ISSN 2657-9596
Fot. Olga Nowak.

ABC hipoterapii

Ewa Krzakowska-Łazuka
25/09/2013
Jedna z definicji hipoterapii mówi, że to „wieloprofilowa metoda terapeutyczna usprawniająca funkcjonowanie w sferze ruchowej, sensorycznej, psychicznej i społecznej”. Poprawa funkcjonowania w wymienionych obszarach obserwowana jest u osób z bardzo poważnymi schorzeniami układu kostno-mięśniowego, problemami neurologicznymi czy upośledzeniami umysłowymi. Rewelacyjne oddziaływanie hipoterapii widoczne jest m.in. u osób z autyzmem, zespołem Downa, stwardnieniem rozsianym, po udarach, w przypadku wad rozwojowych i amputacji kończyn.

Koń inaczej, z większą troską i ostrożnością odnosi się do osób chorych niż zdrowych (prawidłowość tę potwierdzają także polscy naukowcy zajmujący się tą problematyką). Do stajni, w której bywałam, przychodził pewien starszy pan. Jeden z koni zaliczał się do kategorii tych bardziej wymagających i potrafił zrzucić. Jedyną osobą, wobec której nigdy tego nie robił, był pan Władysław. Traktował go wyjątkowo. Pan Władysław jeździł konno lepiej niż większość z nas. Nie przyszło mi nawet do głowy, że może być osobą autystyczną, tym bardziej, że pacjenci z poważniejszymi schorzeniami i zaburzeniami korzystają najczęściej z fizjoterapii na koniu, która ogranicza się do jazdy stępem na odpowiednio przygotowanym i dobranym koniu pod okiem wykwalifikowanego hipoterapeuty. (Droma – bo tak miał na imię koń, który tak delikatnie traktował pana Władysława – w końcu wysłano do rzeźni. Za dobrą i ciężką pracę. Sporo się nagimnastykowałam, żeby ustalić, co z nim zrobili, bo oczywiście oficjalnie wysyłają konie na „wspaniałą i zasłużoną emeryturę”. Nie dali nam nawet szansy go uratować.)

Do odmian hipoterapii zalicza się także m.in. psychopedagogiczną jazdę konną i woltyżerkę, terapię kontaktu z koniem (bez konieczności dosiadania go) oraz rekreacyjną i sportową jazdę konną. Korzyści terapeutyczne każdej z wymienionych form leczniczego oddziaływania jazdy i kontaktu z koniem uzyskują także osoby zdrowe lub cierpiące z powodu mniej poważnych dolegliwości psychofizycznych. Jazda zalecana jest przy zaburzeniach emocjonalnych, uzależnieniach, depresjach, w przypadkach niedostosowania społecznego. Działa zbawiennie przy problemach układu krążenia i układu oddechowego.

Prawdziwe cuda zdziałać może hipoterapia w przypadku wad postawy, bólów pleców czy karku. To właśnie mój przypadek. Mniej więcej pół roku od rozpoczęcia przygody z jeździectwem ze zdziwieniem i ulgą stwierdziłam, że przestał mi dokuczać ból pleców. W przypadku osób cierpiących na dolegliwości związane z nieprawidłową postawą i skrzywieniami sprawą kluczową jest wymuszana przez ruch konia oraz tzw. prawidłowy dosiad kontrola pozycji siedzącej. By efektywnie współgrać z koniem, nie możemy siedzieć byle jak, ponieważ to dzięki prawidłowemu ułożeniu ciała w dosiadzie jesteśmy w stanie oddziaływać na konia (co najlepiej widać w jeździe na oklep).

Ruch konia (jazda konna to w swej początkowej fazie nauka łapania równowagi) przywraca zachwianą symetrię mięśni tułowia, uaktywnia partie mięśni odpowiedzialne za utrzymywanie kręgosłupa w pionie. Dokonujące się na skutek naprzemiennego kołysania poruszającego się stępem, kłusem i w galopie konia napinanie i rozluźnianie mięśni działa jak relaksujący masaż, czemu dodatkowo sprzyja to, że temperatura ciała konia jest wyższa niż człowieka, co potęguje efekt rozluźnienia.

Mówi się, że konia ze względu na motorykę jego chodów, do których nasze ciało musi dopasować się podczas jazdy, porównać można do bogato wyposażonego gabinetu fizjoterapeutycznego z bieżnią, wałkami, materacami, piłkami, ciężarkami, urządzeniami do stretchingu itd. To prawda. Odczujemy to już po pierwszych jazdach, kiedy po zejściu z konia ze zdziwieniem odkryjemy, że mamy mięśnie i ścięgna, o których dotychczas nie mieliśmy pojęcia. W takim przypadku dobrze sprawdza się zasada „ból bólem zabijaj”. Radzę powtórzyć lekcję jazdy i problem zakwasów znika. (Boli tylko za pierwszym razem!)

Jazda konna jest dobrodziejstwem w przypadku osób, dla których mechaniczne powtarzanie ćwiczeń na siłowni, w klubie fitness czy na dywanie w domu stanowi formę udręki. Nie tylko przez wpisany w nią kontakt z żywą istotą (argument kluczowy dla miłośników zwierząt). Jedną z fenomenalnych rzeczy w jeździectwie jest to, że w trakcie jazdy nie koncentrujemy się na wykonywanym wysiłku, choć jest naprawdę znaczny, a jazda jest jednym ze sportów, w których spalamy najwięcej kalorii (w zależności od chodów konia w ciągu godziny spalić można nawet do 800).

Stajenne fitness rozpoczyna się już od etapu czyszczenia i przygotowywania konia do jazdy (należy unikać miejsc, w których nie pozwalają wam tego robić samodzielnie). Trzeba się głęboko schylić po kopyto, oprzeć nogę konia na własnym udzie, przydźwigać z siodlarni ciężkie siodło, wspiąć się wysoko na palcach, żeby założyć konikowi ogłowie i mnóstwo innych oddziałujących na różne partie ciała ruchów, przy których nie myślimy „O matko! Długo jeszcze?! Ależ nuda”. Bardzo szybko stracicie brzuszek, przestaniecie się garbić, wzmocnicie ramiona, mięśnie pośladków, ud i łydek.

Jazda konna dokonuje cudów także w sferze poznawczo-sensorycznej i intelektualnej. Wpływa na to bogactwo bodźców takich jak zapach, dotyk, dźwięki, z którymi na co dzień człowiek nie ma już kontaktu – wszystko to stymuluje percepcję i odbiór wrażeń. Świat staje się wyrazistszy, patrzymy na różne sprawy z większym dystansem. Konieczność ciągłej obserwacji zachowań naszego konia poprawia nam także koncentrację. Po godzinnej jeździe ze wstrętem odrzucicie myśl o kolejnej filiżance kawy, bo będzie was rozsadzać energia. Wiem, co mówię, bo często schodzę z konia po 22.00.

A czy są jakieś zdrowotne przeciwwskazania? Tak. Skolioza powyżej 20 st. wg Coba, odklejanie się siatkówki, uczulenie na sierść konia. Przy poważniejszych schorzeniach niezbędna jest konsultacja z lekarzem.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.