ISSN 2657-9596

TTIP, związki zawodowe i miejsca pracy

Owen Tudor
08/04/2015

Brytyjskie związki zawodowe są tradycyjnie życzliwie nastawione do handlu międzynarodowego. A co myślą o TTIP?

Związki zawodowe w Wielkiej Brytanii tradycyjnie podchodziły życzliwie do handlu międzynarodowego. Dowodziliśmy, że przyczynia się on do tworzenia miejsc pracy – nie tylko w logistyce, ale również w przemyśle wytwórczym, usługach czy handlu. Przyczynia się również do wzrostu płac.

Rzecz jasna ma on również swoje gorsze strony – nie tylko te związane z kosztami ekologicznymi transportu dóbr po całym świecie. Związkowcy tak na globalnej Północy jak i na globalnym Południu często zgodnie obawiają się tego że wolny handel może przyczynić się do utraty miejsc pracy. Niższe płace umożliwiają przenoszenie produkcji. Widać to szczególnie mocno np. w wypadku przemysłu tekstylnego, wytwarzającego dziś swe produkty raczej w Azji niż w Zjednoczonym Królestwie. Związki zawodowe w Brazylii oraz Republice Południowej Afryki obawiają się z kolei, że wolny handel uniemożliwi rozwój zaawansowanego przemysłu, jako że już działający na rynku gracze mogą nie dopuścić nowych konkurentów.

Wspomniane zjawiska mogą wzmocnić nadużycia, takie jak subsydia eksportowe do żywności czy manipulacje kursem walutowym. Porozumienia handlowe miały pierwotnie na celu wyeliminowanie tych nieprawidłowości, obniżenie ceł i zapewnienie że państwa-strony porozumień nie padną łupem protekcjonistycznych działań przyczyniających się do wzrostu kosztów dóbr zagranicznych.

To jednak ważne, by nie mylić „handlu” z „porozumieniami handlowymi”. W wypadku tych ostatnich podejrzenia co do tego, kto naprawdę na nich korzysta, nasilają się.

Ekonomiści przygotowali szereg analiz pokazujących możliwe skutki aktualnie negocjowanego porozumienia TTIP. Są one pełne przypisów i zastrzeżeń, o których politykom z reguły zdarza się zapominać. Najbardziej wątpliwym elementem tych prognoz jest założenie, że modele równowagi ogólnej, oparte na wizji utrzymującego się pełnego zatrudnienia, wskazują na powstanie setek tysięcy miejsc pracy w wyniku dobicia targu ws. TTIP. Modele te nie są jednak w stanie czegoś takiego przewidzieć!

Bardziej realistyczne modele wskazują na inny obrót spraw. Podczas gdy istotnie możemy zyskać nieco miejsc pracy w jednych sektorach, możemy je również stracić w innych. Dopóki nie znamy szczegółów porozumienia, nie będziemy w stanie stwierdzić, które z tych przewidywań są trafne i jaki będzie ostatecznie wpływ TTIP na rynek pracy oraz zachodzące na nim zmiany.

Nikt nie może mieć zatem pewności, że umowa ta stworzy jakieś miejsca pracy, zaś podawane przez jej zwolenników optymistyczne prognozy są niemal na pewno błędne. Wiemy za to że część miejsc pracy zniknie, część zaś będzie poważnie zagrożona. Osoby twierdzące, że dotknięta skutkami polityki cięć i zaciskania pasa Europa za wszelką cenę potrzebuje wzrostu gospodarczego, jaki mógłby wzbudzić TTIP, najwyraźniej nie zapoznały się z przygotowanym przez Europejską Konfederację Związków Zawodowych planem „New Path 4 Europe” (Nowa droga dla Europy), którego realizacja mogłaby przyczynić się do powstania 11 milionów miejsc pracy. To dużo więcej niż w najbardziej optymistycznych wizjach dotyczących transatlantyckiego porozumienia handlowego.

Wiemy również, że jeśli rządy nie podejmą działań na rzecz poradzenia sobie z prognozowanymi stratami w zatrudnieniu – np. poprzez zwiększenie rangi Europejskiego Funduszu Dostosowania do Globalizacji – a także bardziej równego podziału zysków ze wzrostu gospodarczego, wówczas zwykli ludzie będą na TTIP stratni, a z ewentualnych owoców tego porozumienia skorzysta jedynie najbogatszy 1%.

Skutki ekonomiczne TTIP są niepewne – w przeciwieństwie do tych politycznych. Wiele już napisano na temat tego, w jaki sposób klauzula rozstrzygania sporów między inwestorami a rządami (ISDS) obecna w umowach dwustronnych oraz porozumieniach handlowych, jest tak naprawdę oddaniem znacznej władzy w ręce korporacji, co najmniej zrównując ich interesy z tymi, reprezentowanymi przez demokratycznie wybrane władze publiczne. Proces decyzyjny w wypadku arbitrażu zakłada istnienie równorzędnych, konkurujących ze sobą roszczeń ekonomicznych i ma na celu utrzymanie równowagi między prywatnymi interesami a demokratyczną odpowiedzialnością. Problem w tym, że nie są to równorzędne wartości.

Warto porównać trybunał działający pod egidą ISDS, zdolny do nałożenia wielomiliardowych odszkodowań, z narzędziami mającymi służyć rozstrzyganiu sporów dotyczących praw pracowniczych (i wspomnieć o tym, że interesy konsumentów oraz troska o środowisko są w tym wypadku zabezpieczane jeszcze słabiej). W CETA – porozumieniu między Kanadą a Unią Europejską – związki zawodowe informujące o złamaniu podstawowych praw pracowniczych mogą liczyć na raport ze strony specjalnej grupy eksperckiej. Trudno uznać to za sensowne rozwiązanie!

Widać wyraźnie, że pracowniczy aspekt TTIP daleki jest od ideału, nie mówiąc już o potencjalnych zagrożeniach dla brytyjskiej ochrony zdrowia czy innych usług publicznych. Z tego też powodu centrala TUC, jak również wiele innych związków zawodowych uważa, że umowie tej należy się przeciwstawić.

Tekst pochodzi z publikacji przygotowanej za zlecenie europosłanki Jean Lambert What’s wrong with TTIP. Przeł. Bartłomiej Kozek.

STOP_TTIP_tlo

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.