ISSN 2657-9596

Mały krok w dobrą stronę

Irena Kołodziej , Ewa Pszczółkowska
15/09/2011

Z redakcyjnego archiwum: o mocnych i słabych stronach nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt opowiada Ewa Pszczółkowska w rozmowie z Ireną Kołodziej (maj 2011 r.).

Irena Kołodziej: Przez wiele lat pracowałaś w warszawskim schronisku Na Paluchu i problemy zwierząt znasz od podszewki. Czy poselski projekt nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt je rozwiązuje?

Ewa Pszczółkowska: To krok we właściwym kierunku, choć na razie malutki i ostrożny. Ustawa z 1997 r. zawiera wiele słusznych rozwiązań, jednak od początku zabrakło narzędzi do jej wykonywania.

Co zatem udało się osiągnąć w projekcie nowelizacji?

Wprowadzono szereg przepisów, których celem jest zmniejszenie cierpienia zwierząt. Przede wszystkim zaostrzono kary za znęcanie się nad zwierzętami. Od lata biliśmy na alarm, że są za łagodne: niewielka kara to sygnał „małej szkodliwości społecznej” przestępstwa. Dotąd opłacało się np. zapłacić symboliczną grzywnę i dalej krzywdzić zwierzęta, zaś niski wymiar kary ułatwiał sądom stosowanie warunkowego umorzenia postępowania. W projekcie mamy wyższe kary więzienia, znacznie wyższe grzywny, wprowadzono też karę pozbawienia prawa do posiadania zwierzęcia. Nowością jest zakaz trzymania psów dłużej niż 12 godzin na uwięzi krótszej niż 3 metry, przycinania psom uszu i ogona, transportu ryb bez wody, handlu zwierzętami na targowiskach, zoofilii. Zakazano też myśliwym odstrzeliwania błąkających się psów i kotów. Osoba, która napotka je w lesie lub poza terenem zabudowanym, musi powiadomić o tym schronisko dla zwierząt, straż gminną lub policję. Ale…

Jest więc jakieś „ale”?

Problematyczna jest skuteczność takich zakazów. Jak wyegzekwować długość psiego łańcucha? Czy policjant albo gminna straż mają chodzić i mierzyć łańcuchy albo sprawdzać czas, w jakim psy są uwiązane? A co jeśli spuszczone agresywne zwierzęta przedostaną się na zewnątrz posesji? Nowelizacja dopuszcza zabicie błąkającego się zwierzęcia, o ile stwarza zagrożenie. To generalnie słuszne zastrzeżenie rodzi jednak możliwość nadużyć. Jak ustalić, czy zastrzelone zwierzę było groźne? Projekt zakłada, że myśliwi będą mogli błąkające się psy wyłapywać i dostarczać je właścicielom lub do schronisk, lecz milczy o tym, gdzie są te schroniska i gdzie są na to pieniądze. W ogóle brak analizy ekonomicznej, a więc analizy wykonalności proponowanych regulacji. Bez tego szlachetne idee i tym razem mogą pozostać na papierze.

A co ze schroniskami? Co ze zwierzętami bezdomnymi?

Projekt idzie w kierunku przeciwdziałania maltretowaniu zwierząt, ale przecież największy wymiar znęcania się nad nimi ma miejsce właśnie w schroniskach! Nie dlatego, że tam pracują zwyrodnialcy, tylko z powodu skrajnego zatłoczenia. Jaką opiekę można zapewnić zwierzętom w placówce, która liczy tysiąc i więcej pensjonariuszy? Projekt nowelizacji zakazuje „narażania zwierząt gospodarskich i domowych na warunki atmosferyczne groźne dla ich zdrowia i życia”. Słusznie, ale przecież w schroniskach-molochach wiele zwierząt ze zwykłego braku miejsca bytuje pod gołym niebem, deszcz nie deszcz, mróz nie mróz, upał nie upał! Niektóre są niedożywione, chore, co w tłoku trudno zauważyć. Często dochodzi do zagryzania się nawzajem, a zaatakowana ofiara nie ma gdzie uciec.

Alternatywą dla tłoku jest izolacja. Mnóstwo zwierząt przebywa całymi latami na łańcuchu lub w malutkich klatkach, gdzie z powodu ograniczonej swobody ruchu, braku bodźców i ekstremalnie skrajnych warunków atmosferycznych zaczynają mieć poważne dolegliwości. Wegetują w ten sposób nierzadko długie lata. Nawet jeśli nielicznym z takich weteranów przydarzy się adopcja, to często bywa ona nieskuteczna, bo zniekształcona psychika psa utrudnia adaptację w nowych warunkach. Przy ciągłym napływie zwierząt żadna placówka nie zdoła uporać się z tym problemem.

Na warszawskim Paluchu bytuje 2300 psów…

Do niedawna sądziłam, że to największe schronisko w Europie. Ostatnio jednak prasa doniosła o schronisku na 4000 osobników, prowadzonym w odległych od Łodzi o 90 km Wojtyszkach. I dzieje się to w świetle prawa! Jedynym sposobem na ograniczenie rozmiaru cierpienia w tego typu placówkach jest ograniczenie populacji zwierząt bezdomnych w skali kraju.

Jak to osiągnąć?

Potrzebny jest ogólnopolski system ewidencji właścicieli zwierząt i obowiązek zewnętrznego oznaczania pupili identyfikatorem z numerem gminnym i namiarem telefonicznym. Konieczne jest też stworzenie definicji właściciela zwierzęcia i wprowadzenie podatku od posiadania zwierzęcia, tak by móc egzekwować odpowiedzialność za podopiecznego. Wiązałoby się to także z podpisaniem dokumentu nt. danych osobniczych i pochodzenia zwierzęcia oraz deklaracji o prawach i obowiązkach opiekuna. Hodowle zwierząt należałoby uznać na normalną, opodatkowaną działalność gospodarczą. Opodatkowaniu powinny też podlegać wszelkie formy rozmnażania zwierząt, nie tylko przez hodowców, ale także przez indywidualne osoby.

Nie obawiasz się, że „groźba” wprowadzenia powszechnego podatku od psa czy kota zaowocowałaby wyrzucaniem zwierząt z powodów finansowych przez ludzi o skromnych dochodach?

Nie, bo podatek dotyczyłby wyłącznie nowych właścicieli zwierząt. Należałoby też zwolnić z niego osoby, które biorą zwierzę ze schroniska czy np. po zmarłym. Dodatkowo wszystkie zwierzęta rasowe powinny być obligatoryjnie czipowane, gdyż często stają się ofiarami kradzieży i rozrodu dla zysku. Obowiązkowa ewidencja powiązana z opodatkowaniem i systemem sankcji za nieoznakowanie, gubienie, porzucanie i nieodpowiedzialne rozmnażanie umożliwiłaby nadzór nad populacją zwierząt i ograniczanie ich rozrodczości.

Tak właśnie wyglądają przepisy w krajach europejskich, jak np. Niemcy czy Holandia, gdzie schroniska liczą kilkadziesiąt do – najwyżej – dwustu osobników. I są to z reguły zwierzęta, które zostały bezdomne wskutek wypadku losowego, np. śmierci właściciela, a nie zgubione czy porzucone – jak w Polsce.

Czy w projekcie nie ma propozycji tego typu przepisów?

Niby są, ale zbyt powierzchowne albo wzajemnie sprzeczne. Projekt utrwala i sankcjonuje obecny stan rzeczy.

Ale wprowadzono przecież obowiązek wypuszczania psów poza własnym terenem tylko z oznakowaniem umożliwiającym identyfikację właściciela.

A od kogo egzekwować odpowiedzialność za niedopełnienie tego obowiązku? Zwłaszcza jeśli wypuszczone bez oznakowania zwierzę zaginie? Przecież właściciele pozostają anonimowi!

Projekt nie proponuje niczego, co ograniczyłoby liczbę zwierząt w skali kraju. Gminy mają tylko odławiać bezpańskie zwierzęta i zapewniać im miejsca w schronisku. Wspomina się co prawda o obowiązku sterylizacji pensjonariuszy, ale nie wiadomo, skąd pozyskiwać finanse na poddawanie zabiegom tak licznych zbiorowisk. Nie proponuje się żadnych norm określających dopuszczalną liczbę zwierząt w placówce ani precyzyjnych zasad ich funkcjonowania. Niby obowiązek kontroli przypadnie nowo powołanym wojewódzkim inspektorom ds. zwierząt – ale wobec przepełnienia schronisk pozostaną bezradni.

Ponadto nie przewiduje się sankcji dla gmin, które nie będą wywiązywać się z zadania zwalczania bezdomności. Wprowadza się natomiast możliwość nieodławiania przez gminę zwierząt bezdomnych, o ile nie będzie dla nich miejsca w schronisku. Gmina może jednak mieć umowę z takim schroniskiem, gdzie nigdy nie ma wolnych miejsc! I wtedy nic nie będzie robić, a watahy psów zaczną rozmnażać się w niekontrolowany sposób i zagrażać bezpieczeństwu ludzi.

Projekt zakazuje jednak rozmnażania zwierząt w celach handlowych poza zarejestrowanymi hodowlami?

Pozostaje pytanie o wykrywalność tych hodowli. Skoro nie ma obowiązku powszechnej ewidencji… Hodowców zwierząt rasowych pozostawiono za to w spokoju. Projekt nie posuwa się tak daleko, aby rozmnażanie zwierząt na handel uznać za normalną, opodatkowaną działalność gospodarczą, ograniczoną zezwoleniami i nadzorem państwa. A podatek od indywidualnego właściciela zwierzęcia wprowadzono jako możliwość (do ew. uchwalenia przez gminę), a nie jako obowiązek. Dlaczego?

Zreasumujmy. Udało się zwiększyć kary za znęcanie się nad zwierzętami domowymi i hodowlanymi, co może zaowocować większą świadomością, że zwierzę nie jest rzeczą. Nie udało się zapewnić właściwej skuteczności przepisów. Nie udało się także zlikwidować największej polskiej bolączki – przepełnienia schronisk i powielania się zjawiska bezdomności.

Mam nadzieję, że załatwią to kolejne nowelizacje. Niezależnie od projektu poselskiego trwają prace nad obywatelskim projektem ustawy o ochronie zwierząt, przygotowanym przez Koalicję dla Zwierząt. Projekt obywatelski będzie bardziej kompleksowy. Być może konfrontacja obydwu projektów zaowocuje skuteczniejszymi rozwiązaniami. Liczę także, że skorzystamy wreszcie ze sprawdzonych pomysłów, stosowanych od kilkudziesięciu lat w bardziej rozwiniętych krajach.

Wywiad przeprowadzono w maju 2011 r. W czerwcu złożono w Sejmie obywatelski projekt ustawy o ochronie zwierząt, który poparło ponad 224 tys. osób. 19 sierpnia Sejm uchwalił projekt poselski, który był przedmiotem wywiadu. Ostatecznie losy poselskiej nowelizacji rozstrzygną się na posiedzeniu 15-16 września 2011 r.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.