzrostów czy oferowany standard mieszkaniowy.

Co wolno, co można, co trzeba

Jest jasne, że samorząd o własnych siłach nie rozwiąże wszystkich problemów tego świata. W jednych dziedzinach może mieć on więcej kompetencji, dzięki czemu może np. zmniejszyć koszty życia mieszkających na obrzeżach Londynu, obniżając im ceny komunikacji zbiorowej.

W innych może głównie promować dobre standardy, mogące minimalizować negatywne skutki zjawisk takich jak „pracujący ubodzy” – w tym wypadku poprzez przyznawanie zamówień publicznych wyłącznie firmom, płacącym swoim pracownikom wyższą od płacy minimalnej „living wage”.

Ważne, by będąc świadomym swych ograniczeń był w stanie wykorzystać dostępne mu narzędzia to pobudzania pozytywnych trendów (jednym z postulatów z konsultacji Compassu było zbudowanie do roku 2025 zeroemisyjnej floty autobusowej i taksówkowej, a także zakaz wjazdu do Londynu samochodów z silnikiem diesla) oraz do ograniczania negatywnych skutków zjawisk, na które ma bardziej ograniczony wpływ.

Jak zresztą w innej publikacji, „Green Economy at a Community Scale”, przekonują jej autorzy – Tim Jackson i Peter A. Victor – mają one zdolność do tworzenia podwalin trwałego, zrównoważonego rozwoju najbliższej okolicy poprzez inwestowanie w ludzi i środowisko.

Lokalny Nowy Ład

W przeciwieństwie do raportu Compassu skupia się ona mniej na suflowaniu konkretnych rozwiązań (choć i tych w niej nie brakuje), co na strategicznym przeformułowaniu kierunków rozwoju lokalnych społeczności. Zmiana optyki władz lokalnych jest ich zdaniem niezbędna do odblokowania możliwości, związanych z budową lokalnej zielonej gospodarki – wymaga to jednak przedefiniowania mierników jej sukcesu.

Jako przykład alternatywy podają Kanadyjski Indeks Dobrostanu, w skład którego wchodzi aktywność lokalnej społeczności, demokratyczne zaangażowanie, stan systemu edukacyjnego, środowiska oraz zdrowia, jakość życia kulturalnego, standardów życia oraz ilość dostępnego nam wolnego czasu.

Patrząc się na tak szczegółowe zestawienie (a warto dodać, że na każdą z powyższych kategorii składa się po kilka wskaźników) widzimy, że jakości życia nie da się zamknąć w liczbach takich jak długość wyremontowanych dróg czy nowych miejsc pracy w okolicznej specjalnej strefie ekonomicznej.

Właśnie dlatego potrzebujemy całościowych wizji rozwoju lokalnych społeczności – i o takie wizje warto będzie w najbliższych miesiącach pytać walczących o fotele wójtów, burmistrzów czy prezydentów.

Wizja dobrych społeczności, zaprezentowana przez autorów raportu kanadyjskiej Metcalf Foundation, jest wyjątkowo szeroka. Olbrzymią rolę odgrywa wspieranie w niej oddolnej aktywności społecznej – od spółdzielni produkcyjnych, mieszkaniowych czy energetycznych, poprzez wspólnotowe zarządzanie dobrami społecznymi takimi jak woda, aż po tworzenie instytucji finansujących lokalne inwestycje czy wspierających pozostawanie pieniędzy w lokalnej gospodarce (waluty lokalne).

Czas przewartościowań

Warto zwrócić uwagę, że obok zredefiniowania wskaźników rozwoju mamy tu również do czynienia z umieszczeniem pozornie znanych nam terminów w nowych kontekstach.

Tak jest chociażby w wypadku przedsiębiorczości, która w wizji Jacksona i Victora w żadnym wypadku nie ogranicza się do własnej działalności gospodarczej i obejmuje zarówno inne formy własności (spółdzielnie), jak i alternatywne modele biznesowe (oferowanie usług związanych z energią zamiast jedynie jej dostarczania).

Podobnego przemyślenia wymaga ich zdaniem również nasza wizja pracy. Istotnym jej elementem ma być dążenie do ciągłego wzrostu efektywności, co ich zdaniem przynosi efekty w postaci przepracowania, stresu, chorób cywilizacyjnych czy mniejszej ilości czasu wolnego.

Zamiast kontynuować tego typu scenariusz powinniśmy zacząć eksperymentować chociażby ze skracaniem czasu pracy, co zresztą proponują w Polsce partie takie jak Razem (zbierające podpisy pod stosowną inicjatywą ustawodawczą) czy Zieloni. Warto rozważyć, czy podobne eksperymenty nie czas już przeprowadzić – nawet testowo – w podległych lokalnym samorządom instytucjach.

Nowe otwarcie nad Wisłą?

Ze wspomnianych publikacji wyciągnąć można jeden wniosek, istotny również w polskim kontekście – lokalne życie polityczne i ekonomiczne kręcić się powinno wokół dobrostanu lokalnych społeczności.

Szeroko pojęte środowiska progresywne, walcząc o sprawniejsze działanie instytucji publicznych powinny jednocześnie pamiętać, że proces ich wyrywania z rąk różnego rodzaju grup interesu może się nie powieść bez żywego, oddolnego zaangażowania obywatelskiego.

W obliczu wielokrotnie badanego i wyrażanego poczucia kryzysu aktywności społecznej w naszym kraju wniosek ten może nie napawać optymizmem. Z drugiej strony jednak, patrząc na ilość podpisów pod różnego rodzajami petycji, osób uczestniczących w ostatnich latach w demonstracjach czy w głosowaniach nad budżetami partycypacyjnymi być może patrzymy się na samych siebie nieco zbyt surowym okiem.

W tym też warto pokładać w tym roku nadzieję.

Zdj. Fragment okładki raportu „Green Economy at a Community Scale”

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.