ISSN 2657-9596

Co to jest konkurencyjność?

Jean-Marie Harribey
11/12/2012

Czy na cenę produktu na rynku składa się wyłącznie koszt pracy włożonej w jego wytworzenie? Odpowiedź brzmi: nie. Czy zyski są wliczone w cenę produktu na rynku? Tym razem odpowiedź brzmi: tak. Co najbardziej wzrosło w ciągu ostatnich 30 lat: pensje i składki społeczne czy zyski?

Według wyznawców liberalnych dogmatów to właśnie pensje najbardziej skoczyły do góry. Mimo że to rozpowszechniona opinia, jest to jednak zła odpowiedź. Aby zrozumieć dlaczego, warto poświęcić trochę czasu na przeczytanie raportu Attac i Fundacji Kopernika o tzw. „szoku konkurencyjności”, którego podobno potrzebuje francuska gospodarka.

Koszty pracy na celowniku

Koszt jednej godziny przepracowanej we francuskim przemyśle: 33,16 euro. Koszt jednej godziny przepracowanej w przemyśle niemieckim: 33,37 euro. Sytuacja wygląda odwrotnie w przypadku sektora usług: odpowiednio 32,08 i 26,81 euro (nie zapominajmy, że usługi na eksport są tylko w niewielkim stopniu brane pod uwagę w liczeniu tych kosztów). W branży samochodowej koszt jednej przepracowanej godziny jest o 29% wyższy w Niemczech niż we Francji. Wśród krajów Unii Europejskiej, których gospodarki można porównać z francuską, największe różnice nie dotyczą całkowitych kosztów pracy, ale raczej struktury tych kosztów, czyli tego, jaki jest podział kosztów na pensje netto i składki społeczne. Wbrew temu, co utrzymuje francuski związek pracodawców prywatnych MEDEF, konkurencyjność przedsiębiorstw nie zależy od wysokości „obciążeń socjalnych”. W istocie porównania międzynarodowe pokazują, że udział kosztów pracowniczych w wartości dodanej nie zależy od wysokości składek społecznych.

Dziesięć lat temu koszty w Niemczech były największe w sektorze przemysłowym. Od 2003 r. obserwujemy stopniowe obniżanie płac realnych w efekcie reform Schrödera i Hartza. Plan ten obejmował głęboką reformę rynku pracy, obniżenie składek dla przedsiębiorców oraz podwyższenie VAT. Amerykańskie Bureau of Labor Statitics potwierdza to, co widać też w europejskich statystykach: koszt jednej godziny przepracowanej w przemyśle wytwórczym w 2010 r. wynosił 40,4 dol. w strefie euro, 40,6 dol. we Francji i 43,8 dol. w Niemczech. Koszty we Francji są zaledwie pół procenta wyższe niż średnie koszty w strefie euro, ale za to o 7,3% niższe niż w Niemczech.

Dużo ciekawszych wniosków dostarcza uważne przyjrzenie się zmianom w jednostkowych kosztach pracy, które wyrażają zależność między kosztem pracy a jej produktywnością. Produktywność wzrasta w mniejszym stopniu w sektorze usług niż w przemyśle. Z tego powodu jednostkowy koszt pracy w przemyśle spada (we Francji, w Niemczech, w Irlandii oraz w 15 krajach Unii Europejskiej i w strefie euro), wzrasta zaś w usługach. Jednostkowy koszt pracy w przemyśle przeciętnie obniża się, ponieważ produktywność rośnie szybciej niż koszt godziny przepracowanej, z wyjątkiem Grecji, Hiszpanii, Włoch, Wielkiej Brytanii i Danii. We Francji jednostkowy koszt obniżał się średnio o pół procenta rocznie w latach 1996-2008, a w Niemczech o 0,7%. Jako że w krajach, w których jednostkowe koszty pracy były początkowo najniższe, rosną one najbardziej, ogólna tendencja wskazuje na konwergencję tych kosztów.

Wielki nieobecny: koszt kapitału

Przyjrzyjmy się okresowi, gdy – mniej więcej na początku obecnego stulecia –gwałtownie spadł francuski eksport, który to spadek przypisuje się wygórowanym jakoby kosztom pracy. Niemal podwoił się udział dochodów dzielonych przez spółki w sektorze niefinansowym w odniesieniu do ich nadwyżki operacyjnej brutto, a także do ich wartości dodanej brutto. Nawet kryzys nie zmniejszył tej hojnej redystrybucji, na którą przeznacza się ponad 80% nadwyżki operacyjnej brutto.

Dochody dzielone (na żółto) a nadwyżka operacyjna brutto (na ciemnoniebiesko). Źródło: INSEE, TEE 1999-2011

Kryzys czy nie, część przypadającą akcjonariuszom zwiększa się z roku na rok, obciążając przedsiębiorstwa, którym w efekcie coraz trudniej stawić czoło złożonym wymaganiom konkurencyjności. Proporcjonalnie do swojej wartości dodanej brutto spółki w sektorze niefinansowym musiały oddać akcjonariuszom 5,6% w 1999 r. i prawie dwa razy więcej (9%) w 2011 r. Trudno się więc dziwić, że cały wysiłek w dziedzinie inwestycji oraz badań i rozwoju nie wystarcza, aby poprawić ową bezcenną konkurencyjność.

Przestarzała koncepcja

Konkurencyjność to koncepcja absurdalna, ponieważ przenosi rozumowanie w skali przedsiębiorstwa na poziom makro. Taka operacja nie ma najmniejszego sensu, bo wszelkie cięcia w kosztach pracy oznaczają automatycznie spadek siły nabywczej ludzi, a co za tym idzie zmniejszenie popytu na dobra konsumpcyjne oraz inwestycji. Zmniejszenie kosztów funkcjonowania przedsiębiorstwa może polepszyć jego konkurencyjność, ponieważ nie wpływa negatywnie na popyt globalny. Natomiast obniżenie kosztów funkcjonowania wszystkich przedsiębiorstw zwyczajnie zabija gospodarkę.

Konkurencyjność to koncepcja zwodnicza. Jeśli obniżenie składek społecznych ma się przełożyć na obniżkę cen, wszelka możliwość poprawy siły nabywczej jest niwelowana albo poprzez osłabienie zabezpieczeń społecznych, albo poprzez wzrost opodatkowania konieczny, by zrekompensować zmniejszenie wpływów ze składek. Natomiast jeśli obniżka składek społecznych jest wykorzystana przez firmy do zwiększenia marży, to tzw. szok konkurencyjności jest korzystny wyłącznie dla akcjonariuszy. A ponadto mamy wówczas gwarantowany efekt kryzysowy, ponieważ spadek popytu pociągnie za sobą zahamowanie inwestycji.

Konkurencyjność to koncepcja niszcząca kooperację. Nie jest możliwe, żeby wszystkie kraje miały jednocześnie nadwyżkę handlową, a jeśli wszystkie będą podążać tą samą drogą obniżania kosztów pracy, recesja gospodarcza będzie ich wspólnym punktem dojścia.

Konkurencyjność to koncepcja ideologiczna. W propagowaniu konkurencyjności chodzi tak naprawdę o to, żeby to pracownicy zapłacili rachunek za kryzys i na dodatek w imię błędnego przekonania, ze obniżenie składek „ciążących” na pracy jest konieczne. Takie podejście nie bierze pod uwagę, że wszystko się bierze z pracy. Nie ma bowiem innego źródła wartości ekonomicznej, więc nie ma także innego źródła opodatkowania. To, co jest istotne, to struktura podatków, ponieważ decyduje ona o rozkładzie sił między klasami społecznymi.

Rząd postanowił przyjąć większość propozycji z raportu Gallois, co oznacza, że po trzykroć sprzeniewierza się wyborcom w imię liberalnych dogmatów:

  • Przyjmując założenie, że pensje i składki społeczne są głównym powodem dezindustrializacji i bezrobocia; żegnaj dyskusjo o kryzysie kapitalizmu.
  • Przyjmując założenie, że zachodzi bezwarunkowa konieczność zmniejszenia wydatków publicznych.
  • Podnosząc wymierzony w społeczeństwo podatek VAT i rezygnując z reformy fiskalnej z prawdziwego zdarzenia, która wymagałaby opodatkowania dywidend, bo to właśnie ich gwałtowny wzrost należy obwiniać za spadek inwestycji i inflację.
  • Konkurencyjność to koncepcja przestarzała. Jej zwolennicy traktują pracę jak zmienną, która może się dowolnie adaptować i zakładają, że tzw. „szok konkurencyjności” spowoduje zbawienny „szok wzrostu gospodarczego”. Tym samym przyjmują, że możliwe jest ślepe podążanie za niczym nieograniczonym wzrostem. Oznacza to odkładanie ad calendas Graecas zadania ekologicznej transformacji.

    Artykuł ukazał się na blogu autora na portalu Alternatives Economiques. Jest on skrótową prezentacją ogłoszonego przez ATTAC i Fundację Kopernika kontrraportu „Skończyć z konkurencyjnością”, będącego odpowiedzią na tzw. raport Gallois – przygotowany na zamówienie rządu Jean-Marca Ayraulta pakiet propozycji nastawionych na zwiększenie konkurencyjności francuskiej gospodarki. Przeł. Monika Dac.

    Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.