ISSN 2657-9596

Równo między regionami

Bartłomiej Kozek
02/03/2012

Polityka spójności, czyli zmniejszania dysproporcji między różnymi regionami, należy do najważniejszych celów Unii Europejskiej. W ramach dyskusji nad założeniami unijnego budżetu na lata 2014-2020 pojawia się pytanie, jak dostosować ją do wyzwań współczesności. Przede wszystkim: w jaki sposób zazielenić te fundusze?

Odpowiedzi na to pytanie poszukują autorzy wydanego przez Zieloną Fundację Europejską (GEF) raportu „Shaping EU Regional Policy: Looking Beyond GDP” (W stronę nowej polityki regionalnej UE: patrząc dalej niż PKB). Zakwestionowanie prymatu PKB jako głównego miernika rozwoju należy do podstawowych wątków zielonej polityki. Lista zarzutów wobec tego wskaźnika jest długa – do najważniejszych należy nieuwzględnianie kosztów zewnętrznych (ekologicznych i społecznych), ślepota na niepłatną pracę opiekuńczą czy na jakość życia. Wymowny jest fakt, że do wzrostu PKB prowadzi m.in. usuwanie szkód katastrof ekologicznych czy wypadków drogowych.

Czy można inaczej? Próbę zarysowania alternatywy możliwej do przetestowania w przekazywaniu funduszy strukturalnych podjęli badacze z Wolnego Uniwersytetu Brukseli – C. Vandermotten, D. Peeters oraz M. Lennert. Ich analiza pokazuje, jak kurczowe trzymanie się PKB przyczynia się do spowolnienia rozwoju alternatywnych mierników rozwoju społecznego. Europejskie i krajowe instytucje zajmujące się zbieraniem danych statystycznych nie mierzą części z nich, inne zaś ujawniają jedynie na poziomie krajowym, co w wypadku ustalania kryteriów umożliwiających otrzymywanie środków przez mniejsze struktury terytorialne stanowi spory problem. Np. utrudnia to wykorzystanie w ich przyznawaniu współczynnika Giniego, mierzącego poziom rozwarstwienia społecznego.

Słaby rozwój i niedostatek danych z alternatywnych mierników sprawia, że zdaniem badaczy z uwzględniania PKB nie da się zupełnie zrezygnować. Skalę problemu ukazuje fakt, że wśród proponowanych wskaźników uzupełniających PKB ani jeden nie ma ma charakteru stricte ekologicznego. Brak danych, umożliwiających oszacowanie emisji gazów cieplarnianych na poziomie niższym niż krajowy. Te zaś dane, którymi dysponujemy (chociażby ilość szkodliwych dla zdrowia zanieczyszczeń w powietrzu), trudno zaaplikować do procedury przyznawania funduszy europejskich.

Ostatecznie otrzymujemy 3 propozycje „wzbogacenia” PKB.Po pierwsze sugeruje się dodanie do kryteriów uprawniających do otrzymywania pomocy z unijnej kasy wskaźników jakości życia (wysokość rozporządzalnego dochodu po uwzględnieniu transferów społecznych), zdrowotnych (oczekiwana długość życia mężczyzn, wedle badań bardziej wrażliwa na warunki życia niż kobiet), badających „wrażliwość społeczną” (m.in. stopę bezrobocia, w tym długotrwałego, ilość młodych pozostających poza pracą, edukacją i systemem szkoleniowym czy bezrobocie w tej grupie demograficznej), a także „jakość kapitału ludzkiego” (wyrażoną poziomem dostępu do internetu oraz wskaźnikiem osób z wyższym wykształceniem w męskiej populacji). Kolejne zaproponowane możliwości reformy funduszy strukturalnych polegają na pomniejszeniu ilości dodawanych do PKB wskaźników, np. tylko do przeciętnego poziomu PKB na głowę oraz dochodu rozporządzalnego po transferach społecznych. Byłyby one mniej kompleksowe, ale miałoby to zdaniem autorów sprzyjać ich zrozumieniu.

Jaki byłby praktyczny skutek uzupełnienia kryteriów otrzymywania pomocy finansowej o wspomniane powyżej wskaźniki rozwoju społecznego? Jak wskazują symulacje autorów, ich głównym beneficjentem byłyby rejony metropolitalne nowych państw członkowskich z Europy Środkowej. Mierzone samym PKB bogactwo tych obszarów wydaje się całkiem spore, w szczególności w porównaniu z otaczającymi je obszarami peryferyjnymi. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę inne wskaźniki, np. zdrowotne, obraz przestaje być tak różowy. Przykład Mazowsza, któremu wskutek rozwoju Warszawy groziło przykręcenie kurka z unijnymi pieniędzmi, jest tu nad wyraz wymowny. Pomoc strukturalną straciłyby głównie dawne, poprzemysłowe regiony Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii. Część z nich jednak, gdyby wśród kryteriów pomocy pojawiła się również „wrażliwość społeczna”, mogłaby liczyć na skierowane specjalnych funduszy do walki z wykluczeniem społecznym, np. długotrwałym bezrobociem strukturalnym. Pozwoliłoby to na otrzymywanie unijnych pieniędzy także przez wielkie metropolie Europy Zachodniej, takie jak Londyn czy Paryż, w których wpływ znajdujących się tam instytucji finansowych oraz koncentracja siedzib wielkich przedsiębiorstw „pompuje” wskaźniki rozwoju ekonomicznego, ukrywając jednocześnie obszary nędzy i wykluczenia w ich obrębie.

Co zyskalibyśmy dzięki takiej reformie funduszy strukturalnych? Wzrosłaby widzialność opisywanych przez nie problemów społecznych, występujących również na obszarach, które do tej pory uznawane były za „rozwinięte”. Odejście od PKB i jego wzrostu jako jedynych mierników owego „rozwoju” mogłoby stanowić impuls dla instytucji statystycznych do zbierania bardziej szczegółowych danych, także na poziomie regionalnym. Zjawiskom tym mogłyby towarzyszyć inne zmiany, takie jak chociażby w systemie NUTS, dzielącym państwa członkowskie UE na mniejsze jednostki terytorialne. Zdaniem brukselskich badaczy należałoby w większym niż do tej pory wymiarze uwzględniać fakt integracji ekonomicznej obszarów, dziś znajdujących się w innych jednostkach NUTS, np. metropolii i otaczających je aglomeracji. Ma to istotne znaczenie chociażby przy analizowaniu sytuacji na rynku pracy na powiązanych ze sobą obszarach, a tym samym mogłoby pomóc w skuteczniejszym adresowaniu unijnych funduszy.

Nie sztuka zachować status quo w kwestii unijnych funduszy strukturalnych, wychodząc z założenia, że wystarczy, by Polska otrzymywała ich możliwie jak najwięcej. Uwzględnianie innych wskaźników poza PKB per capita pozwala na bardziej całościowe rozwiązywanie problemów społecznych, a także na zadanie pytań o model funkcjonowania europejskiej gospodarki. Czy możemy określić mianem „rozwiniętego” region, w którym poziom zamożności „podbijają” uciekający do niego na emeryturę mieszkańcy i mieszkanki Europy Północnej, jak to bywa np. w niektórych rejonach Hiszpanii czy Portugalii? Czy z poziomu rozwoju danego obszaru w równym stopniu korzystają pracownicy dużej korporacji i zamieszkujący nie tak znowu daleko lokatorzy walących się kamienic, jak bywa w Warszawie? Jeśli mamy co do tych stwierdzeń wątpliwości, to warto wysilić się na wymyślenie nieco lepszego systemu zasypywania przepaści między różnymi częściami kontynentu.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.