ISSN 2657-9596

Dlaczego bać się GMO?

Dorota Metera , Jan Skoczylas
22/10/2015

O sytuacji związanej z obawami odnośnie GMO z Dorotą Meterą rozmawia Jan Skoczylas.

Jan Skoczylas: Dlaczego powinniśmy obawiać się GMO?

Dorota Metera: Powodów do obaw jest wiele – od przyczyn zdrowotnych i zagrożeń dla różnorodności biologicznej, po poważne skutki społeczne. Konsumenci nie chcą GMO w żywności z powodu obaw o wpływ na zdrowie oraz ze względów światopoglądowych, etycznych i religijnych.

Nie da się w tej chwili powiedzieć jednoznacznie, czy żywność GMO może być toksyczna z powodu samej modyfikacji genetycznej – wyniki badań naukowych na zwierzętach są niejednoznaczne, a badań na ludziach jak do tej pory nie prowadzono. Powinniśmy więc kierować się zasadą przezorności.

Natomiast na pewno nie jest to żywność dobra dla zdrowia – uprawy roślin modyfikowanych genetycznie wiążą się z użyciem dużej ilości pestycydów, które mogą powodować bardzo poważne problemy zdrowotne. Jest na to coraz więcej dowodów.

Rolnicy ekologiczni i tradycyjni obawiają się zanieczyszczenia upraw kukurydzy przez pyłek GMO, a także zanieczyszczenia ziarna w całym łańcuchu produkcji: z powodu resztek nasion w siewnikach, resztek ziarna w maszynach do zbioru, suszenia i obłuszczania kolb, w silosach, big‑bagach i przyczepach ciągnikowych. Pszczelarze boją się zanieczyszczenia miodu pyłkiem kukurydzy GMO oraz nadal niewyjaśnionego wpływu na zdrowie pszczół, a właściwie na wymieranie kolonii pszczelich.

Ekolodzy przewidują zanieczyszczenia przez przepylenie z sąsiadującymi uprawami roślin zmodyfikowanych genetycznie, genetyczne „skażenia” roślin dziko rosnących oraz niekontrolowane rozprzestrzenianie się roślin GMO w środowisku. Udokumentowano już wiele przypadków tego rodzaju zjawisk.

Ważne są także konsekwencje społeczne, takie jak uzależnienie rolników od firm nasiennych i specyficznych metod uprawy z użyciem Roundupu – monokultur niszczących żyzność gleby, a w rezultacie przegrywanie małych gospodarstw w konkurencji i koncentracja ziemi wokół największych gospodarstw, co prowadzi do postępującego ubożenia rolników z mniejszych gospodarstw, porzucania gospodarowania na roli, wyludniania się wsi i zanikania jej tradycyjnej struktury społecznej.

To czarna wizja – od zwykłej niechęci konsumentów do kotleta sojowego na talerzu, do zaniku tradycyjnej wsi.

JS: Jaka jest aktualna sytuacja prawna, jeśli chodzi o uprawy GMO w Polsce?

DM: Sytuacja jest bardzo prosta – od 28 stycznia 2013 r. obowiązuje – używając języka rozporządzenia – zakaz stosowania materiału siewnego genetycznie modyfikowanych odmian kukurydzy MON 810, które są dopuszczane do uprawy w Unii Europejskiej. Praktycznie zakaz stosowania materiału siewnego, czyli nasion przeznaczonych do wysiewu, oznacza zakaz wysiewu tych nasion, co jest w konsekwencji zakazem uprawy i potocznie mówimy: mamy w Polsce zakaz uprawy roślin GMO.

Zakaz ten wydano w drodze rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 2 stycznia 2013 r. w sprawie zakazu stosowania materiału siewnego odmian kukurydzy MON 810 na podstawie znowelizowanej ustawy z dnia 9 listopada 2012 r. o nasiennictwie (art.104 ust.9). Za naruszenie zakazu stosowania materiału siewnego GMO grozi kara – zniszczenie uprawy i nałożenie kary finansowej w postaci 200% wartości materiału siewnego (art. 123, ust. 3). Nadzór prowadzi Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa.

Od 2013 r. jesteśmy więc w czołówce krajów bez upraw GMO razem z Niemcami, Francją, Austrią, Bułgarią, Grecją, Węgrami i Luksemburgiem. Mamy nadzieję, że tak zostanie na zawsze, bo to obiecał rząd w 2008 r. przyjmując „Ramowe stanowisko Polski dotyczące organizmów genetycznie zmodyfikowanych (GMO)”.

Kukurydzę GMO uprawia się tylko w 5 z 28 krajów UE: w Hiszpanii, Czechach, Portugalii, Słowacji i Rumunii. W UE oprócz kukurydzy GMO były jeszcze uprawiane ziemniaki modyfikowane genetycznie, ale tylko w kilku krajach i na małą skalę, a uprawa zakończyła się skandalem z zamieszaniem odmian GMO i niemodyfikowanych w 2010 r. w Szwecji, którą uważamy za kraj świetnie zorganizowany. W rezultacie firma BASF ogłosiła, że wycofuje się z uprawy ziemniaka GMO w Europie.

Tak więc w UE uprawia się tylko kukurydzę GMO. Nie jest prawdą, że uprawia się genetycznie modyfikowane rośliny jak rzepak i soję, bo nie są one dopuszczone do uprawy na obszarze Unii. A już opowieści o pomidorach GMO w sklepach mogą budzić śmiech lub żałość, ponieważ takie pomidory w ogóle nie są dopuszczone do obrotu w UE.

JS: Gdy w połowie zeszłego roku pojawiły się doniesienia o rządowym projekcie nowelizacji ustawy o organizmach modyfikowanych genetycznie, niektóre środowiska ekologiczne i przeciwne GMO biły na alarm, twierdząc, że jest to kolejna próba wprowadzenia do Polski upraw GMO „tylnymi drzwiami”. Zwracały jednocześnie uwagę na sposób przeprowadzania projektu przez sejm – po cichu, w czasie wakacji – podobnie, jak kilka lat temu podczas prac nad słynną ustawą o nasiennictwie – co wówczas zakończyło się falą protestów.

Inni, np. Greenpeace, uspokajali, że zakaz upraw GMO pozostaje w mocy, wyrażając jednak zaniepokojenie niektórymi zapisami projektu, jako niespójnymi z „Ramowym stanowiskiem Polski dotyczącym organizmów genetycznie modyfikowanych” z 18 listopada 2008 roku, zgodnie z którym rząd Polski opowiada się przeciwko uwalnianiu GMO do środowiska na terytorium RP. Media głównego nurtu milczały na temat zagrożeń. Jakie jest twoje zdanie na temat nowych przepisów?

DM: Nie zrozumiałam o co chodzi w tym alarmie, ponieważ znowelizowana ustawa nie zmieniła praktycznie nic: nie zniosła zakazu upraw roślin GMO, nie otworzyła też Polski na pasze GMO, które są powszechnie stosowane.

Natomiast frontowymi, a nie tylnymi drzwiami weszły do Polski około 20 lat temu pasze oparte na soi i kukurydzy GMO, i w produkcji drobiu i wieprzowiny stanowią 60‑70%.  Rocznie sprowadza się do Polski około 2 mln ton śruty sojowej GMO. O roślinach GMO uprawianych w Polsce bez żadnej kontroli, nadzoru, monitoringu i rejestrów można było czytać w oficjalnych raportach Industrieverband EuropaBio, ISAAA i USDA: od 320 ha w 2007 r. powierzchnia upraw wzrosła do 4000 ha w 2012 r. – w roku, kiedy właśnie toczyły się boje o zakaz upraw roślin GMO.

Te frontowe drzwi były zatem szeroko otwarte przedtem, a od 2013 r. właśnie zaczęto je przymykać. Nowelizacja ustawy dotyczyła zapisów dotyczących zamkniętego uwalniania GMO, tj. głównie mikroorganizmów w laboratoriach i upraw doświadczalnych.

Alarm w ubiegłym roku nie był potrzebny, aczkolwiek wszyscy przeciwnicy GMO muszą być czujni, ponieważ nie mamy pewności, czy zakazy uda się utrzymać na zawsze.

JS: Rozumiem, że zmiany w ustawie nie znoszą zakazu uprawy roślin GMO w Polsce – natomiast nie ufam rządowi, którego przedstawiciele, łącznie z premierem i byłym ministrem rolnictwa, wielokrotnie opowiadali się po stronie zwolenników GMO, publicznie stwierdzając, że tego rodzaju uprawy to przyszłość rolnictwa, a obawy oponentów są całkowicie nieuzasadnione i wynikają z braku wiedzy.

Krótko mówiąc obawiam się czy zakaz, który jest jedynie rozporządzeniem Rady Ministrów, będzie przedłużany i czy będzie obejmował nowe autoryzowane przez Unię odmiany GMO. Wiemy o intensywnym lobbingu koncernów biotechnologicznych i naciskach ze strony rządu USA, a jak mogliśmy się wielokrotnie przekonać, polskie rządy są na presję Amerykanów wyjątkowo podatne. Myślę, że wyrażam tutaj obawy bardzo wielu ludzi.

DM: Rozporządzenie Rady Ministrów jest na bieżąco nowelizowane, gdy tylko Komisja Europejska dopuści do uprawy na obszarze UE kolejną odmianę kukurydzy GMO, a jest ich kilkaset. Jestem prawie pewna, że na razie będzie właśnie tak, ponieważ nic nie wskazuje na wolę rządu na dopuszczenie upraw GMO w Polsce.

Jeśli chodzi o zarzuty, że zakaz jest oparty o rozporządzenie Rady Ministrów, a nie jakąś ustawę, to moim zdaniem ustawę można zmienić tak samo szybko jak rozporządzenie, jeśli większość posłów zagłosuje za zmianą ustawy. I tu jest takie samo niebezpieczeństwo tego braku wiedzy, który zarzuca się obywatelom.

Mam obawy czy wszyscy posłowie mają wystarczającą wiedzę o GMO i wszystkich jego aspektach, w tym gospodarczych, środowiskowych i społecznych. A głosują przecież w imieniu wszystkich wyborców, narażając ich nie raz na – delikatnie mówiąc – nieprzyjemne skutki.

Lobbing niestety jest w każdej branży, gdzie zapadają decyzje ekonomiczne. Znacznie gorsza jest korupcja. Mam nadzieję, że politykom nie zabraknie zdrowego rozsądku i oczekuję, że będą działać dla dobra publicznego, a nie dla partykularnych interesów.

JS: Parlament Europejski przegłosował niedawno zmianę przepisów unijnych. Większość mediów pisała, że jest to sukces przeciwników GMO, gdyż pozwala ona poszczególnym krajom członkowskim na wprowadzania zakazów GMO. Nowe prawo zostało jednak mocno skrytykowane przez organizacje ekologiczne, które obawiają się, że w innych państwach UE proces autoryzacji stanie się jeszcze łatwiejszy, zaś kraje wprowadzające zakazy mogą być narażone na pozwy sądowe ze strony przedsiębiorstw biotechnologicznych. Szczególnie w kontekście negocjowanej obecnie tzw. umowy o wolnym handlu pomiędzy UE a USA (TTIP).

Zieloni Europejscy także skrytykowali propozycję Parlamentu Europejskiego, Twierdzą oni, że proponowane przepisy mogą okazać się koniem trojańskim dla wprowadzenia upraw GMO do Europy, jeśli nie zostaną zaostrzone regulacje dotyczące autoryzacji nowych odmian. Wyrażają również wątpliwości co do pewności prawnej zakazów GMO. Ja również uważam, że przepisy dotyczące GMO w UE powinny być bardziej jednoznaczne – mamy prawo do ochrony przed zagrożeniami wiążącymi się z uprawami i żywnością modyfikowaną genetycznie. Czy możesz coś o tym powiedzieć?

DM: Ten sukces jest gorzki, ponieważ rzeczywiście pozwala krajom podejmować decyzje w sprawie GMO samodzielnie i możemy się obawiać, że będą kraje, które mogą nawet ułatwić uprawę roślin GMO.

Wielkie wzburzenie panuje obecnie w Niemczech, gdzie od 2012 r. nie można uprawiać roślin GMO, ponieważ teraz rządy landów mogą same decydować o zakazach upraw i obywatele obawiają się „patchworkowego” krajobrazu upraw roślin GMO. A przecież rolnicy mają pola na granicy landów, a cała Europa jest bardzo mała w skali świata i takie uprawy kukurydzy mogą być źródłem zanieczyszczenia sąsiadujących upraw kukurydzy. Miało już to miejsce wielokrotnie w latach 2003‑2006 w Hiszpanii, albo miodu, jak w 2011 r. w Niemczech. Dla przenoszenia pyłku kukurydzy dystans kilku metrów może być barierą, ale nie dla pszczoły, która może ten pyłek przenieść na odległość kilku kilometrów.

Świadomi konsumenci nie chcą jeść miodu z pyłkiem GMO, na dodatek nieoznakowanego. Miodu, który dla wielu ludzi jest symbolem produktu naturalnego i dobrego dla zdrowia! Na konferencji „Regiony wolne od GMO” w maju w Berlinie wielu polityków wypowiadało się za Europą wolną od GMO.

Alexander Bonde, niemiecki Minister Ochrony Konsumentów powiedział, że trzeba bronić wolności od GMO w Europie. Także ministrowie niemieckich landów: Badenii‑Wirtembergii, Nadrenii‑Westfalii i Hesji oraz austriackiego kantonu Górnej Austrii wypowiadali się w tym duchu.

Należy wspierać produkcję pasz dla zwierząt opartych na rodzimych źródłach białka, wspierać rolników i zapewnić konsumentom dostęp do wysokowartościowej żywności. Takie deklaracje polityczne spotkały się z aplauzem uczestników konferencji z całego świata.

Natomiast węgierski minister rolnictwa András Rácz zapowiedział na konferencji prasowej w maju w Berlinie, że Węgry będą prawdopodobnie pierwszym krajem, który wdroży nową dyrektywę. A zrobi to na pewno w dobrym sensie, ponieważ obowiązuje tam zakaz upraw roślin GMO.

JS: Komisja Europejska przedstawiła w kwietniu propozycję podobnej zmiany przepisów dotyczących importu żywności i pasz GMO. Poszczególne kraje miałyby prawo do wprowadzania zakazów importu tego rodzaju produktów, ale jedynie na podstawie przesłanek społeczno-gospodarczych i odnoszących się do interesu publicznego, nie zaś zagrożeń ekologicznych. W kilka dni później Komisja zezwoliła na import 19 odmian GMO, jedenaście z nich to produkty firmy Monsanto.

Rzecznik Zielonych w Parlamencie Europejskim ds. bezpieczeństwa żywnościowego, Bart Staes powiedział: „Pozwolenie na import tych produktów GMO jest policzkiem dla demokracji; większość krajów członkowskich UE głosowała w Radzie przeciwko prawie wszystkim z tych GMO i większość obywateli Unii zdecydowanie im się sprzeciwia”. Jego zdaniem „to nadgorliwe podejście do GMO powinno być także widziane w kontekście negocjacji w sprawie TTIP i długoletniej kampanii USA na rzecz otwarcia rynku Unii Europejskiej na amerykańskie uprawy i żywność GMO”.

DM: W pełni popieram to stanowisko. Wielokrotnie mam dylemat, czy to Komisja Europejska czy raczej rządy krajów mogą lepiej ochronić obywateli. Czasem jest to Komisja, która wprowadziła przepisy regulujące uwalnianie GMO do środowiska i zobowiązała kraje członkowskie do kontroli i monitorowania GMO.

Niestety nie podoba mi się system autoryzacji roślin GMO do uprawy, ani produktów – jak np. pasze – do obrotu. Czasem to właśnie rządy poszczególnych państw podejmują naprawdę wiekopomne decyzje, jak Austria, wprowadzając zakaz uprawy i obrotu materiałem siewnym roślin GMO, albo Niemcy, wprowadzając rozporządzeniem ministra system znakowania produktów „wolnych od techniki genetycznej” w całym łańcuchu produkcji.

Niestety Komisja na razie nie zamierza wprowadzić takiego oznakowania w całej UE. Byłoby to ważne w obliczu możliwego wejścia na rynek europejski nieoznakowanych produktów GMO, gdyby umowa TTIP została kiedyś jednak podpisana.

JS: Wydaje się, że jest to niekończąca się walka pomiędzy potężnymi koncernami biotechnologicznymi i wspierającymi je zlobbowanymi politykami, a większością społeczeństwa Europy zdecydowanie opowiadającą się przeciwko GMO i politykami reprezentującymi tę większość.

DM: Ale wydaje się jednak, że politycy rozumieją, że wola obywateli – świadomych konsumentów jest ważniejsza niż interesy koncernów i jeśli podejmą decyzje wbrew „woli ludu”, to po prostu stracą zaufanie i przepadną w następnych wyborach.

Dlatego liczę na ruchy społeczne przeciw GMO, ich nacisk na media i polityków, liczę też na „instynkt samozachowawczy” polityków. Wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach wiedza o GMO, wbrew temu, co mówią niektórzy, jest już jednak na tyle duża, że politycy nie pozwolą sobie na wspieranie i reklamowanie GMO.

JS: Dziękuję za rozmowę.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.