ISSN 2657-9596

5 powodów, dla których neoliberalizm nie działa

Bartłomiej Kozek
08/02/2013

Neoliberalizm, pokładając dużą nadzieję w zaistnienie dzięki reformom warunków dla idealnej konkurencji, zapomina jednak o paru kwestiach, które szczególnie mocno wypłynęły przy okazji obecnego kryzysu ekonomicznego.

Ekonomia neoliberalna zasadza się na przesunięciu środka ciężkości w relacjach państwa i rynków w stronę prywatnych podmiotów gospodarczych. Praktyce jej wdrażania towarzyszą działania, które prowadzą do redukcji roli państwa w gospodarce, zakładające racjonalność procesów ekonomicznych, dokonywanych przez podmioty prywatne – dużo większą, niż przypisuje się instytucjom publicznym. W modelu tym państwo rezygnuje z interwencji w proces alokacji zasobów i kontroli nad procesami ekonomicznymi. Pozbawia się je narzędzi takiej kontroli poprzez obniżanie podatków (co oznacza mniej środków np. na aktywną politykę rynku pracy), deregulację, prywatyzację oraz otwieranie gospodarki krajowej na handel międzynarodowy.

5 powodów, dla których neoliberalizm nie działa

Neoliberalizm, pokładając dużą nadzieję w zaistnienie dzięki takim reformom warunków dla idealnej konkurencji, zapomina jednak o paru kwestiach, które szczególnie mocno wypłynęły przy okazji obecnego kryzysu ekonomicznego.

Po pierwsze nastąpiło gwałtowne przyspieszenie tempa życia gospodarczego wskutek globalizacji oraz pojawienia się nowych technologii informatycznych. Symbolem tego mogą być dokonywane przez komputerowe algorytmy w ułamkach sekund transakcje finansowe. W efekcie żyjemy w czasach permanentnej asymetrii informacji, która uniemożliwia podejmowanie racjonalnych decyzji ekonomicznych.

Po drugie wspomniana powyżej irracjonalność stawia pod znakiem zapytania tezę o oczywistej przewadze własności prywatnej nad zbiorową. Państwowe koncerny, biorące udział w prywatyzacjach w innych krajach czy też dokonujące inwestycji z pomocą publicznych instytucji sektora finansowego, potrafią osiągać zarówno spektakularne sukcesy, jak i porażki – tak jak i sektor prywatny, czego dowodem kryzys na amerykańskim (i nie tylko – także hiszpańskim czy irlandzkim) rynku mieszkaniowym.

Po trzecie poza asymetrią informacji mamy również do czynienia z olbrzymim zróżnicowaniem skali prowadzonej działalności gospodarczej. Nie sposób uznać, by dokładnie te same szanse rozwojowe czy wpływ polityczny miał drobny rolnik z Afryki Subsaharyjskiej i globalny koncern, zajmujący się np. sprzedażą nasion. Możliwość specjalizacji wydaje się ograniczona, a niedorozwój instytucjonalny w krajach globalnego Południa jeszcze bardziej utrudnia konkurowanie. Co więcej, wykorzystywanie swojej siły przez duże przedsiębiorstwa może wpływać na niekorzystny dla rozwoju kształt międzynarodowego handlu, czego przykładem długoletnie boje wokół leków generycznych, wykorzystywanych do upowszechniania opieki medycznej w krajach rozwijających się.

Po czwarte instytucje mają znaczenie. To nie forma własności, ale podejście do niej wraz ze stabilnym otoczeniem prawnym dają szansę na udane przedsięwzięcia gospodarcze. Lokalny rynek będzie działać dalece mniej efektywnie nie tylko w sytuacji jego skolonizowania przez przeżarte korupcją przedsiębiorstwa państwowe, ale również w wyniku zdominowania go przez rodzimych oligarchów albo międzynarodowe koncerny. Bezpośrednie inwestycje zagraniczne mogą wspierać rozwój, ale mogą też wiązać się z ograniczaniem praw pracowniczych, dewastacją środowiska albo z wieloletnimi przywilejami podatkowymi, zmniejszającymi przychody budżetu państwa. Bez sprawnych instytucji wiele szans rozwojowych może pozostać niewykorzystanych.

Po piąte wreszcie, wrzucanie do jednego worka w imię wzrostu poziomu PKB na głowę różnych form życia społecznego nie jest dobrą receptą. Dotyczy to szczególnie takich dóbr publicznych, jak zdrowie, edukacja czy mieszkalnictwo. Od lat 80. XX w. zaobserwować możemy ciągłą presję na ich utowarowienie, oddanie w ręce prywatnych podmiotów i rynkowej racjonalności. Tymczasem, jak wskazuje choćby ekonomia feministyczna, są to takie dobra, bez których nie jest na dłuższą metę możliwa reprodukcja społeczna, będąca niezbędnym warunkiem istnienia gospodarki produkcyjnej.

Wyzwania nowego stulecia

Ekonomia neoliberalna pomija negatywne efekty zewnętrzne dla społeczeństwa, jakie mogą wiązać się np. z ograniczeniem dostępu do wody w wyniku prywatyzacji sieci wodociągowej. Wprowadzanie do tych dziedzin życia logiki rynkowej (abstrahując już od tego, czy np. rynek zdrowia jest w ogóle w stanie spełnić warunki dla zaistnienia konkurencji doskonałej) pozbawia instytucje publiczne narzędzi do realizacji aktywnej polityki rozwoju skupiającej się na poprawie wskaźników innych niż tylko wzrost PKB, np. wydłużenia długości życia, spadku wskaźnika śmiertelności noworodków czy zmniejszenia poziomu analfabetyzmu.

Instytucje publiczne mają w dzisiejszym czasie dużo do zrobienia. Nierówności społeczne to nie tylko stracone szanse na rozwój, generują również koszty, takie jak większe wydatki na ochronę bezpieczeństwa. Zderegulowane rynki finansowe w dużej mierze oderwały się od finansowania produkcji, mogąc liczyć na większe zyski z handlowania coraz bardziej wyszukanymi narzędziami finansowymi. Obniżki podatków i presja na hamowanie wzrostu płac przyczyniły się do zwiększenia się problemu zadłużenia – zarówno instytucji publicznych, jak i gospodarstw domowych.

Ekspansja rynku – wbrew zapowiedziom – nie doprowadziła do automatycznej demokratyzacji (patrz Chiny), a kontrola społeczna nad zachodzącymi w jego obrębie procesami pozostaje znikoma. Mimo wdrażania mechanizmów rynkowych w przeciwdziałaniu zmianom klimatu (z handlem emisjami gazów cieplarnianych na czele) ich natężenie rośnie. To wszystko wyzwania, przed którymi stajemy na początku XXI wieku.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.