ISSN 2657-9596

Strefa euro to niedokończony projekt

Bartłomiej Kozek , Dimitri Papadimitriou
31/08/2012

Strefa euro jest niedokończonym projektem. Nie można mieć unii walutowej bez unii fiskalnej. Jak wskazują dotychczasowe doświadczenia, rozdzielenie rządu od suwerennej waluty jest sytuacją nie do utrzymania – musi prowadzić albo do unii fiskalnej, albo do rozpadu – mówi Dimitri B. Papadimitriou w rozmowie z Bartłomiejem Kozkiem.

Bartłomiej Kozek: Dlaczego narzucana Grecji i innym krajom południa Europy polityka zaciskania pasa nie pomaga?

Dimitri B. Papadimitriou: Stosowanie programów oszczędnościowych w gospodarce, która się kurczy, to przepis na katastrofę. Kraje południowych peryferii Europy już doświadczały zmniejszania się aktywności gospodarczej, kiedy narzucono im cięcia budżetowe i podwyżki podatków. W efekcie, jak widzimy, przyniosło to pogłębienie recesji.

BK: Jakie myślenie stało za narzucaną tym krajom receptą, polegającą na odchudzaniu państwa, jego aktywów i wydatków? Czy były jakieś powody, by wierzyć, że taka polityka może się sprawdzić?

DP: Stoi za tym wyobrażenie, że jeśli ograniczy się rolę państwa, to deficyt sektora publicznego będzie się zmniejszał, aż w końcu zarówno deficyt, jak i dług publiczny osiągną poziom przewidywany przez kryteria z Maastricht. Taki sposób myślenia kłóci się oczywiście z elementarną wiedzą ekonomiczną, która mówi, że restrykcyjna polityka fiskalna prowadzi do obniżenia aktywności ekonomicznej i w efekcie do recesji, co z kolei oznacza wzrost bezrobocia i sprawia, że deficyt budżetowy i dług publiczny stają się jeszcze większe. To zdumiewające, że prowadzi się taką dogmatycznie neoliberalną politykę, mimo że doświadczenia z wprowadzaniem takich rozwiązań w różnych krajach dowodzą, że ma ona katastrofalne skutki. Myślę np. o krajach Ameryki Łacińskiej, które ostatecznie porzuciły tę drogę.

BK: W jaki sposób sektor publiczny może wyciągnąć Europę z kryzysu?

DP: Odpowiedzi udzielił dawno temu John Maynard Keynes. W czasie recesji to rząd musi wydawać pieniądze, aby zapewnić wzrost zatrudnienia oraz popytu i tym samym odwrócić kurczenie się gospodarki. Ponieważ nie jest możliwe, aby wszystkie europejskie gospodarki miały nadwyżki w obrocie handlowym, rząd musi wkroczyć i uzupełnić tę lukę.

BK: Na ile prawdopodobna jest perspektywa powstania w Europie unii gospodarczo-fiskalnej, która pogłębiłaby integrację kontynentu i sprawiłaby, że wspólna waluta byłaby na dłuższą metę do utrzymania?

DP: Strefa euro jest niedokończonym projektem. Nie można mieć unii walutowej bez unii fiskalnej. Spójrzmy na USA, gdzie poszczególne stany mogą liczyć na wsparcie Waszyngtonu w przypadku gospodarczych trudności. W przypadku euro państwa używają waluty, która nie jest ich suwerenną walutą. Jak wskazują dotychczasowe doświadczenia, rozdzielenie rządu od suwerennej waluty jest sytuacją nie do utrzymania – musi prowadzić albo do unii fiskalnej, albo do rozpadu.

BK: Czy dla regionu o tak zróżnicowanych gospodarkach jak Europa można zaproponować autentycznie wspólną politykę gospodarczą, obejmującą np. wspólny CIT czy poziom płacy minimalnej?

DP: Państwa członkowskie strefy euro i Unii Europejskiej mają bardzo zróżnicowane warunki. Gdy przyjmowały jarzmo unii gospodarczo-walutowej, oczekiwano, że doprowadzi to do konwergencji zarówno w dziedzinie monetarnej, jak i w realnej gospodarce. Chociaż udało się osiągnąć pewną konwergencję, np. w dziedzinie inflacji, utrzymują się dysproporcje w dziedzinie realnej gospodarki, wzrostu, zatrudnienia czy produktywności. Założenie, że wszystkie czynniki produkcji we wszystkich krajach członkowskich upodobnią się do siebie, wymaga, aby w obrębie strefy euro wszystkie kraje miały zrównoważony bilans handlowy. To zaś jest, jak już mówiłem, niemożliwe, zwłaszcza jeśli Niemcy nadal będą tłumić u siebie wzrost płac w imię polityki gospodarczej nastawionej na eksport.

BK: Dlaczego Angela Merkel jest sceptyczna wobec euroobligacji?

DP: Niemcy jako największa gospodarka w Europie bez unii fiskalnej będą ostatecznym płatnikiem wszelkich wyemitowanych euroobligacji. Niestety nie można mieć ciastka i go zjeść, jak chciałaby Merkel.

BK: A czy jest ryzyko, że dalsza integracja gospodarcza będzie kontynuacją sposobu, w jaki budowano wspólną walutę, a więc utrwali gospodarczą i polityczną dominację Niemiec i innych krajów północnej Europy?

DP: To zależy od formy i charakteru integracji. Władza byłaby ulokowana w Parlamencie Europejskim, a nie w Niemczech. Wzorem jest struktura Stanów Zjednoczonych. Niemcy byłyby jednym z bardziej kwitnących i ważniejszych z gospodarczego punktu widzenia krajów w obrębie większej całości, podobnie jak stan Nowy Jork w USA. Podczas gdy Grecja przypominałaby bardziej np. Delaware. Ale Nowy Jork nie narzuca swojej polityki całym Stanom…

BK: Dlaczego uważa pan, że Europejski Bank Centralny jest instytucją niezdolną odegrać swojej roli w wyjściu z kryzysu? Jak trzeba go zreformować, aby stał się bankiem centralnym z prawdziwego zdarzenia?

DP: Europejski Bank Centralny nie jest typowym bankiem centralnym takim jak Rezerwa Federalna w USA. Jego głównym zadaniem jest pilnowanie stabilności cen, a nie radzenie sobie z kryzysami finansowymi. Właściwie funkcjonujący bank centralny nie ogranicza się do utrzymywania stabilnych cen, lecz także dba o stabilność systemu finansowego, czyli rynków. To dlatego w czasach kryzysu banki centralne stają się „pożyczkodawcą ostatniej szansy”. Europejski Bank Centralny musi więc upodobnić się do Rezerwy Federalnej.

BK: Poziom bezrobocia, zwłaszcza wśród młodych, pokazuje, że Europa potrzebuje polityki tworzenia miejsc pracy. Co powinny robić rządy – inwestować, tworzyć miejsca pracy bezpośrednio czy pobudzać sektor prywatny?

DP: Problem bezrobocia w Europie domaga się polityki antycyklicznej, a nie zaciskania pasa. Sektor prywatny nie będzie inwestować w gospodarce, która kurczy się i którą cechuje niedostateczny zagregowany popyt. Pierwszy ruch należy do sektora publicznego – to stąd muszą wyjść impulsy pobudzające wzrost. Jest mnóstwo obszarów, które można rozwijać: alternatywne źródła energii, zdrowie i edukacja, zaawansowana technologia, rolnictwo, przemysł… Sektor prywatny może podchwycić tempo, kiedy zagregowany popyt zacznie rosnąć i pojawią się szanse na zysk. Ale wymaga to zmiany obecnej polityki fiskalnej nie tylko w gospodarkach peryferii Europy, lecz także we Francji i krajach na północy kontynentu.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.