ISSN 2657-9596

Nadobecni w pracy

Kacper Leśniewicz , Karolina Zakrzewska
03/09/2013

Kto najczęściej przychodzi do pracy mimo choroby – pielęgniarki, nauczyciele czy pracownicy korporacji? Z Karoliną Zakrzewską z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego rozmawia Kacper Leśniewicz.

Kacper Leśniewicz: Zajmuje się pani badaniem zjawiska „prezenteizmu”. Co to takiego jest?

Karolina Zakrzewska: Chodzi o sytuację, gdy pracownik jest w pracy, mimo że nie powinno go tam być. W latach 90., badając absencję pracowników, zauważono, że część z nich przychodzi do pracy, jest obecna fizycznie, ale obecność ta nie jest efektywna z różnych przyczyn. Dzieje się tak w sytuacji choroby czy problemów zdrowotnych. Ale również wtedy, gdy jakieś zdarzenia zaprzątają pracownikowi głowę, np. ma problem z opieką nad dzieckiem, którego nie ma z kim zostawić, a musi iść do pracy. Nie jesteśmy w stanie skupić się na pracy, bo cały czas myślimy, co się dzieje z naszym dzieckiem czy np. sąsiadka zapewnia odpowiednią opiekę, a mąż zdąży ją zmienić. Prezenteizm to jest obecność w pracy w momencie, kiedy powinno się tak naprawdę wziąć zwolnienie. Można go skrótowo określić jako „niezdrową nadgorliwość”.

KL: Dlaczego chorzy ludzie stawiają się jednak w pracy?

KZ: Z różnych powodów. Wpływ na to ma sytuacja w miejscu pracy, zwłaszcza kultura miejsca pracy. Jeśli kogoś nie ma od czasu do czasu w pracy, to zaczyna być to źle widziane. Uważa się, że choroba to słabość, w wielu miejscach zatrudnienia nie toleruje się słabych pracowników z uwagi na ich nieefektywność. Również od pewnego stopnia awansu zawodowego już „nie wypada” chorować, Dochodzą kwestie ekonomiczne, zarówno od strony pracownika jak i pracodawcy. Przez pierwsze 33 dni zwolnienia chorobowego pracownika to pracodawca płaci wynagrodzenie za ten czas, dopiero potem wypłacany jest zasiłek chorobowy. Pracodawca płaci, a pracownika nie ma. Nie zwraca się uwagi na to, że pracownik, który jest chory i jest obecny w miejscu zatrudnienia, może przespać ten dzień w pracy, że niewątpliwie działa wolniej, może popełniać błędy. Z drugiej strony pracownik na zwolnieniu chorobowym otrzyma 80% wynagrodzenia. Duży wpływ na zjawisko prezenteizmu mają również trudności na rynku pracy. Dotyczy to szczególnie ludzi młodych, i tych 50+. Perspektywa utraty pracy skutecznie motywuje ludzi, aby nawet gdy są chorzy, poszli do pracy, pokazali się.

KL: Czy zatrudnienie na umowie śmieciowej generuje strach przed zwolnieniem i tym samym obecność w pracy?

KZ: Umowy tzw. śmieciowe, czyli umowy cywilnoprawne wiążą się najczęściej, choć nie zawsze, z pracą grafikową. Chorujemy jednak najczęściej z dnia na dzień. Dowiadujemy się rano, że nie jesteśmy w stanie iść do pracy. Pojawia się problem ze znalezieniem kogoś na zastępstwo. Trzeba wspomnieć, że nawet gdy komuś uda się zwolnić, to nie ma za ten dzień płacone (chyba, że zadbał o wystarczająco długie opłacanie funduszu chorobowego). Umowy śmieciowe są traktowane gorzej. Często pracownicy nie mają żadnego poczucia bezpieczeństwa, często umowy przedłużane są z miesiąca na miesiąc. I tak też funkcjonują pracownicy – tymczasowo. To generuje złe zachowania. Człowiek woli pójść do pracy, przesiedzieć, ale nie drażnić szefa i współpracowników, że go nie ma. Umowa o pracę daje nam pewnego rodzaju komfort. Jednak w przypadku młodych ludzi, którzy dopiero wydreptują swoją karierę zawodową, robią wiele, żeby z tej ścieżki nie wypaść.

KL: Jaka jest różnica między zachowaniami ludzi na etacie i na umowach śmieciowych?

KZ: Przede wszystkim wiek odgrywa tutaj dużą rolę. Z moich badań wynika, że z 80% osób, które miały umowy o dzieło lub o umowę zlecenie, to były osoby przed 30. rokiem życia. Wraz ze wzrostem wieku wzrastał odsetek osób zatrudnionych na umowę o pracę. To daje im poczucie bezpieczeństwa. Człowiek młody, który jest na dorobku, żeby utrzymać się na stanowisku, musi się bardziej starać. Normą jest, że podczas restrukturyzacji polegającej na przeglądzie pracowników to ten, kto ma większe doświadczenie, ma większe szanse. Umowa o pracę zawierana jest w oparciu o przepisy Kodeksu Pracy, które nas chronią, z całym socjalnym zapleczem. Ludzie tak zatrudnieni mogą sobie pozwolić na zwolnienia lekarskie. Jednakże im człowiek starszy, tym większe ryzyko poważniejszych i częstszych problemów ze zdrowiem.

KL: Jakie zagrożenia wiążą się z obecnością chorego w pracy?

KZ: Na pewno istnieje zagrożenie z punktu widzenia zdrowia publicznego, szczególnie w przypadku chorób infekcyjnych. Gdy chora osoba kaszle, kicha, to zaraża współpracowników i osoby z otoczenia – klientów czy podopiecznych. Przeprowadzono eksperyment w USA. Gdy ludzie chorzy na grypę wzięli płatne wolne na dwa dni, zmniejszyło to ryzyka zakażenia współpracowników o 40%. W przypadku jednodniowej nieobecności chorego pracownika – o 25%. Kilka dni na zwolnieniu może złagodzić ostre problemy zdrowotne (np. grypę, ostre wirusowe zapalenie nosa i gardła) oraz prowadzić do pełnej i zaangażowanej obecności w miejscu pracy. Natomiast kilka dni prezencji chorobowej może zaostrzyć problemy medyczne, czego następstwem może być długotrwała nieobecność w pracy (spowodowana osłabieniem, powikłaniami).

KL: Jaki jest stosunek do tego zagadnienia pracodawców?

KZ: Pracodawcy biorą pod uwagę przede wszystkim absencję – zapewne dlatego, że łatwiej ją zauważyć i obliczyć jej koszty. Natomiast mniejszą uwagę poświęcają społecznym i zdrowotnym konsekwencjom, jakie niesie za sobą obecność chorych pracowników w miejscu zatrudnienia.

KL: Porównywała pani zachowania nauczycieli, pielęgniarek i pracowników korporacji…

KZ: Niektóre badania pokazują, że zawód pielęgniarki jest obarczony większym ryzykiem prezencji chorobowej w porównaniu do innych zawodów – słabiej opłacana, stresująca i odpowiedzialna. W moim badaniu istotne statystycznie różnice ujawniły się jednak w odniesieniu do tego, że to nauczyciele częściej od pielęgniarek i pracowników korporacji przychodzą do pracy z infekcjami bądź ich objawami. Pielęgniarki często powtarzały, że nie mogą przyjść chore, ponieważ może to zagrozić zdrowiu pacjentów. Wygląda na to, że świadomość w tej grupie zawodowej jest duża. Interesujące jest to, że ponad 90% nauczycieli nie wskazało braku osoby na zastępstwo jako powodów przychodzenia do pracy mimo choroby, podczas gdy był to istotny powód dla pielęgniarek i pracowników korporacji. To właśnie w grupie nauczycieli prezencja chorobowa była częstsza. Jako jeden z powodów takiego postępowania nauczyciele podawali kwestie finansowe.

KL: Czego najbardziej boi się chory, który przychodzi do pracy? Co mogłoby wpłynąć pozytywnie na chorego tak, aby został w domu?

KZ: Moim zdaniem brakuje świadomości wśród pracodawców, że obecność chorego pracownika w miejscu pracy jest większym zagrożeniem dla przedsiębiorstwa niż jego absencja chorobowa. Co z tego, że pracownik wie, że powinien pójść na zwolnienie i „wyleżeć” np. grypę, jak to jest źle odbierane w firmie. Szef może nic nie powie, ale już współpracownicy tak. Muszą pełnić za niego zastępstwo, odbierać za chorego telefony. Musimy zacząć od edukowania pracodawców i pracowników, że zjawisko prezenteizmu istnieje i może szkodzić przedsiębiorstwu. Jednocześnie ważne jest, żeby w miejscu zatrudnienia było przyzwolenie na to, że ktoś może być chory i powinien skorzystać ze zwolnienia lekarskiego.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.