ISSN 2657-9596

Piłka i polityka

Marcin Wrzos
11/06/2012

Mistrzostwa Europy w piłce nożnej promowane są jako święto futbolu. Krytyka tej wielkiej imprezy traktowana jest jako próba wykorzystania sportu dla celów politycznych. Takie podejście miałoby sens, gdyby piłka nożna była tylko zwykłą rozrywką, w tym przypadku organizowaną na najwyższym komercyjnym poziomie. Dla kogoś, kto nie interesuje się piłką na co dzień, może być zaskoczeniem, że świat piłkarski jest dużo bardziej różnorodny i skomplikowany. A polityka od zawsze jest jego częścią.

Wielka Brytania

Pierwsze kluby piłkarskie zaczęły powstawać w Anglii w połowie XIX w. Na początku futbol był grą plebejską, bardziej elitarne szkoły wręcz jej zakazywały. Kluby powstawały oddolnie, były tworzone przez określone środowiska i nie pozostawało to bez wpływu na światopogląd kibicujących im ludzi. Doskonale to widać na przykładzie dwóch szkockich klubów z Glasgow. Celtic został stworzony w dużej mierze przez irlandzkich imigrantów, którzy przybyli do miasta w poszukiwaniu pracy. Do dziś jest to jeden z najbardziej lewicowych klubów w Wielkiej Brytanii. Na stadionie powiewają flagi z Che Guevarą, a wśród kibiców dominuje światopoglądowy liberalizm, który – inaczej niż na kontynencie – idzie w parze z katolicyzmem. Po drugiej stronie jest Glasgow Rangers, klub lojalistów i protestantów. Wśród jego kibiców dominują poglądy prawicowe.

Mecze pomiędzy tymi drużynami to nie tylko sport, ale także rywalizacja pomiędzy dwoma różnymi systemami wartości. W epoce sprzed powszechnego prawa wyborczego był to dla wielu jedyny sposób na wyrażenie własnych poglądów. Do dziś pozostaje to ważne dla kibiców obu drużyn. Spotkania między takimi drużynami nazywane są derbami i odbywają się na całym świecie.

Futbol rozpowszechnił się bardzo szybko, tam gdzie docierali angielscy marynarze tam pojawiała się również piłka nożna. Wielkie migracje związane rewolucją przemysłową wyrywały ludzi z ich lokalnego środowiska. W nowych miejscach czuli się wyobcowani, piłka nożna pozwalała na budowanie nowych relacji, na odbudowanie poczucia wspólnoty.

Argentyna

Najbardziej chyba dziś spektakularne derby mają miejsce w Argentynie. Nigdzie chyba tak wyraźnie nie widać podziałów klasowych między kibicami obu klubów i nigdzie indziej kibicowanie nie ma aż tak powszechnego wymiaru. Ponad 70% Argentyńczyków, niezależnie od płci, deklaruje się jako kibice Boca Juniors lub River Plate.

Pierwszy z tych klubów założony został przez włoskich imigrantów w portowej dzielnicy Boca. Od początku był to klub klasy pracującej w przeciwieństwie do River Plate, które opierało się na kibicach z zamożniejszych klas społecznych. Polityka od początku leżała u podstaw rywalizacji między tymi klubami. Ci, którzy chcieli od niej uciec, kibicowali „niezależnemu” Independiente Buenos Aires, klubowi równie utytułowanemu, ale posiadającemu znacznie mniej fanów. Wraz ze wzrostem poziomu konfliktów społecznych nasilała się wrogość między kibicami. Nawet dziś trudno wyznaczyć granicę między sportem a polityką.

Hiszpania

Nie inaczej jest w innych państwach, choćby w Hiszpanii. Podziały społeczne wywołane dyktaturą gen. Franco nadal są żywe. Tu jednak Gran Derbi nie toczy się między drużynami z tego samego miasta.

Silne w tym kraju regionalizmy częściowo przesłaniają podziały socjoekonomiczne. Główna rywalizacja przebiega między królewskim Realem Madryt a „Dumą Katalonii” Barceloną. Real od początku jest symbolem monarchii, scentralizowanego państwa i tradycyjnych wartości. W czasie dyktatury gen. Franco był to ulubiony klub rządzącej junty, co nie pozostawało bez wpływu na sukcesy, jakie odnosił w tamtym okresie. Wokół Barcelony jednoczyli się kibice, którzy chcieli demokratyzacji i decentralizacji kraju. Dominowały wartości lewicowe, co nie pozostawało bez wpływu na samą filozofię funkcjonowania klubu. Real Madryt to spektakularne transfery i wielkie pieniądze, Barcelona to praca u podstaw i oparcie gry na wychowankach.

Napięcie towarzyszące meczom tych drużyn jest dziś nieco mniejsze niż za czasów Franco, wtedy każde zwycięstwo Barcelony traktowane było jako cios wymierzony w znienawidzony reżim. Również inne kluby nie unikają polityki. Najbardziej jaskrawym przykładem jest Athletic Bilbao. W tym baskijskim klubie nie mogą grać Hiszpanie, jej skład to Baskowie wzmocnieni ewentualnie graczami zza granicy. Ta zasada prawdopodobnie nie pozwoliła klubowi uzyskiwać większych sukcesów sportowych. Polityka w tym przypadku bierze jednak górę. Nie dziwi to, zważywszy, że wielu kibiców Athletic ma poglądy separatystyczne i aktywnie wspiera ETA.

Francja

Nieco inaczej jest we Francji, gdzie – podobnie jak w Anglii – kluby są najczęściej nośnikiem tradycji lokalnych. Są jednak i takie kluby, których rywalizacja wzbudza emocje ogólnofrancuskie. Po jednej stronie jest PSG, klub z Paryża, z którym utożsamiają się ludzie o poglądach prawicowych, lepiej sytuowani, wyznający tradycyjne wartości. Po drugiej jest wyraźnie lewicowy Olympique Marsylia, któremu szczególnie kibicują imigranci. W jakimś stopniu jest to odwzorowanie najistotniejszej linii podziału dzielącej francuskie społeczeństwo.

Włochy

Inaczej wygląda sytuacja we Włoszech. Tam nie ma jednego meczu, który elektryzowałby cały kraj. Nie brakuje jednak polityki, nawet w najbardziej skrajnym wydaniu.

Trzeba koniecznie wspomnieć o Lazio Rzym. Klub jawnie odwołuje się do faszystowskiej przeszłości. Faszystowskie pozdrowienia można oglądać nie tylko w wykonaniu kibiców, ale i piłkarzy. Ciemnoskórzy zawodnicy unikają transferów do tego klubu jak ognia. Na drugim biegunie jest AS Livorno, klub odwołujący się do idei komunizmu. Przed każdym meczem u siebie kibice odśpiewują Międzynarodówkę, a na stadionie zawsze powiewają czerwone flagi z sierpem i młotem. Nie powinno to dziwić, to w Livorno powołano do życia Włoską Partię Komunistyczną. We Włoszech widać wyraźne podziały, szczególnie w dużych miastach różne warstwy społeczne kibicują różnym klubom. Takie pary tworzą m.in. Juventus z Torino, Lazio z Romą czy Inter Mediolan z Milanem.

Niemcy

Interesującym przykładem z polskiego punktu widzenia może być historia niemieckiego klubu St. Pauli. W latach 80. w całym kraju na stadionach zaczynały pojawiać się coraz liczniej grupy neonazistów. Tak było również w Hamburgu, gdzie miejscowy HSV odnosił wtedy duże sukcesy. Z tego powodu część kibiców zdecydowała się odejść i zacząć kibicować lokalnemu i mało znaczącemu St. Pauli. Położony w portowej dzielnicy czerwonych latarń klub był idealnym miejscem na stworzenie nowej jakości w niemieckiej piłce. Herbem klubu jest piracka flaga, a credo jego kibiców to: „nigdy więcej wojny, nigdy więcej faszyzmu, nigdy więcej trzeciej ligi”. Sukcesy sportowe nie są aż tak ważne, to co się naprawdę liczy w St. Pauli, to panujący tu klimat tolerancji. Przez wiele dbał o to prezes klubu Cornelius Littman, który nie ukrywał swojej homoseksualnej orientacji. O jego pryncypialności niech świadczy fakt, że nie zawahał się usunąć ze stadionu seksistowskich reklam jednego z niemieckich czasopism.

Serbia

W krajach postkomunistycznych wśród kibiców widać większą niż gdzie indziej popularność ideologii nacjonalistycznej. Najmniej chlubną kartę zapisali kibice Crveny Zvezdy Belgrad. Założona przez nich paramilitarna Serbska Gwardia Ochotnicza odpowiedzialna była m.in. za masakrę w Vukovarze w 1991 r. i czystki etniczne w Bośni. Nadal jest to najbardziej popularny klub w Serbii. Na ironię może zakrawać fakt, że czerwona gwiazda, będąca symbolem klubu, jest pamiątką po jego antyfaszystowskich początkach. Takich pozornych sprzeczności w tej części Europy jest dużo więcej.

Polska

Również w Polsce nacjonalistyczne postawy wśród kibiców są bardzo popularne. Czasem wynika to z tradycji poszczególnych klubów, a czasem z zapomnienia o tradycji.

Początki piłki nożnej w Polsce sięgają czasów zaborów. Symptomatyczny jest przykład poznańskiej Warty. Założyli go Polacy, którzy nie chcieli grać w klubach niemieckich. Wiele polskich klubów z założenia miało służyć afirmacji polskości. Niektóre robiły to z poszanowaniem dla innych nacji, inne nie ukrywały niechęci, szczególnie w stosunku do swoich żydowskich sąsiadów. Współczesny antysemityzm ma niestety mocne korzenie w okresie międzywojennym. Na przełomie 1937 i 1938 r. wspominana już Warta Poznań wystąpiła o wprowadzeniu paragrafu aryjskiego, który wykluczałby z PZPN kluby, sędziów i piłkarzy nie-chrześcijan. Poparły ją niektóre kluby, w tym Wisła Kraków. W obronie Żydów wystąpiła odwołująca się do wartości patriotycznych i konserwatywnych Cracovia, co jeszcze bardziej wzmogło animozje między kibicami tych klubów. Aby przekonać się, że tradycja ta jest wciąż żywa, wystarczy obejrzeć mecz derbowy, z pewnością nie zabraknie tam antysemickich okrzyków.

Podobnie jest na meczach z udziałem Widzewa Łódź. Klub ten ma jak na warunki polskie niezwykłą historię. Robotnicze Towarzystwo Sportowe Widzew (bo taka jest jego pełna nazwa) powstało z inicjatywy lokalnej komórki Polskiej Partii Socjalistycznej. Jego celem było „szerzenie wśród mas idei kultury fizycznej”. Robotnicza przeszłość jest wystarczającym powodem do antysemickich ataków ze strony kibiców innych drużyn. Z drugiej strony rzeczywistość często rozmija się z tradycją. W kwietniu tego roku media donosiły o rozprowadzanych wśród widzewskich kibiców antysemickich koszulek. Celem ataku był lokalny rywal ŁKS. To prawdziwy paradoks, ponieważ kibice tego klubu są znani z antysemickich wystąpień.

Świat piłki nożnej nie jest jednak czarno-biały, jak chcieliby niektórzy. Ten sam ŁKS przed wojną był jednym z klubów, który przeciwstawiał się wprowadzeniu paragrafu aryjskiego. Kibice nie są zwartą masą. Przykładem tego może być warszawska Legia, klub związany z Józefem Piłsudskim i tradycją legionową. Dziś kibicom tej drużyny wydaje się znacznie bliżej do ONR niż lewicowych tradycji PPS. Wyrazem tego może być wzięcie udziału w ostatnim Marszu Niepodległości. Sam klub dystansuje się od polityki i oficjalnie odwołuje się do patriotyzmu. Jego definicja nie jest jednak taka sama dla wszystkich kibiców Legii. Udział w marszu był przedmiotem krytyki, a ożywiona dyskusja nad tą sprawą trwała jeszcze długo po nim.

Ciekawą historię ma również Ruch Chorzów, który powstał pod egidą Polskiego Komisariatu Plebiscytowego i bardzo silnie odwoływał się do polskiego patriotyzmu. Twórcy klubu brali udział w powstaniach śląskich. Patriotyzm nie przeszkadzał nigdy kibicom w manifestowaniu odrębności śląskiej tożsamości. Dziś te tendencje zdają się nasilać i widoczne są chociażby w postaci pojawiających się coraz częściej na meczach emblematów Ruchu Autonomii Śląska. W przypadku Ruchu tradycje przedwojenne przetrwały okres PRL, nie wszędzie się to udało. W tamtym okresie nie przyjmowano do wiadomości podziałów socjoekonomicznych, kluby piłkarskie nie mogły się więc do takich różnic odwoływać. Wprowadzono podziały branżowe… Zanik tradycji to jeden z powodów uniformizacji postaw wśród kibiców różnych drużyn.

Stadion jako trybuna

Były piłkarz Lazio Paolo Di Canio, który sam siebie określa jako faszystę, w swojej biografii nazwał stadiony „największą trybuną dyskusji społeczno-politycznych”. Jest w tym oczywiście dużo przesady. Nie ulega wątpliwości jednak, że takie dyskusje się toczą. Piłka nożna do dziś największe zainteresowanie budzi w najuboższych warstwach społecznych, u ludzi wykluczonych i pozbawionych perspektyw. W Polsce to oni zasiadają na stadionach i czasem tylko tam mają okazję na wykrzyczenie swojej frustracji. Obecna tam nienawiść nie jest chorobą samą w sobie, ale objawem głębszego problemu. Nie wystarczy usunąć „kiboli” ze stadionów, by zniknęło rosnące rozwarstwienie społeczne, zmniejszyło się bezrobocie wśród młodych ludzi, a enklawy nędzy nie powiększały się. Antysemityzm, homofobia, rasizm, gloryfikacja przemocy, związki ze światem przestępczym to nie wynik genetycznej skazy, którą można wyplenić poprzez zamykanie stadionów i wzrost cen biletów na mecze. Większe efekty dałaby skuteczna polityka społeczna i przede wszystkim lepszy system edukacji.

Większość kibiców raczej z radością przyjmuje Euro. Dla tych radykalniejszych impreza jest świętem „pikników”, czyli ludzi, którzy na stadionach szukają tylko rozrywki. Zamierzają ją ignorować, przynajmniej na ile się da. Nie sposób nie dostrzec klasowego podtekstu tej niechęci. Stadiony na czas Euro przejmują warstwy zamożniejsze. Spore znaczenie ma również fakt, że jest to wydarzenie przygotowywane przez ekipę Donalda Tuska, który dla wielu grup kibicowskich jest dziś wrogiem numer jeden. Narastający w Europie strach przed polskimi kibicami nie ma większego uzasadnienia. Na meczach reprezentacji obowiązuje pakt o nieagresji. Będzie zapewne więc jak w komercyjnym śnie, potem Euro się skończy i wróci szaro-brunatna rzeczywistość.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.