ISSN 2657-9596

Biolog na dzień kobiet

Ludwik Tomiałojć
11/03/2009

Życzę kobietom, byśmy żyli w państwie, w którym o sprawach kobiet i dzieci współdecydują kobiety, a nie znajdujący się ponad prawem krajowym autokratyczni mężczyźni-kawalerowie poprzebierani za kobiety.

Od początku istnienia rodzaju ludzkiego kobiety i mężczyźni żyją ze sobą lub obok siebie. A mimo to jakoś wciąż nie mogą się dogadać na płaszczyźnie społecznej, co wg niektórych jest spowodowane odmienną budową mózgu, odmiennymi hormonami i dlatego różną hierarchią wartości. Ale wszak już dawniej bywało, że istniały społeczności kierowane przez kobiety (matriarchat), a parę tysięcy lat temu niektóre z kobiet bywały potężnymi władczyniami (Hatszepsut). Mimo to w znacznej części dzisiejszego świata (islam) kobieta nadal nie jest istotą równą mężczyźnie. Nawet w cywilizacji Zachodu bywa z tym różnie: podczas gdy w Szwecji kobiety zajmują 45% kierowniczych stanowisk, to już w USA- tylko 14%. A przecież inaczej widząc świat, wrażliwe na cudzą krzywdę oraz bardziej skłonne do pragmatycznych negocjacji zamiast ideologicznych konfrontacji, kobiety mogłyby ogromnie zmienić priorytety polityki społecznej i gospodarczej.

Czyż nie jest zatem stratą, że stanowiąc prawie 52% polskiej populacji, kobiety mają tak niewielki wpływ na losy kraju? A nawet na swój własny?

Zagadnienie to jest mi bliskie z trzech powodów. Wychowałem się wśród ludzi z Wileńszczyzny, gdzie przynajmniej w moim otoczeniu to zwykle kobiety odznaczały się zaradnością, gdy mężczyźni bywali albo mało odpowiedzialni, albo gnuśni, albo zastraszeni. Możliwe, że to spuścizna po rządach carskich i bolszewickich, kiedy mężczyznom na kresach za byle co mogła grozić zsyłka.

Drugi powód – przez całe życie pracuję na Wydziale Nauk Przyrodniczych lub Biologicznych, gdzie kobiety stanowią połowę kadry akademickiej, równie często jak mężczyźni pełniąc funkcje kierownicze. I jakoś wydział się nie zawalił. Jako pracownik nauki widzę zaś, jak wiele kobiety wniosły do światowej wiedzy biologicznej. Ot, choćby do sposobu rozumienia ewolucji życia społecznego naczelnych, gdzie wielki jest wkład trzech badaczek: J. Goodall, D. Fossey i A. Birukas. Nowe pokolenie kobiet-badaczek, z prof. Lynn Margulis na czele, udowodniło też, że w ewolucji istotną rolę odgrywała nie tylko („męska”) rywalizacja między najlepiej przystosowanymi, ale i zdolność do współpracy lub symbiozy.

I jest trzeci powód – ostatnio jestem w partii, której dynamizm nadają głównie kobiety. To spotkania z nimi nauczyły mnie, jak wiele jeszcze powinno być w naszym kraju zmienione, aby stał się on demokracją. Z proporcjonalną reprezentacją płci w organach ustawodawczych i wykonawczych, z równą płacą za jednakową pracę i z podobnymi szansami na karierę zawodową. Zarazem jednak widzę, jak trudno jest akcentować sprawy kobiece w społeczeństwie, które straciło poczucie wspólnoty, a nawet ma wcale niemało zwolenników powrotu do wzorców nieomal feudalnych.

A teraz krótko: zamiast banalnego kwiatka na 8 marca, ofiaruję kobietom polskim życzenie lepszej przyszłości, kształtowanej wespół z nimi, a nie ponad nimi. Życzę obu głównie kobiecym gremiom, Partii Kobiet i naszej partii ZIELONI 2004, lepszego dotarcia do ogółu polskich kobiet. Przełamania ich bierności, tak aby poczuły się odpowiedzialne nie tylko za wychowywanie dzieci, ale i za to, jakie będą późniejsze losy młodej generacji Polaków. Aby nie była ona znowu zmuszona emigrować, bo panowie chcą nam budować tylko stadiony i kościoły zamiast żłobków, przedszkoli, szkół i domów studenckich. Życzę kobietom, byśmy żyli w państwie, w którym o sprawach kobiet i dzieci współdecydują kobiety, a nie znajdujący się ponad prawem krajowym autokratyczni mężczyźni-kawalerowie poprzebierani za kobiety. Trzeba by jednak pierwej wyrwać wiele polskich kobiet nie tylko ze świeżej niewoli zakupizmu, ale i z feudalnego przeświadczenia, że od rządzenia są tylko mężczyźni. Bo aż nazbyt dobrze widać, jak ci ostatni to robią: ot, choćby zagraniczne zadłużenie kraju jest dziś 4-krotnie większe, niż w najgorszym momencie PRL-u.

W interesie nas wszystkich życzę, by kobieca energia i zdolność współodczuwania mogła zostać wykorzystana do uzdrowienia polskiego szkolnictwa (uwolnionego od indoktrynacji), odrodzenia funkcjonalnej służby zdrowia i do normalizacji życia publicznego. Sądzę, że powinniśmy znowu stać się solidarnym społeczeństwem, a nie „państwem bez społeczeństwa”, czyli – jak powiedział prof. J. Czapiński – stadem egocentryków.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.