ISSN 2657-9596

Zieleni się Wielka Brytania

Adam Ramsay
29/01/2015

W połowie stycznia 2015 r. zielone partie w Wielkiej Brytanii prześcignęły pod względem liczby członkiń i członków zarówno UKIP, jak i Liberalnych Demokratów. Partia Nigela Farage’a liczy 41.943 członków, Liberalni Demokraci, według słów osoby odpowiedzialnej za sprawy członkowskie, mają 44.680 członków. W środę 14 stycznia liczba członków Zielonych zwiększyła się o 2.000, w czwartek o kolejne 2.000. Kiedy piszę te słowa, 15 stycznia 2015 r., Szkoccy Zieloni wspólnie z Partią Zielonych Anglii i Walii liczą 44.713 członków i członkiń.

W 2003 r. Zieloni mieli około 5.000 członków i członkiń na obszarze Wielkiej Brytanii. To mniej więcej tyle, ile zapisało się tylko w tym tygodniu. Co spowodowało wzrost, który tak dramatycznie przyspieszył w ostatnich dniach?

1) Spór o debaty telewizyjne

Jest coś dziwnego w brytyjskiej polityce: obsesyjne zainteresowanie procesem demokratycznym. Spora grupa ludzi czuje, że wykluczenie przez BBC Zielonych z przedwyborczych debat liderów było niesprawiedliwe. (W międzyczasie pod presją opinii publicznej BBC musiała zmienić stanowisko – przyp. red. pol.) Dla tych, którzy głosują na Zielonych albo zastanawiali się nad tym, powiedzenie, że ich partia nie jest wystarczająco znacząca, było niemalże osobistą zniewagą. Setki tysięcy podpisały petycję wzywającą do uwzględnienia Zielonych w debatach. Część z nich najwyraźniej zdecydowała się pójść o krok dalej i zapisać się do partii.

2) Referendum niepodległościowe w Szkocji

Znaczny wzrost zielonych szeregów nastąpił w Szkocji w tygodniu tuż po referendum w sprawie niepodległości – Zieloni urośli tam z 1.800 do 7.500 członków i członkiń. Ale to nie tylko Szkocja. W tym samym czasie widać było wyraźny wzrost poparcia dla Zielonych w Anglii i Walii. Jak powiedziała mi jedna z nowych członkiń z Oksfordu, ona i jej partner studiowali na uniwersytecie w Glasgow. Byli bardzo podekscytowani radykalnie proniepodległościową kampanią „Zielone Tak”, jak również szerzej kampanią „Tak”. To skłoniło ich do wstąpienia.

3) Stara „nowa Partia Pracy”

Minęło 21 lat, od kiedy Tony Blair stanął na czele Partii Pracy. Wówczas, oprócz „zmodernizowania” jej, stał się także jej tarczą. Ludzie mogli wmawiać sobie, że wciąż wspierają Partię Pracy, a po prostu nie lubią Blaira. Kiedy nastał czas Eda Milibanda, ta wymówka zniknęła. Najbardziej lewicowy z centrolewicowych kandydatów wygrał wyścig o przywództwo. A mimo to partia nie przestała wspierać polityki zaciskania pasa. Ponieważ Miliband nie ma szczególnej charyzmy i nie mógł być za to obwiniany personalnie, ludzie zaczęli przyglądać się partii bliżej i zauważać jej braki. Spójrzmy na wykres wzrostu członkostwa w Zielonych, a zauważymy dwa niemal równoczesne wydarzenia, które miały miejsce zanim się zaczął. Jednym z nich było referendum, drugim kongres Partii Pracy w 2014 r.

4) Gospodarka, głupcze!

Być może właśnie po to, by zahamować tę zieloną falę, Ed Milidand wygłosił przemówienie na temat tego, jak bardzo troszczy się o zmiany klimatu. I tu jest problem. Podejrzewam, że faktycznie takie ma poglądy, ale mówienie, że leżą ci na sercu zmiany klimatu, jeśli nie jesteś gotów przeciwstawić się wielkim koncernom naftowym, jest jak twierdzenie, że leży ci na sercu problem nierówności społecznych bez uderzenia w premie bankowców. Fundamentalnym problemem naszego społeczeństwa jest władza ogromnych korporacji – kapitału. I tak długo, jak Miliband i Balls będą obiecywać utrzymanie zwolnień z podatków podarowanych im przez Torysów, tak długo jak Partia Pracy pozostanie partią zaciskania pasa, tak długo będzie wyglądało na to, że stoi po stronie wielkiego kapitału, a nie zwykłych ludzi. Innymi słowy: ludzie przyszli do Partii Zielonych, ponieważ sprzeciwia się ona polityce zaciskania pasa, a Partia Pracy tego nie robi: Zieloni stali się racjonalnym wyborem na lewicy.

5) Kryzys Liberalnych Demokratów

Spora część nowych członków i członkiń Zielonych to osoby poniżej 30. roku życia. Starsi w tej grupie wiekowej w dużej części zagłosowali na Liberalnych Demokratów w 2010 r. i rozczarowali się nimi, nie tylko z powodu ich zgody na potrojenie opłat za studia, ale także z powodu cynizmu liderów Liberalnych Demokratów, którzy złamali składane przez siebie obietnice. Pięć lat temu Liberalni Demokracji byli świetni w przyciąganiu do siebie młodzieży. Ale już nie są. Przez długi czas byli w stanie zainteresować sobą różne elektoraty, przed każdym pokazując inne twarze. Bycie w rządzie sprawiło, że mogli mieć już tylko jedną twarz.

6) Wzrost UKIP

Jeden wspólny przekaz przebija się od nowych członków: byli tak zbulwersowani wzrostem poparcia dla UKIP, że musieli coś z tym zrobić. Poczucie, że Zieloni są jedyną partią, która otwarcie przeciwstawia się UKIP zamiast im ustępować, zdaje się być bardzo częstą motywacją wstąpienia do partii. Dobrą egzemplifikacją jest tutaj wzrost członkostwa w Zielonych w okolicach wyborów uzupełniających w okręgu Rochester and Strood, w których partia startowała pod hasłem „powiedz nie rasizmowi”. Kiedy wysiadłem z pociągu w Rochester w dniu wyborów, pierwsza osoba, na którą wpadłem, miała na sobie wielką przypinkę Partii Zieloni, ponieważ właśnie się do niej zapisała, głównie z tego powodu.

Ponadto, choć większość Zielonych niechętnie by to przyznała, UKIP zmienił brytyjską politykę w sposób korzystny dla wszelkiego rodzaju „outsiderów”. Pokazali, że można mieć olbrzymi wpływ na zmianę polityki nawet wspierając partię, która niemal na pewno nie będzie w rządzie. Obok Szkockiej Partii Narodowej to właśnie oni uczynili nowe i małe partie głównymi protagonistami tych wyborów i stworzyli wrażenie, że establishment jest w odwrocie.

7) Upolitycznienie młodych ludzi

Prawdopodobnie najbardziej niezwykłą rzeczą w przypływie nowych osób do Zielonych jest fakt, że jedna czwarta nowych członków i członkiń jest poniżej 30. roku życia. Kiedyś naczelną zasadą pokolenia Y było „nigdzie się nie zapisuj”. Fakt, że tysiące złamały tę zasadę, jest zaskakujący.

Szczególnie, że pokolenie, które zalało śródmieście Londynu falą wściekłych protestów cztery lata temu, skończyło właśnie szkoły i ma przed sobą ogólnokrajowe wybory. Szukając organizacji politycznych, do których mogą dołączyć teraz, kiedy czasy ich działalności w samorządach studenckich są za nimi, w większości odrzucili organizacje pozarządowe Nowej Lewicy, które stworzyło pokolenie ich rodziców. Interesuje ich kwestionowanie autorytetu władzy i dostrzeganie współzależności współczesnych problemów, a nie prowadzenie kampanii na rzecz jednego problemu po drugim. Nie chcą tylko podpisywać petycji, chcą się organizować by rzucić wyzwanie tym, którzy nimi rządzą. A Zieloni dają im narzędzia do tego, by to zrobić.

8) Syriza, Podemos i globalny opór

To pokolenie jest bardzo wrażliwe na mobilizację polityczną zauważalną dziś w całej Europie. Znaczenie ma tu nie tylko fakt, że szkockie referendum pokazało, że uczestnictwo w formalnej polityce może przynosić efekty, a nawet ma potencjał transformatywny. Wzrost znaczenia Syrizy w Grecji i Podemos w Hiszpanii są szczególną inspiracją dla młodego pokolenia, pozwalając im dostrzec możliwości oferowane przez demokrację przedstawicielską i partyjną.

9) Efekt kuli śnieżnej

Oprócz szkockiego referendum i kryzysu Partii Pracy – zewnętrznych wydarzeń, które zapoczątkowały masowy wzrost zielonych szeregów – istnieje też przyczyna wewnętrzna. Partia Zielonych Anglii i Walii znalazła się na nagłówkach we wrześniu ubiegłego roku, kiedy liczba członków przekroczyła 20.000. To zainteresowanie medialne najwyraźniej podziałało jako zachęta dla wielu ludzi, ponieważ w ciągu następnych kilku dni znacznie wzrosła liczba osób zapisujących się do partii.

10) Aktywna liderka

Natalie Bennett jest drugą w historii liderką Partii Zielonych – przed nią była Caroline Lucas, wcześniej zaś nie było w ogóle jednego lidera. Caroline, jako kandydatka do Izby Gmin, a następnie parlamentarzystka, musiała zainwestować ogromną ilość swojego czasu w swój okręg wyborczy, czyli Brighton. Inną strategię przyjęła Natalie, która poświęca swój czas na objeżdżanie całego kraju, często występując publicznie na spotkaniach dwa lub trzy razy w tygodniu.

Wieczorem tego dnia, w którym 2.000 osób wstąpiło do partii, 600 osób pojawiło się na spotkaniu w Exeter, by posłuchać Natalie Bennet. Kolejnej nocy kilkaset osób słuchało jej wystąpienia w Norwich. Przez dwa i pół roku, tydzień po tygodniu, lokalne oddziały donosiły o zaskakująco licznych spotkaniach. Po 200-300 osób pojawiało się tam, gdzie zwykle przyszłoby kilka. Oznacza to, że w całym kraju są tysiące osób, które przyszły na publiczne spotkanie z Natalie Bennett. Znam osoby, które wstąpiły tylko z tego powodu. Warto zadać sobie pytanie: jak wiele spośród nowych członków, którzy ostatecznie zdecydowali się na wstąpienie z powodu jednego lub kilku czynników wymienionych powyżej, było na tych spotkaniach? Albo zostało namówionych przez kogoś, kto był na tych spotkaniach?

Posiadanie krajowej liderki, która nie jest zarazem kluczową kandydatką, dało partii możliwość stworzenia ogólnokrajowej strategii i wyjścia poza kilka bastionów, w których tradycyjnie osiągała sukcesy.

11) Zwrot na lewo

Zieloni zawsze byli po lewej stronie. Ale nie zawsze dobrze umieliśmy się tym chwalić. Zbyt często zdawali się brzmieć jak moralizatorska partia pustelników we włosiennicach, którzy chcą opodatkować wszystkie rozrywki. Oczywiście, zazwyczaj był to po prostu obraz malowany przez naszych przeciwników, ale Zieloni nie potrafili go umiejętnie rozbić.

Równie szkodliwy był utrwalony obraz Zielonych jako partii jednego tematu – środowiska. By go zwalczyć, Zieloni musieli spędzić dużo czasu opowiadając o sobie nową historię. A przez lata nie robili tego, kierując w zamian swój przekaz do grup, które i tak się już z nim zgadzały.

Z Caroline, a później Natalie jako twarzą partii oraz z (lewicującymi i bardzo wpływowymi) Młodymi Zielonymi i grupami takimi jak Zielona Lewica (antykapitalistyczna platforma wewnątrz Partii Zielonych Anglii i Walii – przyp. red. pol.), obraz Zielonych coraz bardziej stawał się konsekwentnie lewicowy. Czasy, kiedy Zieloni mówili o sobie „ani z lewej, ani z prawej, tylko z przodu”, szczęśliwie minęły. Partia stała się mocnym głosem rodzącej się nowej lewicy.

W zeszłym roku partyjna mniejszość, która się z tym nie zgadzała (staroświeccy ekologiczni liberałowie) uformowała grupę przeciwstawiającą się tym zmianom. Jako przeciwwagę dla „arbuzów” Zielonej Lewicy (zielonych na zewnątrz, czerwonych w środku) stworzyli newsletter konferencyjny „kiwi i limonka” (na wskroś zielone). Partia pozostała jednak niewzruszona, i gwałtowny przyrost liczby członków jest za to nagrodą. Na spotkaniach nowych członków i członkiń w całym kraju ludzie jako główny powód wstąpienia do Zielonych podają przeciwstawianie się polityce cięć budżetowych i bycie przez nas jedyną partią, która pozostała na lewicy.

12) Pozostajemy radykalni

Od dawna Zieloni mieli radykalne propozycje polityczne – jak wspieranie Bezwarunkowego Dochodu Podstawowego – ale czasem wstydzili się mówić o nich zbyt głośno. Natalie Bennett, która ma wspaniałe rozeznanie w złożoności zielonego programu, dużo chętniej podnosi takie propozycje. Po kryzysie finansowym wielu dochodzi do wniosku, że propozycje, które nie są radykalne, po prostu są niewystarczające. A Zielonym dobrze idzie przyciąganie ich do siebie.

13) Opowiadamy historię o naszej partii

Przez lata partia, jak się zdaje, po prostu wypuszczała stanowiska prasowe w odpowiedzi na zewnętrzne wydarzenia, długo po tym jak artykuły o nich zostały napisane. Nie tylko była to bezwartościowa strategia dotarcia do mediów, ale też nie pozwalała na stworzenie wyraźnej narracji o tym, czym jest ta partia. Więc ludzie przyjmowali narracje stworzone przez innych. Od kiedy Natalie przejęła stery, Zieloni dużo lepiej radzą sobie z proaktywnym wychodzeniem do mediów i znacznie rzadziej uciekają od konfliktu i kontrowersji (bo przeciwieństwem bycia kontrowersyjnym jest bycie ignorowanym).

Czy to trafiając na czołówki gazet po ogłoszeniu poparcia dla płacy minimalnej na poziomie £10 za godzinę, czy przeciwstawiając się z otwartą przyłbicą antyimigranckiej retoryce Farage’a, Zieloni są coraz lepsi w budowaniu medialnego obrazu partii po lewej stronie toczącej się wojny kulturowej, partii, która nie boi się rzucić wyzwania establishmentowi.

Artykuł ukazał się na witrynie Open Democracy na licencji CC-BY-NC. Przeł. Artur Wieczorek.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.