ISSN 2657-9596

Bieda powraca do Europy

Fintan Farrell , Benoît Lechat
22/04/2013

Europa mierzy się z rosnącym poziomem nierówności. Wiele krajów południa Europy stoi w obliczu katastrofy humanitarnej. Kryzys zadłużenia zaostrzył się wskutek polityki zaciskania pasa. Potrzebujemy zmiany kierunku prowadzonej przez Unię Europejską polityki – mówi Fintan Farrell, dyrektor Europejskiej Sieci Przeciwdziałania Ubóstwu w rozmowie z „Green European Journal”.

Benoît Lechat: W drugim numerze „Green European Journal” opublikowaliśmy rozmowę z udziałem Romuala Jagodzinskiego, doradcy Europejskiego Instytutu Związków Zawodowych, oraz zielonej europosłanki Jean Lambert. Jednym z wniosków z rozmowy było, że nierówności są zarówno przyczyną, jak i skutkiem kryzysu. Czy podzielasz tę diagnozę? Jak z perspektywy Europejskiej Sieci Przeciwdziałania Ubóstwu (EAPN) postrzegasz kwestie ubóstwa i nierówności, czy dokonujesz między tymi pojęciami jakichś rozróżnień?

Fintan Farrell: Podzielamy tę diagnozę. Od samego początku, kiedy 22 lata temu zakładaliśmy EAPN, uznaliśmy, że walka z biedą jest także walką o dobre społeczeństwo dla wszystkich. Nie chcieliśmy zatem po prostu szczególnego traktowania dla biednych, ale społeczeństwa zdolnego do zapewniania każdej i każdemu odpowiedniej jakości życia. By było to możliwe, potrzeba nam więcej równości. To sedno przekazu naszej organizacji i kompas naszych od lat prowadzonych działań, skupionych nie tylko na ubóstwie, ale także na bogactwie i nierównościach – włączając to tłumaczenie powiązań między bogactwem a nierównościami.

Książka „Duch równości” Kate Pickett i Richarda Wilkinsona znacząco pomogła w dotarciu z tą dyskusją do bardzo szerokiej publiczności. Warto jednak pamiętać, że podobną intelektualną pracę wykonywaliśmy już od dawna. Uważamy, że wiele politycznych ruchów i prądów poniosło klęskę w uświadomieniu sobie skutków nierówności, skupiając się jedynie na siatkach zabezpieczeń społecznych zamiast na całości systemu społeczno-ekonomicznego jako takiego. To właśnie dlatego doświadczamy dziś kryzysu i nierówności niewidzianych od lat 30. XX wieku. Ten kryzys to olbrzymi krok wstecz, jeśli chodzi o nierówności – tak w skali globalnej, jak i w obrębie Europy.

BL: Czy problem ten dotyka wszystkich, czy tylko niektórych krajów?

FF: Myślę że to problem w zdecydowanej większości krajów Europy. Poziom nierówności rośnie nawet w tradycyjnie egalitarnych krajach nordyckich. To efekt politycznych decyzji podejmowanych przez rządy, które uznały, że ich społeczeństwa powinny być mniej egalitarne. Przy okazji ostatnich wyborów parlamentarnych w Szwecji widać było wyraźnie, że priorytet przyznano wzrostowi gospodarczemu – nie było nic ważniejszego, nawet rosnące nierówności nie odgrywały takiego znaczenia. Był to przekaz płynący z wysokiego szczebla – od samego premiera – którego partia z takim przekazem wygrała wybory. Był to więc polityczny wybór, warunkujący to, jaki model rozwoju będzie wdrażany w praktyce.

BL: Neoliberalizm przeżywał swoje największe sukcesy w latach 90. XX w. Nie masz zatem poczucia, że dziś nierówności są coraz bardziej widoczne i traktowane jako problem?

FF: Zgadza się – są widoczne gołym okiem, a zaciskanie pasa powiększyło je do niebotycznych rozmiarów. W wielu krajach możemy mówić wręcz o katastrofie humanitarnej. W Portugalii i Hiszpanii pojawiają się problemy z zapewnieniem dostępności leków, potroiła się liczba osób korzystających z banków żywności. W Grecji prawo pracy stało się właściwie martwą literą, mamy do czynienia z osobami, które chodzą do pracy i nie otrzymują za nią wynagrodzenia. W Bułgarii, w której oficjalne wskaźniki pokazują, że w biedzie i wykluczeniu społecznym żyje 24–25% populacji, zastosowanie alternatywnych, bardziej wiarygodnych narzędzi analitycznych podniosłoby ten wskaźnik do poziomu 70–75%.

Rzeczywistość ta nie znajduje odzwierciedlenia w solidarnym działaniu na szczeblu unijnym. Grecji zajęło wiele lat nagromadzenie sporych poziomów długów, będących efektem ucieczki bogactwa z sektora publicznego do prywatnego. Tymczasem programom oszczędnościowym „udało się” doprowadzić do jego potrojenia w ciągu raptem dwóch lat. To zdumiewające, że Trojka śmie narzekać na dług publiczny tego kraju, kiedy sama wymusza na nim działania, które gwałtownie go podwyższają, przyczyniając się do pogorszenia warunków życia w dzisiejszej i jutrzejszej Grecji.

BL: Czy zatem potrzeba w tych krajach programu szybkiej reakcji na kryzys humanitarny, czy raczej bardziej długofalowych rozwiązań na poziomie strukturalnym?

FF: Potrzeba szybkiej reakcji. Komisja Europejska proponuje niewielki program dla najbardziej wykluczonych, który napotyka na opór państw członkowskich. Jego wdrożenie nie będzie prostą sprawą, a jest on przecież niewielki w stosunku do potrzeb. Nie rozwiąże problemów, z którymi mamy do czynienia. Musimy zacząć od jasnego powiedzenia, jakie są rzeczywiste źródła trwającego obecnie kryzysu. Następnie powinniśmy dokonać silnego zwrotu w szeregu polityk publicznych, by zwalczyć problemy u źródła – nie powiem, że jest nim kapitalizm, raczej jego niezrównoważone formy, takie jak fundusze hedgingowe, handel derywatami czy raje podatkowe. Tymi sprawami należy zająć się na serio, bo to one umożliwiły przechwytywanie bogactwa sektora publicznego przez prywatny. I to tam szukać należy źródeł wzrostu nierówności.

Tymczasem zmagamy się z zupełną utratą szacunku dla pracy wykonywanej przez naukowców, organizacje społeczne czy osoby zaangażowanych w działania na rzecz walki z biedą, i dla kreowanej przez nich wiedzy. Widać to było, gdy w 2004 r. ogłoszony został poświęcony tej sprawie raport Wima Koka, dokonujący oceny Strategii Lizbońskiej i wskazujący, że nie osiąga ona zamierzonych celów. Sęk w tym, że w grupie skupionej wokół byłego premiera Holandii nie było żadnego eksperta od polityki społecznej, a to w tej jednej dziedzinie znaleźć można było jakieś sukcesy Strategii. W efekcie, począwszy od r. 2005, obserwować możemy osłabianie unijnej strategii spójności społecznej, tak że od 2007 r. można śmiało powiedzieć, że właściwie nie istnieje. Jeśli zatem poszukujemy rozwiązań dla kryzysu, to jednym z nich byłaby silna, europejska strategia włączania społecznego, obejmująca działania na różnych poziomach: lokalnym, narodowym i europejskim.

BL: Wygląda jednak na to, że brakuje nam politycznej większość na jej rzecz – czy to w Parlamencie Europejskim, czy też w Komisji.

FF: To prawda, nie ma większości dla takiego podejścia. Trudno właściwie powiedzieć dlaczego. Ludzie boją się otaczającej ich rzeczywistości – trudno im podejmować decyzje. Obserwujemy, sięgający nawet 30 punktów procentowych spadek we wskaźnikach zaufania do instytucji europejskich. Czy nie wynosi on dziś ok. 31%? Czy tak ma wyglądać budowanie stabilnej przyszłości? Potrzebujemy czegoś, co przywróci ludzi z powrotem do europejskiego projektu, a to wymagać z kolei będzie znaczących zmian politycznych.

BL: Jeśli jednak nie mamy politycznych aktorów, wspierających taką zmianę i pomagających ją organizować, czy nie potrzeba nam jakiegoś ruchu społecznego, nowego sojuszu, składającego się nie tylko ze związków zawodowych, ale też z innych podmiotów społeczeństwa obywatelskiego?

FF: Potrzebujemy ruchu ludzi, którzy cenią sobie i są przekonani do europejskiego modelu społecznego, poszukujących metod na to, by połączyć swoje siły w celu jego obrony. Niedawno szef Europejskiego Banku Centralnego powiedział, że model ten jest martwy. Nie do końca wiadomo, co miał na myśli. Fakt jest jednak taki, że była to wypowiedź szefa poważnej unijnej instytucji, w której zaprezentował wizję przyszłości nie do zaakceptowania dla wielu Europejczyków. Potrzebujemy łączyć siły na najróżniejsze sposoby, w wielu sektorach życia społecznego – wszędzie tam, gdzie znajdziemy ludzi zatroskanych o przyszłość, włącznie z siłami policyjnymi, w których rozwija się niepokój związany z łamaniem prawa. Mamy do czynienia ze wzrostem sił faszystowskich, Europa nie jest uodporniona na przemoc. Musimy odrobić lekcję przeszłości. Myślę, że nawet jeśli dziś nie mamy politycznej większości, to polityczni przywódcy stają się coraz bardziej świadomi problemu i jego skali. Wiedzą, że potrzebujemy nowych rozwiązań.

BL: Powoli odchodzimy od mierzenia zamożności jedynie w oparciu o dochody w stronę definicji, uwzględniającej dostęp do dóbr publicznych, takich jak np. edukacja, zdrowie czy kultura, oraz usług publicznych. Jak zapatrujecie się na tę zmianę jako EAPN?

FF: Zdarza się, że między debatami a ich wpływem na publiczną politykę istnieje spora przepaść. Wszelkie dyskusje na temat wskaźników jakości życia czy poziomu szczęścia, mających zastąpić PKB, są istotne, jako że zbliżają nas do lepszego mierzenia dobrostanu społecznego niż te obecnie stosowane. Wiemy też, że obecny model wzrostu gospodarczego jest niezrównoważony – zarówno społecznie, jak i ekologicznie – i na dłuższą metę potrzebujemy określenia innego typu wzrostu. Potrzebujemy rozwiązań, które odsuną nas od krawędzi, nad którą stoimy obecnie, i pozwolą ruszyć w nowym kierunku. Jak często mawia Richard Wilkinson, cudownie byłoby zobaczyć spotkanie szefów rządów, na którym pytają siebie nawzajem, jak wypadają ich wskaźniki nierówności. To obraz świata, do którego bardzo chcielibyśmy dojść.

BL: W tym samym czasie jednak wskaźniki osobistego zadłużenia stają się coraz większym problemem, co wiąże się z koncepcjami bogactwa i konsumpcji, które są nie do utrzymania.

FF: To efekty polityki zachęcającej ludzi do zadłużania się, mimo iż od początku można się było spodziewać, że będą spore problemy ze spłatą tych długów. Członkiem EAPN jest zajmująca się tą kwestią Europejska Sieć Zadłużenia Konsumenckiego. W niektórych krajach możemy wyróżnić prawodawstwo, które w lepszy sposób pozwala ludziom radzić sobie z tym problemem. Nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, jednak jest ona niezwykle ważna – jeśli bowiem doprowadziło się do sytuacji, w której pozwolono długom narastać do wysokości niemożliwej do spłaty, musimy znaleźć rozwiązanie tego problemu. Proces ten był powiązany z modelem nieokiełznanej konsumpcji, który jest niemożliwy do utrzymania. Potrzebna nam będzie większa dyscyplina budżetowa, ograniczenie wysokości długu publicznego – musimy to jednak wdrażać ostrożnie. Terapia szokowa, jaką usiłuje się zaaplikować Grecji, ma fatalne skutki. Dużo bardziej przydałby się jej jakiś nowy Plan Marshalla.

BL: Bardziej socjalnie zorientowany?

FF: Tak, lepiej zaplanowany i bardziej zrównoważony. Uwzględniający również fakt, że na niezbędne zmiany potrzebny jest czas.

Rozmowa ukazała się w „Green European Journal”. Przeł. Bartłomiej Kozek.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.