ISSN 2657-9596

Czas paliw kopalnych już się kończy

Marcin Popkiewicz , Marcin Wrzos
13/12/2013

Jeśli zależy nam na dobrobycie, to nie powinniśmy trzymać się gospodarki opartej na paliwach kopalnych – przekonuje Marcin Popkiewicz w rozmowie z Marcinem Wrzosem.

Marcin Wrzos: „Świat na rozdrożu” to książka napisana z pasją.

Marcin Popkiewicz: Prowadzę dużo wykładów i zależało mi na przeniesieniu tej energii na książkę. Starałem się, by była ona napisana językiem zrozumiałym dla wszystkich, a nie tylko dla wąskiego grona specjalistów. I taka jest, napisana trochę po amerykańsku. Łączy w sobie przystępność formy i naukowe treści. Osoby sceptycznie nastawione do prezentowanych przeze mnie faktów mogą odnaleźć odnośniki do raportów przygotowanych przez takie instytucje jak Bank Światowy, Międzynarodowa Agencja Energii, Międzynarodowy Fundusz Walutowy ale również koncerny takie Exxon czy Goldman Sachs.

MW: Jak wyglądał sam proces pisania książki?

MP: Na początku były zainteresowania, które doprowadziły do powstania portalu Ziemia na rozdrożu. Jeśli prowadzi się portal przez pięć lat, to ma się solidne fundamenty i wiedzę do napisania książki. W tym czasie na portalu ukazało się ok. 2000 artykułów. Mając systematyczny dostęp do aktualnej wiedzy i najnowszych raportów, wystarczyło tylko to wszystko uporządkować. Zależało mi na przeprowadzeniu całościowej analizy. Dlatego w książce zajmuję się gospodarką, systemem finansowym, energią, środowiskiem, klimatem i bioróżnorodnością. Wszystkie te czynniki są ze sobą powiązane i każdy z nich wpływa na pozostałe.

MW: W książce punktem wyjścia wcale nie jest ekologia, ale gospodarka…

MP: Zmiana klimatu jest to pokłosie pewnego systemu, który rośnie wykładniczo i jest oparty na paliwach kopalnych. Wydalanie CO2 do atmosfery ma przecież miejsce nie dlatego, że ktoś chce szkodzić środowisku, tylko dlatego, że potrzebujemy energii. Leżące u podstaw istniejącego systemu postrzeganie świata przez pryzmat wzrostu PKB i utożsamianie wzrostu PKB z rozwojem i postępem było racjonalne. Jednak coś, co się sprawdzało w XX w., teraz stało się problemem i trzeba wymyślić coś nowego. Jeśli ludzie na czas nie zmodyfikują systemu opartego na paliwach kopalnych, dojdzie do katastrofy. Obecny system już się wyczerpał – trzeba więc wymyślić coś bardziej racjonalnego, co lepiej się będzie sprawdzać.

MW: W Polsce bardzo powoli dojrzewa świadomość nieuchronności zmian, ale jednocześnie bardzo często pada argument, że jeszcze nie teraz. Dominuje przeświadczenie, że nas jeszcze na to nie stać.

MP: Jeśli zależy nam na dobrobycie, to nie powinniśmy trzymać się gospodarki opartej na paliwach kopalnych. Weźmy na przykład ropę naftową. Koszty jej wydobycia na świecie bardzo szybko rosną. Jak pokazuje raport Goldman Sachs z tego roku, zaledwie 10 lat temu firmy wydobywcze zarabiały przy cenie 20 dolarów za baryłkę. Teraz aby biznes się opłacał potrzebują już 120 dolarów i więcej. Ropa naftowa tania już być nie może, po prostu ze względów technologicznych. Minęły czasy, że wystarczyło wywiercić dziurę w ziemi i ropa płynęła szerokim strumieniem. Szczyt wydobycia konwencjonalnej ropy mamy już za sobą, dzięki sztukowaniu ropą z piasków roponośnych, z łupków czy biopaliwami podaż jeszcze trochę rośnie, ale już nie wykładniczo.

MW: A popyt?

MP: Mamy stagnację podaży, a tymczasem popyt rośnie. W Chinach i Indiach bardzo dynamicznie rozkręca się motoryzacja. W państwach OPEC następuje szybki przyrost populacji, co zwiększa pulę ropy potrzebnej na własny rynek. Ropa będzie drożeć. Aktualnie na import ropy naftowej wydajemy kwotę odpowiadającą ponad 1/4 całości wpływów polskiego budżetu. Nasza gospodarka pewnie jest w stanie wytrzymać cenę do 150 dol. za baryłkę, ale już teraz bardzo boleśnie odczuwamy wzrost cen tego surowca.

Co się stanie jak ceny podwoją się albo wręcz potroją? Jest to scenariusz praktycznie pewny, otwarta pozostaje co najwyżej kwestia, kiedy do tego dojdzie. Międzynarodowy Fundusz Walutowy w raporcie z zeszłego roku prognozuje, że do końca dekady ceny ropy się podwoją. Jeśli nie zmienimy struktury zużycia energii, będziemy wydawać na ropę już połowę naszego budżetu. Dopiero wtedy nie będzie nas stać na żadną transformację. Model „amerykańskiego stylu życia” z samochodem i domkiem na przedmieściach nie został skrojony na miliardy ludzi.

MW: W którą stronę powinniśmy zatem podążyć?

MP: Naszym celem powinien być zrównoważony rozwój. Brakuje nam w Polsce diagnozy sytuacji, ciągle dyskutujemy o drobiazgach. Gdybyśmy ogarnęli całościowy obraz, to od razu byśmy dostrzegli pożądaną logikę zmian. Będzie to dobre dla naszej gospodarki, dla naszych miejsc pracy, a przy okazji dla środowiska i naszego zdrowia. Kurczowe trzymanie się systemu, który się wypalił, może okazać się bardzo bolesne.

MW: W Polsce dość często negowane jest ocieplanie się klimatu. Jak sprawić, by ludzie przyjęli ten fakt wreszcie do wiadomości?

MP: Oczywiście wymaga to cierpliwości. Podczas moich wykładów prezentuję twarde dane, które dosłownie wbijają słuchaczy w fotele. Trzeba jednak ich w nich posadzić. Przyjęcie do wiadomości rzeczywistości zmian klimatu jest bardzo niewygodne. Praw fizyki jednak nie interesuje, co nam się podoba, a co nie. W prywatnych rozmowach często jestem pytany, czy wierzę w globalne ocieplenie. Równie dobrze można by zapytać, czy wierzę w elektrony. To nie jest kwestia wiary, ale argumentów naukowych, danych pomiarowych i eksperymentalnych. Można to zweryfikować, sprawdzić i jest to robione na wiele sposobów.

MW: Czy możemy traktować transformację energetyczną jako szansę?

MP: Mamy do wyboru: albo trzymać się ze wszystkich sił starego systemu, albo wprowadzić takie warunki dla transformacji, które zapewnią nam rozwój na lata. W Polsce funkcjonuje wiele innowacyjnych firm, którym jednak na przeszkodzie w rozwoju stoi brak wsparcia przez politykę państwa. Jeśli umożliwimy im rozwój i stworzymy im rynek w Polsce, to wejdą też na rynek międzynarodowy, a my staniemy się beneficjentami, a nie ofiarami transformacji energetycznej.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.