ISSN 2657-9596

Śmieci jako zasoby

Marek Nowak , Filip Piotrowski
15/10/2015

„W Polsce cały czas pokutuje przeświadczenie, że odpady są problemem, tymczasem one są szansą. W Europie Zachodniej tak właśnie są postrzegane. U nas śmieć ciągle jest śmieciem, a nie zasobem” – przekonuje Filip Piotrowski.

Marek Nowak: Gdy przeciętny człowiek w Polsce pomyśli o tym co się dzieje z odpadami komunalnymi to ma gdzieś w głowie obraz wysypiska śmieci – miejsca na odludziu, gdzie odpady są składowane na wielkiej kupie śmieci. Czy jednak taki system oparty o składowiska śmieci ma w XXI wieku jakiś sens?

Filip Piotrowski: Jest zupełnie bez sensu. Tym bardziej, jeśli tak jak w Polsce oparty jest o składowiska ponadregionalne, bo wtedy dodatkowo powoduje jeszcze szereg konfliktów lokalnych.

MN: Jakich konfliktów?

FP: W czasach przedwojennych i później w PRL-u system składowisk odpadów oparty był o małe, lokalne składowiska. To oczywiście bywało uciążliwe – nie były w żaden sposób uszczelniane, śmieci były rozwiewane przez wiatr, a potem wszystko trafiało do wód gruntowych.

Obecność składowisk nie budziła jednak dużych emocji, gdyż były to śmieci gminne – ludzie postrzegali je jako „własne”. W momencie kiedy zaczęły się zmieniać przepisy i wprowadzono wysypiska ponadregionalne, co miało na celu zmniejszenie ich liczby oraz dostosowanie ich do wymogów Unii Europejskiej, pojawiły się konflikty.

MN: Ludzie znosili składowiska dopóki mieli przekonanie, że to są ich własne śmieci?

FP: Śmieci przestały być lokalne, a zaczęły być zwożone z dużych miast – często nawet spoza regionu. Wtedy pojawił się syndrom „nie w moim ogródku” i mieliśmy kilka spektakularnych protestów.

MN: Jak ten w Tomaszowie Mazowieckim?

FP: To dobry przykład. W Tomaszowie Mazowieckim lokalna społeczność, a w ślad za nią lokalni politycy, zbuntowali się przeciw składowaniu na swoim terenie odpadów z Warszawy, która jako jedyna duża europejska stolica nie ma swojego składowiska odpadów.

Przykładów protestów przeciw składowiskom jest jednak dużo więcej. Można zaryzykować stwierdzenie, że ponadlokalność definitywnie zlikwidowała w Polsce możliwość składowania odpadów na składowiskach.

MN: Nigdzie to się nie udaje?

FP: Jest tylko parę przykładów w Polsce, gdzie takie rozwiązania się sprawdziły. Tylko dlatego, że składowiska te są ulokowane w miejscach, gdzie w najbliższej okolicy nie ma żadnej lokalnej społeczności.

MN: Co dla lokalnych społeczności jest najbardziej uciążliwe w składowiskach?

FP: Przede wszystkim zapach. To bardzo wyraźnie pojawia się we wszystkich badaniach prowadzonych na ten temat – zarówno w Polsce jak i za granicą.

Robiliśmy kiedyś badania w jednej z miejscowości, gdzie miało powstać wysypisko. Badając społeczność okolicznych wsi okazało się, że najbardziej przeciwko jest społeczność wsi najdalej od potencjalnego składowiska.

Nie mogliśmy zrozumieć przyczyn tego zjawiska do momentu dopóki nie skojarzyliśmy tego faktu ze średnią kierunków wiatrów w tej okolicy. Stało się wtedy oczywiste, że o ile mieszkańcy innych miejscowości widzą górę śmieci i jeżdżące śmieciarki, to właśnie mieszkańcy tamtej wsi są najbardziej narażeni na uciążliwe zapachy.

MN: Jakie są jeszcze wady systemu gospodarki odpadami opartego na składowiskach?

FP: Składowanie to przede wszystkim marnowanie zasobów. W Polsce cały czas pokutuje przeświadczenie, że odpady są problemem, a nie szansą. W Europie Zachodniej tak właśnie są postrzegane – u nas śmieć ciągle jest śmieciem, a nie zasobem.

Założeniem nowej ustawy miało być to, by odpady stały się zasobem samorządu. Tymczasem stały się one śmieciem samorządu, którego chce się jak najszybciej pozbyć.

MN: Obecnie w Polsce buduje się sześć spalarni.

FP: Budujemy w Polsce spalarnie w momencie, kiedy zachód Europy zaczyna się z nich wycofywać.

MN: Spalanie śmieci się nie opłaca?

FP: Opłaca się, gdy ropa jest tania – dlatego obecnie spalarnie w Europie nieco odżyły. Gdy ropa jest droga nie opłaca się palić pochodnych węglowodorów (czyli wszystkich plastików) opłaca się je wtedy z powrotem przerabiać na węglowodory. Spalanie to model utylizacji silnie zależny od koniunktury na rynku ropy, a z nią jak wiadomo bywa różnie.

Spalarnie na ogół nie są zbyt rentowne. Wymagają wielkich nakładów energetycznych. Żeby śmieci się dobrze paliły potrzeba wysokich temperatur. Trzeba je również bardzo intensywnie napowietrzać aby spalanie przebiegało w odpowiednich warunkach – dopiero to gwarantuje odpowiednio niskie stężenie dioksyn. Dochodzi do tego jeszcze kwestia filtrów.

Bywa, że wychodzi się ekonomicznie na plus, aczkolwiek jest sporo przykładów tego typu inwestycji do których się dopłaca. Nie bardzo też wiem, co się będzie robiło z popiołami ze spalarni.

MN: Nie ma na to żadnego pomysłu?

FP: Należy pamiętać, że te popioły są dość mocno toksyczne i żeby można było je bezpiecznie składować trzeba je albo betonować (co jest tańsze), albo szklić, co jest droższe, lecz bezpieczniejsze. Trzeba je też gdzieś składować. Powinno być to składowisko odpadów niebezpiecznych. Niemcy upychają takie odpady w kawernach po byłych kopalniach soli, głęboko pod ziemią. U nas nie ma pomysłu, co z tym zrobić.

MN: Czy pomijając te kwestie spalarnie są ekologiczne?

FP: To oczywiście zależy od użytej technologii. Im droższe, tym bardziej ekologiczne. Przy wysokim nakładzie energetycznym ilość dioksyn jest dość niska. Należy jednak pamiętać, że jest to dość droga metoda utylizacji.

MN: Czemu zatem Polska się na nią zdecydowała?

FP: Bo tak jest najprościej. Mamy spełnić wymogi unijne, to budujemy spalarnie. Będziemy utylizowali tyle odpadów, ile trzeba z punktu widzenia wymogów UE. To dużo prostsze niż przekonanie ludzi czy też stawianie na technologię która jest innowacyjna, ale wymaga trochę bardziej zaawansowanej segregacji. Często niestety wybieramy najprostsze rozwiązania, a nie takie, które mogą nam coś przynieść w przyszłości.

MN: Jakie rozwiązania wybierane są w Europie Zachodniej?

FP: Zaczyna tam dominować bardzo ciekawy model, który sprowadza się do zasady „zero waste”. Śmieci w nim znikają, bo wszystko da się z nich przetworzyć. Dziś zaczyna się o nich myśleć poprzez cykl życia produktu. Odpady są jednym z zasobów, którym dysponuje samorząd – zasób, który dla lokalnej społeczności może generować szereg korzyści.

MN: Co można zrobić z odpadów?

FP: W Skandynawii bardzo często są przerabiane na biogaz. Pojawiają się instalacje, które wykorzystują energię słoneczną albo wiatrową do tego, by przetwarzać odpady biodegradowalne na biogaz.

Śmieci niebiodegradowalne są poddane recyklingowi – przerabia się je na to, z czego powstały i używa ponownie. Skandynawowie gazują odpady biodegradowalne i napędzają biogazem komunikacje miejską, albo też spalają śmieci, ogrzewając sobie w ten sposób wodę lub produkując prąd.

Nowe technologie umożliwiają przetwarzanie odpadów na komponenty do biopaliw. Można do tego użyć w zasadzie wszystkiego co biodegradowalne – od skórek od banana, ziemniaków, aż po resztki kurczaka. Poddaje się je odpowiedniej fermentacji i uzyskuje butanol, który można nawet dodawać jako komponent do zbiorników samochodowych i na nim jeździć.

MN: Co jeszcze można uzyskać z odpadów?

FP: Można je np. poddać beztlenowej formie fermentacji, która daje nam możliwość wytworzenia biobutanolu. Zamiast niego można również uzyskać parę innych związków chemicznych – w zależności od tego, jakie jest zapotrzebowanie na rynku.

Bakterie można modyfikować genetycznie w odpowiedni sposób, żeby dostać taki produkt, jaki się chce. To kwestia tego, jak się te bakterie modyfikuje i co im się „każe” z tych odpadów zrobić. Z takiego procesu powstaje odpad, który jest nieaktywny chemicznie i można potem spokojnie wykorzystać go jako np. nawóz.

To bardzo wygodne – znika nam problem składowania resztek. W tak rozumianej wizji odpady to zbiór surowców, z których 99% procent da się wykorzystać ponownie. Oczywiście wymaga to bardzo dobrej segregacji odpadów.

MN: Z tym w Polsce jest duży problem.

FP: Jako socjolog zajmuje się tym, by przekonać ludzi do segregowania. Ludzie deklarują, że segregują, ale tego nie robią.

MN: Dlaczego?

FP: Nie bardzo wiedzą, jak to robić, nie ma dobrych kampanii informacyjnych. Wielką wadą nowej ustawy jest to, że nie wprowadziła spójnego systemu segregacji odpadów w całym kraju. Ponadto stwarza możliwość niesegregowania, co moim zdaniem jest karygodne. Nie nauczymy ludzi segregacji tylko ich o to prosząc. Nie da się tego zrobić marchewką, tym bardziej jeśli marchewka jest tak licha, jak niewielka jest różnica w cenie.

MN: W nowoczesnym zarządzaniu odpadami ich prawidłowa segregacja jest elementem kluczowym.

FP: Segregacja ma sens tylko wtedy, gdy jest dobrze przeprowadzona u źródła, czyli w gospodarstwach domowych, a nie później, gdy odpady łatwo ulegają zanieczyszczeniom w trakcie transportu. Jeżeli zanieczyścimy papier lub plastik tłuszczami to nie jest on już zdatny do przetwarzania.

MN: Jednak nowe technologie nie są aż tak popularne jak choćby spalarnie.

FP: To ciągle technologie, które się rozwijają, a co za tym idzie podlegają udoskonaleniom, modyfikacji itd. Po drugie są zdecydowanie mniej popularne jeśli chodzi o lobby przemysłowe.

Za spalarniami stoi silne lobby. Technologie w skali przemysłowej wychodzą na plus ekonomicznie, co wyraźnie pokazują prowadzone na ten temat w Europie badania. Niestety ciągle nie potrafią się jeszcze przebić.

MN: Patrząc obiektywnie to właśnie nowe technologie przetwarzania odpadów: biorafinerie czy biogazownie wydają się najrozsądniejszym sposobem gospodarowania odpadami. Większość rzeczy dałoby się odzyskać i nie byłoby takiego marnotrawstwa. Rozwiązałoby to również w dużej mierze, problem składowisk, które generują nie tylko lokalne konflikty, ale również koszty. Z punktu widzenia ekologicznego to także byłoby najrozsądniejsze – zmniejszamy zanieczyszczenie środowiska, produkujemy czystą energię i redukujemy emisje dwutlenku węgla do atmosfery.

FP: Z ekologicznego oraz ekonomicznego punktu widzenia, jak również z punktu widzenia cyklu życia odpadów, czy wręcz miasta to zdecydowanie najlepsza droga. Lepsza niż proste palenie odpadów. Daje nam produkty, które możemy dostosować do aktualnego zapotrzebowania rynkowego. Po spalaniu zostanie nam mnóstwo żużlu, z którym trudno cokolwiek zrobić.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.