ISSN 2657-9596
V Kongres Zielonych

Wybory Zielonych

Bartłomiej Kozek
09/12/2011

W miniony weekend odbył się w Warszawie kongres sprawozdawczo-wyborczy polskich Zielonych. Nowymi przewodniczącymi partii zostali: były wiceminister środowiska Radosław Gawlik oraz przewodnicząca partii w latach 2008-2010 Agnieszka Grzybek. Przed jakimi wyzwaniami stoją nowe władze partii – zarówno w kontekście wewnętrznym, jak i wobec sytuacji na krajowej scenie politycznej?

Po exposé – mniej ekologicznie, mniej społecznie

Wystąpienie Donalda Tuska nie pozostawia wątpliwości, że w nowej kadencji priorytetem rządu PO-PSL będzie modernizacja rozumiana jako realizowanie zasady „buduj, buduj, buduj”, kosztem ludzi i środowiska. O ekologii nie było mowy, natomiast w dziedzinie polityki społecznej nadchodzi czas cięć i zaciskania pasa. Nie trzeba dodawać, że większości z zaprezentowanych, niepopularnych postulatów PO nie sposób znaleźć w przedwyborczym programie. Na Wiejskiej premier nie chwalił się już zresztą nawet takimi pomysłami, jak budowa sieci lokalnych astrobaz i „świetlików” – lokalnych centrów kultury, które na wzór orlików miały stać się symbolem niwelowania różnic w dostępie do kultury między metropoliami a resztą kraju.

Otrzymaliśmy więc wykaz rzekomo niezbędnych posunięć, służących zmniejszaniu deficytu. Tak oto, zamiast ujednolicenia składek niezależnie od formy umowy o pracę, co umożliwiłoby walkę z umowami śmieciowymi, mamy zapowiedź podwyższenia składki rentowej, co może stworzyć dodatkową zachętę do ich zawierania. Zamiast powrotu do 40-procentowej stawki PIT dla najzamożniejszych Tusk zapowiedział podwyższenie wieku przechodzenia na emeryturę do 67 r. życia. Nie zaprezentował przy tym żadnego programu poprawy sytuacji na rynku pracy (dziś cechującej się niską stopą zatrudnienia, szczególnie wśród kobiet i osób po 50 r. życia oraz 13-procentową stopą bezrobocia) – który mógłby sprawić, że osoby starsze miałyby szansę na pozostanie na rynku pracy, a młode na wejście nań w innej formie niż na umowach śmieciowych. Cięcia kierowane w stronę osób lepiej zarabiających, takie jak odebranie becikowego czy prawa do korzystania z 50-procentowego odliczenia kosztów uzyskania przychodu, mają charakter symboliczny. Nie towarzyszy im realne wsparcie biedniejszych, chociażby przez podniesienie progów uprawniających do pomocy społecznej. Mamy jedynie obietnicę większej ulgi dla dzieci, z której osoby o niskich dochodach nie będą w stanie w pełni skorzystać.

Jak słusznie zauważył w debacie podczas wyborów przewodniczącego Zielonych Radosław Gawlik, Ministerstwo Środowiska zmieniło się w „ministerstwo atomu i łupków”. Zajmuje się głównie blokowaniem ambitnej unijnej polityki energetyczno-klimatycznej (co dodatkowo utrudnia osiągnięcie globalnego porozumienia w Durbanie) oraz wybielaniem zagrożeń związanych z energetyką jądrową oraz wydobywaniem gazu łupkowego. Wykorzystuje się do tego – w mniej lub bardziej oficjalny sposób – rosyjski straszak, pomijając skrzętnie fakt, że sporą część koncesji na poszukiwania złóż łupkowych otrzymali bądź wykupili… Rosjanie. Pomija się również potencjał, jaki dla zwiększenia niezależności energetycznej mają odnawialne źródła energii. W berlińskim wystąpieniu ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego zabrakło postulatu powołania wspierającej inwestycje w zieloną energię ERENE – Europejskiej Wspólnoty Energetyki Odnawialnej, która mogłaby być jednym z filarów odbudowy integracji europejskiej. Zamiast tego usłyszeliśmy zapewnienia, że Polska nie będzie chciała unijnej legislacji w sprawach obyczajowych czy podatkowych.

Opozycja bez pomysłu

To samo wystąpienie Sikorskiego zostało przez dwie parlamentarne partie prawicowe – PiS oraz Solidarną Polskę – potraktowane jako nieuprawnione dążenie do zastąpienia „Europy ojczyzn” kontynentalną federacją. Ministra spraw zagranicznych można było zaatakować za niedostateczną chęć demokratyzacji unijnych instytucji albo za odrzucenie idei harmonizacji fiskalnej, bez której nie jest możliwa długofalowa stabilizacja waluty euro. Nie jest możliwe funkcjonowanie jednolitej dla 17 państw waluty, która zupełnie inaczej działa na głównego unijnego eksportera – Niemcy, inaczej zaś na zmagające się z deficytem handlowym i budżetowym państwa, takie jak Grecja czy Włochy. Zamiast tego po raz kolejny prawica wolała uderzyć w tony rzekomego zagrożenia polskiej suwerenności.

Niewiele lepiej jest na lewicy. Nadal niejasny jest status Ruchu Palikota, który niedawno zadeklarował współpracę z grupą liberałów w Parlamencie Europejskim. Z drugiej strony Palikot na poważnie wziął sobie współpracę z kierowaną przez Piotra Ikonowicza Kancelarią Sprawiedliwości Społecznej, zapowiadając złożenie projektów ustaw dotyczących prawa pracy i problemów lokatorskich. Za zachowaniem tej wizerunkowej dwoistości może przemawiać kierowanie politycznej oferty do drobnych przedsiębiorców, jednak jeśli RP miałby nadal rozpychać się na scenie politycznej, to najbardziej atrakcyjnym kierunkiem zdaje się elektorat SLD. Tym bardziej, że jak donoszą media w prace nad nowym programem partii, który ma być ogłoszony na wiosnę, zaangażować się ma Stowarzyszenie Ordynacka z Włodzimierzem Czarzastym na czele. Kongres lewicy, o którym coraz częściej się mówi, miałby przyjąć formę bądź to wspólnego z SLD konwentu pod przewodnictwem Aleksandra Kwaśniewskiego, mającego przyjąć formę koalicji analogicznej do SLD z wczesnych lat 90., bądź to węższego zgromadzenia środowisk lewicowych z wyraźną dominacją RP. Trudno jednak powiedzieć, jak skręt lewo ma się do zapowiedzi poparcia planów rządu Tuska, np. wydłużenia wieku emerytalnego.

Pytanie, czy SLD do ewentualnego kongresu lewicy przetrwa, nie wydaje się abstrakcyjne. Zaczynają wykruszać się struktury lokalne, na początek w regionie świętokrzyskim, gdzie do RP przeszedł poseł Sojuszu, Sławomir Kopyciński i w Warszawie, gdzie rezygnację z partii składają kolejni radni. Może to tylko chwilowe zjawisko (zobaczymy, jakie efekty przyniesie odbywający się w ten weekend kongres SLD), jednak tak głębokiej powyborczej demobilizacji SLD nie widział od lat. Kontrowersje budzi powrót do rangi jednej z czołowych twarzy partii Leszka Millera, którego wystąpienie podczas debaty nad exposé zabrzmiało mniej przekonująco jako wystąpienie partii opozycyjnej niż głos Janusza Palikota. W sytuacji, gdy na lewicy pozaparlamentarnej nie widać znaczącej konkurencji (symbolem dość niestety marginalna rola ruchu Oburzonych w Polsce) może to oznaczać dominację RP po lewej stronie. Z drugiej strony warto pamiętać, że spora część głosów oddanych na listy Palikota była głosami protestu, a te mogą być czułe bądź to na sojusz, bądź też na daleko posunięte transfery polityczne z SLD.

Gdzie w tym Zieloni?

Po grudniowym kongresie Zielonych wydaje się, że górę w partii wzięły trzy tendencje. Pierwszą z nich jest utrzymywanie równego dystansu wobec dwóch głównych partii na lewo od PO, czyli RP i SLD oraz dążenie do samodzielnego startu w wyborach europarlamentarnych i samorządowych w 2014 r. Dystans ten nie oznacza braku chęci do współpracy ani odrzucania z góry zaproszeń do inicjatyw służących integracji tej strony sceny politycznej. W sytuacji, gdy w najbliższej kadencji Sejmu wysoce prawdopodobne będą debaty i podejmowanie decyzji na takie tematy, jak polski program nuklearny czy stopień rozpowszechnienia upraw GMO, współdziałanie – od wspólnych konferencji prasowych po inicjatywy ustawodawcze – wydaje się słuszną strategią.

Po drugie wybór na przewodniczącego Radosława Gawlika, który pokonał Krystiana Legierskiego, wskazuje na chęć powrotu partii do bardziej ekologicznego przekazu. Z pewnością gwarantuje to w polskich warunkach odróżnianie się od Ruchu Palikota czy Sojuszu Lewicy Demokratycznej, może jednak – w obliczu spadającego zainteresowania Polek i Polaków ekologią, a jeszcze bardziej jej politycznym wymiarem – utrudniać zdobycie szerszego poparcia. Pewnym obejściem takiego zagrożenia może być konsekwentne wcielanie w życie koncepcji nowej przewodniczącej, Agnieszki Grzybek – łączenia kwestii bezpieczeństwa ekologicznego i socjalnego. Po trzecie wreszcie, za główne zadanie stojące przed Zielonymi uznano rozbudowę struktur partyjnych.

Nad tym punktem wypada się zatrzymać. Widać bowiem było w dyskusjach dwie propozycje nowej formuły działania partii w najbliższych latach. Zwolennicy pierwszej nastawieni byli na działania stricte partyjne, utożsamiając je automatycznie z działaniami politycznymi. Zwolennicy drugiej zachęcali do przeniesienia nacisku na pozapartyjne formy działania, takie jak zielone media czy stowarzyszenia tworzone przez osoby związane z partią. Pierwszych nie przekonywały argumenty o tym, że czasem działania w obrębie organizacji pozarządowych mogą być bardziej polityczne niż działania partii politycznych. Drudzy wskazywali z kolei na fakt, że już dziś nie w pełni wykorzystywany jest potencjał już należących do partii osób i że zjawisko to może narastać wraz z rozwojem organizacji. W kuluarach kongresu jako pomysły na rozwój Zielonych pojawiały się takie propozycje, jak organizowanie centrów społecznych, które byłyby jednocześnie miejscami działalności partyjnej i społecznej, co bardziej pasuje do organizacyjnej formy NGO. Wydaje się, że debata nad znalezieniem równowagi między jedną a drugą formą działania będzie miała kluczowe znaczenie dla skuteczności działań Zielonych – zmuszonych funkcjonować w społecznym kontekście naznaczonym głęboką niechęcią wobec partii politycznych.

Progres czy regres?

Niewątpliwie istotnym wydarzeniem związanym z kongresem jest odejście z partii Krystiana Legierskiego. To cios szczególnie dla warszawskiego koła partii, którego głos w ważnych, lokalnych sprawach będzie słabszy niż do tej pory. Szansą na osłabienie efektu tej rezygnacji – uzasadnianej m.in. brakiem zmian personalnych w partii – jest powrót do częstszej, oddolnej działalności w rodzaju udziału w demonstracjach, komentowania lokalnych wydarzeń oraz nawiązania szerszych kontaktów z radnymi miejskimi i dzielnicowymi o zbliżonych poglądach. Już dziś powinna rozpocząć się dyskusja nad formą startu w wyborach samorządowych za 3 lata, a jej rezultatem powinno być podjęcie działań na rzecz wzmocnienia zakorzenienia formacji w lokalnych społecznościach, co może być osiągnięte np. poprzez udział w lokalnych akcjach ekologicznych. Nie powinno zabraknąć jednak również bardziej wizjonerskich pomysłów, które łatwo ilustrować za pośrednictwem udanych inicjatyw Zielonych w miastach partnerskich Warszawy, np. w Berlinie.

W skali kraju wystąpienie Legierskiego niewątpliwie osłabia wizerunek partii aktywnie zajmującej się tematyką praw mniejszości seksualnych, nawet wtedy, gdy nie są one akceptowane w politycznym głównym nurcie. Zwiększając widzialność w kwestiach ekologicznych i społecznych, angażując się w dialog ze związkami zawodowymi czy małym i średnim biznesem, partia nie powinna oddawać tej tematyki walkowerem Ruchowi Palikota. Warto też pamiętać o tym, że miniony kongres – choć nie przyniósł wyraźnego powyborczego oczyszczenia partii – poskutkował tym, że w Radzie Krajowej nowej kadencji pojawiło się sporo nowych, chętnych do pracy i pełnych entuzjazmu osób. W połączeniu z powrotem do czynnej działalności politycznej osób, które zakładały Zielonych, takich jak Jacek Bożek czy Wojciech Kłosowski, daje to szansę na stopniową odbudowę i rozwój partii. Nie należy tego faktu lekceważyć.

Nie bądźmy zieloną wyspą!

Choć prawdopodobne jest ograniczenie liczby poruszanych przez partię tematów, kluczowe jest trzymanie przez nią ręki na pulsie najważniejszych krajowych wydarzeń. Błędy z przeszłości, takie jak milczenie w sprawie exposé Tuska czy brak analizy rządowego programu energetyki nuklearnej, nie mogą się już powtarzać. Pierwsza okazja do działania będzie już wkrótce – w fazę konsultacji społecznych trafia druga wersja dokumentu zespołu Michała Boniego „Polska 2030”. Jej pierwsza edycja jak na dłoni pokazała, że w Platformie Obywatelskiej – nawet w jej rzekomo prospołecznym skrzydle – nadal żywe jest przekonanie o „ściekaniu bogactwa w dół”, tym razem w formie „modelu polaryzacyjno-dyfuzyjnego”. Dobrze zatem będzie przeanalizować, czy i w jaki sposób od wydania tamtego dokumentu zmieniły się rządowe priorytety polityczne, łatwiej będzie dzięki temu proponować proekologiczne i prospołeczne alternatywy wobec nich.

Polską sceną polityczną może wstrząsnąć ewentualna druga fala globalnego kryzysu ekonomicznego. Pogorszy ona i tak już kiepską sytuację pracujących na umowach śmieciowych młodych i może dać wygodny pretekst do ograniczania niektórych praw człowieka, takich jak prawo do opieki zdrowotnej czy też pomocy socjalnej. Zielony Nowy Ład i prezentowanie pozytywnych alternatyw, zamiast ciągłego negatywnego przekazu, wydaje się w świecie hołdującym zasadzie „nie ma żadnych alternatyw” koniecznością. Nowe miejsca pracy, bezpieczeństwo energetyczne czy socjalne, jakość życia, będąca efektem ochrony przyrody – wszystko to może stać się podstawą bardziej zrozumiałej komunikacji z ludźmi. Grupy społeczne takie jak nauczyciele czy pielęgniarki nadal czekają na swoją polityczną reprezentację – tu również Zieloni mogliby mieć wiele do powiedzenia, zważywszy na rozbudowany program edukacyjny i zdrowotny.

Tegoroczny program wyborczy pozostaje dobrym orężem do kontrowania pomysłów koalicji PO-PSL – zarówno w polityce ekologicznej, jak i w kwestiach związanych z zatrudnieniem czy systemem emerytalnym. Wyzwaniem będzie jego doprecyzowanie i rozwinięcie w kolejnych dziedzinach, na przykład trwałego, zrównoważonego rozwoju obszarów wiejskich i rolnictwa. Z roku na rok maleje odsetek ludzi, do których trafiają hasła ochrony przyrody ze względu na nią samą. Przywracając znaczenie takiej postawy, nie powinno też zapominać się o tych, do których przemówi hasło, że ekologia się opłaca – dla lepszego zdrowia czy nowych miejsc pracy. Nowe kierownictwo Zielonych musi być świadome stojących przed nim wyzwań. Inne partie nie będą wszak biernie przyglądać się ewentualnemu rozwojowi Zielonych. Od umiejętności ponownego zjednoczenia partii, wygaszenia wewnętrznych konfliktów, poprawy stosunków z organizacjami społecznymi i lepszego wykorzystania już posiadanych narzędzi w dużej mierze zależy, czy zielona polityka na polskiej scenie politycznej przetrwa w formie niezależnej partii politycznej, czy też roztopi się w jakimś większym bycie.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.