ISSN 2657-9596

Jak najlepiej dla dzieci

Maciej Gdula
06/03/2011

Wiele razy słyszałem, że posiadanie dziecka zmienia perspektywę i na świat człowiek zaczyna patrzeć dużo bardziej „realistycznie”, tzn. bardziej konserwatywnie. Mam dokładnie odwrotnie. Od kiedy moja żona urodziła dziecko i wspólnie je wychowujemy, jestem za bardziej progresywnymi podatkami, bardziej publiczną edukacją i bardziej egalitarnym budownictwem.Oczywiście, rodzice chcą dla swoich dzieci jak najlepiej. Nie wydaje się zatem dziwne, że gromadzą dla nich majątek, chronią przed zagrożeniem, szukając mieszkania w dobrej dzielnicy i dbają o edukację, starannie wybierając szkołę i zajęcia pozalekcyjne. Wszystko dla dzieci. Bo przecież łączy nas z nimi niepowtarzalna więź, wspólnie spędzony czas i to one będą kiedyś śladem, jaki zostanie po nas na ziemi. Niestety, ten sposób dbania o nasze dzieci wcale nie wróży im dobrze.

Kiedy rząd PiS likwidował podatek spadkowy, niewiele było słychać głosów krytycznych. Niemal wszyscy rodzice cieszyli się, że będą mogli bez zbędnych przeszkód zabezpieczyć swoje dzieci majątkiem, którym mają przecież prawo swobodnie dysponować. Rzecz jednak w tym, że ta wolność do dysponowania majątkiem skutkuje ograniczaniem wolności. Dziedziczenie majątków usztywnia bowiem hierarchie bogactwa. Większe szanse dzieci bogatych rodziców w szkole i na rynku pracy zostają dodatkowo przypieczętowane transferem mieszkań, samochodów i pieniędzy. Bogactwo, podobnie jak przemoc, sprzyja utrwalaniu dominacji jednych ludzi nad innymi. Tyle że w przypadku przemocy bierzemy pod uwagę, że zawsze znajdzie się ktoś silniejszy od nas i dlatego tworzymy bariery, które ją ograniczają. Podobnie powinniśmy myśleć o bogactwie. W końcu zawsze znajdą się bogatsi od nas (i od naszych dzieci). Dlatego reguły powinny być skonstruowane tak, żeby bogactwo było czynnikiem jak najmniej ograniczającym szanse życiowe. Ideałem byłoby stworzenie świata, w którym bylibyśmy pewni, że nasze dzieci będą materialnie zabezpieczone niezależnie od tego, co dla nich zgromadzimy.

Wyszukując mieszkanie w jak najlepszej okolicy, zagrodzone i z ochroną, myślimy, że hurtowo zabezpieczamy nasze dzieci przed różnego rodzaju zagrożeniami. Dziecko nie wpadnie w nieodpowiednie towarzystwo, na zamkniętym podwórku nie potrąci go samochód, a ochrona powstrzyma wszelkich nieproszonych gości od kloszardów przez handlarzy narkotyków po pedofilów. Zamknięte i homogeniczne osiedle przede wszystkim tworzy ludzi obawiających się kontaktów z innymi i skoncentrowanych na sobie. Narzuca myślenie w kategoriach bycia potencjalną ofiarą. Nie ułatwia to nawiązywania autentycznych relacji, budowania zaufania i tworzenia więzi. Powinniśmy zadać sobie pytanie, czy chcemy, żeby nasze dzieci jako oczywistość traktowały życie sprowadzające się do kursów z podziemnego garażu do pracy w dniu codziennym i do galerii handlowej od święta.

Dzieciom trzeba też koniecznie zapewnić jak najlepszą edukację. Śledzimy więc rankingi, robimy wywiady, nadkładamy drogi, żeby dowieźć je do lepszych szkół i przedszkoli. Wspieramy dzieci w nauce, bo zależy nam na ich dobrych wynikach. Powinny prześcignąć innych i zająć odpowiednie dla siebie i wymarzone przez nas miejsce na rynku pracy. Akceptując i napędzając system selekcji przez edukację oraz wspierając uczenie się rozumiane jako narzędzie konkurencji, robimy naszym dzieciom krzywdę. Bardzo trudno będzie im nauczyć się współpracy i współdziałania, i nie będą zdolne do czerpania przyjemności płynącej z czystego poznania. Wiedza, którą w ten sposób zdobędą, nie będzie pomostem łączącym je z innymi ludźmi i światem, ale narzędziem podziału i rywalizacji.

Po tym, jak moja żona urodziła dziecko i wspólnie je wychowujemy, tym bardziej jestem za progresywnymi podatkami, publiczną edukacją i egalitarnym budownictwem. Myślę tak właśnie dlatego, że jestem realistą. Wyniki międzynarodowych badań dowodzą, że egalitarne społeczeństwa lepiej sobie radzą, jeśli idzie o przestępczość, zdrowie czy długość życia. I, co ważne, korzystają na tym wszyscy członkowie tych społeczeństw: zarówno bogaci, jak i biedni. Jeśli chcemy, żeby naszym dzieciom dobrze się wiodło, to myślenie w kategoriach ich indywidualnego zabezpieczenia jest niebezpieczną iluzją. Jeśli kochamy swoje dzieci, to przede wszystkim powinniśmy troszczyć się o świat, w którym przyjdzie im żyć.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.