ISSN 2657-9596

Koniec miasta, koniec wsi

Lech Mergler
02/12/2015

W średniowiecznej Europie miasto, prototyp współczesnego miasta europejskiego, było na tle wiejskiego otoczenia swoistą enklawą bezpieczeństwa i wolności.

Bezpieczeństwa strzegły mury obronne i straże na nich, wolności – prawa miejskie, nadawane w akcie lokacyjnym (w Polsce np. na prawie magdeburskim albo lubeckim), uwalniające mieszkańców spod władzy pana feudalnego. Stadtluft macht frei!

Współczesność przynosi intensywny proces globalnej urbanizacji. W tym roku liczba ludności miejskiej na świecie ma przekroczyć liczbę ludności wiejskiej. W krajach „rozwiniętych” stało się to dawno, poziom urbanizacji sięga w nich 70‑80% i więcej.

Polskie drogi miast

W Polsce próg 50% ludności zamieszkałej w miastach został przekroczony ok. 1966 roku. Wskaźnik ten rósł do ok. 2000 roku, ale nigdy nie przekroczył 63%. Potem zaczął łagodnie spadać. Obecnie w miastach w Polsce zamieszkuje ok. 60,5% ludności kraju.

Dlaczego urbanizacja w Polsce zaczęła się cofać, czy na pewno i co to oznacza? Dla wsi, dla miasta, dla rozwoju kraju i jakości życia? A w możliwej konsekwencji – czy łagodna dezurbanizacja świadczy o rozkwicie wsi? Jaki jest bilans tego procesu? Bo tego tak naprawdę nie wiadomo…

Czym się różni miasto? Zastanówmy się najpierw, czy wiemy, o czym mówimy, używając pojęć: „miasto” i „wieś”? Są przesłanki by zaprzeczyć, a przynajmniej wskazać na niejednoznaczność tych pojęć – z powodu procesów zmian wsi i miast w Polsce, których wynikiem ma być, jak mówią liczby, dezurbanizacja.

Wyobrażam sobie, że liczbę ludności miast w Polsce uzyskuje się przez przyjęcie, że ludność „miast” to mieszkańcy (stali) miejscowości posiadających prawa miejskie. Na początku 2015 r. w Polsce było ich 915, od największej Warszawy (ok. 1 730 tys. mieszkańców) do najmniejszych Wyśmierzyc (ponad 900 mieszkańców i historia niewiele krótsza niż stolicy – blisko 680 lat od lokacji). Spośród nich 214 miast ma powyżej 20 tys. mieszkańców.

Ludność wsi to pozostała reszta – wsi jest w Polsce ponad 52 500. Kryterium odróżniania miasta od wsi są prawa miejskie, nadające miejscowości status miasta. Czyli określony stan formalno‑prawny, będący wynikiem arbitralnego w istocie aktu nadania. Wieś bowiem nie staje się automatycznie miastem, kiedy nabędzie obiektywne „cechy miejskie”. Na przykład – największa wieś w Polsce, Kozy w Beskidach, liczy 12,5 tys. mieszkańców, czyli więcej niż większość małych miast (ok. 500 miast liczy poniżej 10 tys. mieszkańców) i ma mniej niż 10 rolników.

Zamazane definicje

Czym są dzisiaj w Polsce prawa miejskie, wyznaczające status miasta? Oraz, w efekcie, wsi? W średniowieczu i później ich znaczenie było wielkie, niosły istotne i konkretne konsekwencje praktyczne dla życia mieszkańców. Miasta były potrzebnym dla gospodarczego funkcjonowania i rozwoju „odstępstwem” od porządku feudalnego, opartego na życiu wiejskim. Dopiero od późnego średniowiecza stawały się podstawą nowego ładu.

Dziś w Polsce odrębność miasta, określonego przez prawa miejskie, jest czysto tytularna. Istnieją pewne warunki, których spełnienie sprzyja uzyskaniu praw miejskich, choć tego nie gwarantuje – takie jak liczba mieszkańców, typ zabudowy, dominujący rodzaj gospodarki (nierolniczy), znaczące instytucje, wyraźne centrum, infrastruktura typu „miejskiego” (wodociągi, kanalizacja, gaz…).

Z drugiej strony – wieś „uszlachcona” statusem miasta nie nabywa nowych praw o znaczeniu praktycznym. Wójt staje się burmistrzem, a rada gminy radą miejską… Mniej więcej tyle.

Wieś do zabudowy

„Miasto” więc to jakby prestiżowo, ale tylko nomenklaturowo „wyższa” kategoria organizacji przestrzennego sposobu zamieszkiwania – znaczenie ma jego historyczna geneza. Prawa miejskie nie mają regulacyjnego, kontrolnego sensu praktycznego. Dziś chyba nic, co historycznie jest charakterystyczne dla miasta, nie jest wykluczone na wsi.

Ten stan rzeczy nie jest korzystny ani dla miasta, ani dla wsi, przeciwnie – sprzyja procesom niekorzystnym dla ich rozwoju, niszczy je i degraduje. Ma także dramatyczne skutki dla środowiska przyrodniczego. Gęstość zaludnienia miast w Polsce (1082 os./km kw.) jest ponad 21 razy wyższa niż wsi (51 os./km kw.). Istotą miasta jest trwałe skoncentrowanie dużej liczby ludności z jej całą praktyką życiową, nierolniczą, na ograniczonej przestrzeni.

Wieś istnieje dzięki rolnictwu, które potrzebuje przestrzeni – na pola, pastwiska, sady, stawy itd. Ale dziś nie jest to tak klarowne ani oczywiste. W sumie nie jest to nic nowego, że wieś staje się rezerwowym zasobem terenów pod inwestycje, przemysłowe i mieszkaniowe, także usługowe i infrastrukturalne (transport) – nawet ta odległa od dużych miast, choć im miasto bliżej, tym ten proces jest dobitniejszy.

Jego wyrazem są dążenia legislacyjne na rzecz ułatwienia przekształcania statusu gruntów rolnych, zwłaszcza wyższych klas, które objęte są większą ochroną, na tereny inwestycyjne. Z kolei mieszkańcy wsi stają się rezerwą siły roboczej dla sąsiedniego miasta, także jeśli to sąsiedztwo jest odległe, co generuje codzienne, uciążliwe dojazdy, nawet kilkugodzinne.

Trudno całościowo oszacować oba te procesy pod względem ilościowym. Są dostępne dane cząstkowe oraz opisy, niekiedy przejmujące, o charakterze studiów przypadków. Można tylko stwierdzić, że zarówno procesy demograficzne, jak i dezindustrializacja, jaka w pewnym stopniu stała się udziałem Polski w związku z transformacją, nie uzasadniają skali i intensywności eksploatacji wsi i jej przestrzeni.

Suburbanizacja

Słabe bariery formalno‑prawne ograniczające możliwości lokowania inwestycji na terenach wiejskich, „poza miastem”, sprzyjają rozwojowi zabudowy mieszkaniowej, nawet do kilkudziesięciu kilometrów od centrów dużych miast.

Rozpełzanie się miast (urban sprawl) jest podstawą procesów suburbanizacji. Tłumaczy się je dążeniem mieszkańców miast do poprawy warunków mieszkaniowych, poprzez osiedlanie się pod miastem w domu jednorodzinnym z ogrodem – znana utopia osobności, zieleni i ciszy. Masowa motoryzacja pozwala na życie „dwoiste”: pracę w mieście i zamieszkanie na wsi. Ma to pozwolić na korzystanie z walorów i miasta (praca + miejskie usługi) i wsi (przestrzeń i zieleń), bez dolegliwości bytowania w każdym z tych miejsc wyłącznie.

W mieście dolegliwością jest hałas, emisja pyłów i spalin, ciasnota, tłumy, brak zieleni… Na wsi – brak pracy, usług, infrastruktury, atrakcji życia miejskiego. Suburbanizacja jest w Polsce procesem powszechnym, najbardziej chyba dotyczy Poznania i Warszawy.

Zjawisko to w dużym stopniu „odpowiada” za nominalny wzrost liczby ludności wsi. Oznacza faktycznie dezurbanizację dużych miast, które mieszkańcy opuszczają – najbardziej Łódź, Katowice i Poznań, wybierając m.in. mieszkanie pod miastem. Suburbanizacja prowadzi do patologicznej urbanizacji terenów wiejskich, głównie blisko dużych miast.

Ciała obce

Nie jest to w żadnym razie rozwój wsi, lecz żywiołowy rozrost czegoś w rodzaju „kolonii miejskich”, obcych jak nowotwory. Obecnie nie chodzi już o komfort nowobogackich w podmiejskim domu z ogrodem, lecz o kasę wszystkich potrzebujących samodzielnego dachu nad głową: za kawalerkę w mieście można kupić dwa pokoje z kuchnią i łazienką „za miastem”.

Na wokółmiejskich polach rosną nie rezydencje, tylko ciasno upakowane blokowiska, przypominające niegdysiejsze bloki przy PGR-ach dla robotników rolnych. Tylko tych obecnych jest wielokrotnie więcej, a ich mieszkańcy dojeżdżają codziennie do pracy w mieście.

Ludzi z miast na podmiejskie/wiejskie blokowiska wypycha negatywna polityka miejska i mieszkaniowa – negatywna, bo takiej polityki po prostu nie ma. Miasta nie mają żadnej propozycji mieszkaniowej dla zwykłych ludzi, konkurencyjnej wobec monopolu deweloperskiego – samodzielny dach nad głową trzeba kupić u dewelopera, po wyśrubowanej cenie.

Ni wieś, ni miasto – obszar zurbanizowany Wyobrażenie „wolnego rynku”, dla którego mieszkanie jest „towarem” jak inne, wyrażające interesy branżowe i biznesowe, wygenerowało więc nową jakość urbanistyczno‑przestrzenną.

Z jednej strony procesy „nowotworowe” na wsi: żywiołową, pożerającą przestrzeń zabudowę miejskiego typu, puchnące „kolonie” bloków, funkcjonujące bez związku z wiejskim otoczeniem, dla którego są ciałem obcym. Za to przynoszące nowe, „miejskie” problemy, od korków drogowych na wsi poczynając.

Źródła i skutki problemów

Te problemy biorą się z rabunkowego stosunku inwestorów do przestrzeni wsi. „Kolonia miejska” to zwykle nie jest kompleksowo zaprojektowane mini‑miasto, z podstawowymi jego funkcjami, infrastrukturą i usługami, z optymalnie rozwiązanymi kolizjami z otoczeniem. „Optymalizacja” oznacza tu tylko maksymalny zysk z jednostki powierzchni zainwestowanego gruntu.

Pod względem urbanistycznym współcześnie powstające blokowiska ustępują o niebo tym, które budowano „za komuny”, kiedy pozostawiano miejsce na rozmaite harmonijnie zaprojektowane miejskie usługi towarzyszące i zieleń.

Jednym z poważniejszych problemów społecznych dotykających mieszkańców zurbanizowanej wsi jest życie „w drodze”, w samochodzie przemieszczającym się codziennie kilkadziesiąt kilometrów, do i z miasta, przez godzinę, dwie i więcej.

W jakimś stopniu znika miasto i znika wieś w szeroko rozumianym sąsiedztwie miasta. Rośnie za to „obszar zurbanizowany”, jednostronnie imitujący miasto, kolonizujący i degradujący tereny wiejskie, przekształcający je w coś, co wsią już nie jest, ale miastem także nie – jest właśnie obszarem zurbanizowanym

Z drugiej strony powiększa się degradacja zamierających centrów miast, opuszczanych przez urban‑emigrantów, bo miasto nie pozwala im na zaspokojenie elementarnej potrzeby – samodzielnego lokum. Struktura miasta to ekspandujący obwarzanek z pustą i coraz większą dziurą po środku.

Degradacja historycznych centrów wielu miast to poważny problem miejski w Polsce. W Europie Zachodniej jest on powoli przezwyciężany, więc nie jest to żaden fatalistyczny proces nie do powstrzymania i odwrócenia.

Miejsko-wiejski misz-masz

Konkludując – w jakimś stopniu znika miasto i znika wieś w szeroko rozumianym sąsiedztwie miasta. Natomiast rośnie „obszar zurbanizowany”, jednostronnie imitujący miasto, kolonizujący i degradujący tereny wiejskie, i przekształcający je w coś, co wsią już nie jest, ale miastem także nie – jest właśnie obszarem zurbanizowanym.

Brak porządkujących regulacji, które na przykład blokowałyby intensywną zabudowę, zwłaszcza wielorodzinną, poza jasno zdefiniowanym miastem, sprzyja traktowaniu przestrzeni i środowiska przyrodniczego jako zasobu dla nieograniczonej, rabunkowej eksploatacji. Dokładnie odwrotnie niż w deklaracjach o rozwoju zrównoważonym, dla którego środowisko przyrodnicze i przestrzeń to cenne i ograniczone dobra, użytkowane maksymalnie oszczędnie.

Przykładem kosztów środowiskowych, jakie niesie urban sprawl, są obciążenia wynikające z rozciągania systemu miejskiej infrastruktury na wiele kilometrów od miasta, a potem kosztowna jego eksploatacja. Stąd, w opozycji do tego trendu, idea miasta zwartego i miasta „krótkich dróg” – by suma niezbędnej do życia przemieszczanej energomaterii była jak najmniejsza i by była przemieszczana jak najbliżej.

Obecna tendencja jest odwrotna i staje się też udziałem wsi. Wyraźnie wyższą dynamikę spadku liczby mieszkańców ma Łódź, podobną Katowice, mniejszą Wrocław i Trójmiasto, Kraków nie ma spadku ani wzrostu, jedynie Warszawa ma wzrost zdecydowany.

Większe wsie w okolicy Poznania łącznie mają ok. 65 tys. mieszkańców, którą to liczbę osiągnęły w ostatnich kilkunastu latach, w tym:

• Koziegłowy 11,4 tys. mieszkańców;
• Suchy Las 6,3 tys.;
• Przeźmierowo 6,1 tys.;
• Plewiska 5,9 tys.;
• Czerwonak 5,6 tys.;
• Skórzewo 5,4 tys.;
• Komorniki 4,6 tys.;
• Rokietnica 4,5 tys.;
• Złotniki 3,0 tys.;
• Dopiewo 3,0 tys.;
• Dąbrówka 2,8 tys.

Post scriptum

Osobnym problemem o dużym znaczeniu jest wpływ wielkich miast na otoczenie miejskie i wiejskie w większej skali i na dalszą odległość.

Słabo opowiedziane jest np. destrukcyjne oddziaływanie w promieniu dziesiątek kilometrów na lokalny handel i usługi oraz rynek pracy nowootwieranych wielkich centrów handlowych w miastach – centrach aglomeracji. Uderza to w łańcuchu przyczynowo‑skutkowym w wieś, warunki pracy, jakość życia, rozwój lokalny itd.

Degradacja tzw. „prowincji”, będąca wynikiem gospodarki i polityki niezrównoważonej, a nawet wręcz rabunkowej, to jeden z większych dramatów cywilizacyjnych Polski.

Zdj. Lech Mergler

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.