ISSN 2657-9596

5 argumentów przeciwko cięciom

Carys Afoko
07/10/2013

Niedawno Mark Wallace napisał tekst o tym, jak rozreklamować ideę cięć budżetowych. Tekst jest doskonałym poradnikiem, jak skutecznie zmontować i zaprezentować swoją argumentację. Problem jedynie w tym, że jest to argumentacja błędna. Jak więc argumentować przeciwko cięciom?

1. Nazwijmy rzeczy po imieniu

Mark Wallace postawił sprawę jasno. Cięcia wynikają z przesłanek ideologicznych, a nie praktycznych. Konserwatyści chcą zmniejszenia roli państwa i cięć w służbach publicznych niezależnie od aktualnego stanu gospodarki. Tyle że większość mieszkańców Wielkiej Brytanii nie życzy sobie skurczenia państwa, chce jedynie uniknąć wykolejenia się gospodarki. O cięciach należy więc mówić w kontekście politycznym, a nie gospodarczym: recesja jest zasłoną dymną dla politycznych zakusów rządu.

2. Przygotujmy grunt

Rząd zdołał nas przekonać, że deficyt działa samo, jak nasz dług na kartach kredytowych. To przekonująca wizja: ekonomia przełożona zostaje na prosty język codziennych spraw. Tylko że to nieprawda. Argumentacja ekonomistów za cięciami w czasie recesji jest wątpliwa, a Międzynarodowy Fundusz Walutowy zaczął kwestionować celowość obecnych oszczędności w Wielkiej Brytanii.

Istnieje niebezpieczeństwo, że ci z nas, którzy zawsze mieli wątpliwości co do polityki cięć, zapominają, że większość nadal uważa je za konieczne. Jeśli chcemy ludzi przekonać, że cięcia są szkodliwe, tę obiegową opinię musimy kwestionować. Wallace ma rację: nie istnieje żaden magiczny sposób na zmianę opinii publicznej. To długi proces, w którym musimy stale wskazywać na porażki polityki zaciskania pasa zarówno w kraju, jak i za granicą. Musimy znaleźć własne metafory, którymi opisywać będziemy szaleństwo cięć tak, aby było to zrozumiałe dla większości. To oznacza, że musimy mówić raczej o błędnej ekonomii niż o mnożnikach fiskalnych.

3. Zerwijmy z bezosobowym językiem

Rząd wykonał kawał roboty, serwując nam historie i zarzucając nas cyframi, dzięki którym cięcia jawią się jako bezosobowe. Opowiada się nam historie o tym, jak zasiłki są nadużywane, jak osoby nieuprawnione marnują tysiące funtów z kieszeni podatnika. Jesteśmy bombardowani cyframi, opowiada się nam o zadłużeniu, o tym co wydaliśmy i zaoszczędziliśmy. Wiemy, że ludzie zmieniają zdanie w sprawie cięć, kiedy zaczynają rozumieć, jak cięcia wpływają na ich rzeczywistość: ich szkoły, biblioteki, ulgi podatkowe, przyszłość ich dzieci. I o tym właśnie powinniśmy ludziom mówić. Musimy używać cyfr, ale takich, które coś dla ludzi realnie oznaczają, do których można się odnieść: liczba młodych bezrobotnych (obecnie niemal milion), ilość miejsc pracy na rynku, wzrost kosztów życia przy jednoczesnym zamrożeniu płac.

4. Zmieńmy kierunek rozmowy…

Obecnie w dyskusjach ekonomicznych przeważnie operuje się pojęciami długu narodowego i wydatków państwa. Ci, którzy sprzeciwiają się cięciom, muszą odejść od tej debaty; w przeciwnym razie skazani są na porażkę. Jeżeli najważniejszą kwestią w debacie ekonomicznej jest dług, wówczas powinniśmy się zastanowić, ile nasze ministerstwa wydają na spinacze. Jeżeli natomiast uznamy za najważniejszą kwestię to, czy ludzie mają pracę i czy stać ich na opłacanie rachunków, wówczas okaże, się że nie należy zwalniać tysięcy pracowników w sektorze publicznym, ani zamrażać ich pensji. Organizacja UK Uncut jest wspaniałym przykładem na to, że można zmienić język tej debaty. Dzięki temu, że zwrócili uwagę na korporacje unikające podatku (jak Vodafone), działacze UK Uncut dobitnie wykazali, że deficyt nie jest skutkiem nadmiernych wydatków budżetowych, lecz efektem unikania płacenia podatków przez najbogatszych.

5. …ale przyznajmy, że problem istnieje

Ekonomiczny przekaz rządzącej koalicji znajduje posłuch i są ku temu powody. Oddziałuje on bowiem na emocje: nasze lęki odnośnie do długu, złość, że gospodarka nie nagradza ciężkiej pracy, złe doświadczenia z biurokracją. Jeśli ograniczymy się do sprzeciwu wobec cięć, istnieje ryzyko, że zaczniemy być postrzegani jako obrońcy status quo, którego ludzie nie chcą. Proste hasło „zero cięć” daje słaby przekaz: ma małe szanse przekonać nieprzekonanych.

Przyznanie, że istnieje powód, dla którego ludzie popierają politykę cięć, nie jest tym samym, co poparcie dla tej polityki. Należy rozumieć, że ludzie wyznają określone poglądy na gospodarkę z konkretnych powodów; należy wyjść im naprzeciw i podjąć dyskusję z ich obawami.

Artykuł „Five ways to argue against the cuts” ukazał się na stronie New Economics Foundation. Przeł. Kinga Stańczuk.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.