ISSN 2657-9596

Czy miasta rządzą Wielką Brytanią?

Bartłomiej Kozek
10/04/2015

Benjamin Barber byłby niepocieszony – do tej pory, poza Londynem, ośrodki miejskie Anglii, Walii czy Szkocji narzekały na niewielkie uprawnienia. Czy stan ten zmieni się po majowych wyborach parlamentarnych?

Brytyjskie think tanki oraz samorządy lubią powtarzać, że żyją w jednym z silniej scentralizowanych krajów na świecie. Mimo że pod koniec zeszłego wieku, w efekcie reform wprowadzonych przez Tony’ego Blaira, większą samodzielność zyskały tu Szkocja, Walia, Irlandia Północna. A także Londyn. Patrząc się na znaczenie, jakie na brytyjskiej scenie politycznej odgrywają kolejni burmistrzowie tego miasta, można by sądzić, że władza lokalna ma się tu dobrze…

Miasta w kajdanach?

Tymczasem na szczeblu lokalnym roi się od narzekań. Rząd centralny ma skąpić pieniędzy, ograniczać pole manewru, jeśli chodzi o ich wydawanie, a także zapewniać niedostateczne narzędzia do kreowania polityki samorządowej podnoszącej jakość życia.

Samorządowcy wskazują, że nie należy mylić uprawnień, jakie posiada Londyn z tymi, którymi cieszą się inne miasta. Co więcej, w przeciwieństwie do Polski miejski krajobraz jest tu znacznie bardziej skomplikowany pod względem prawnym. Każde miasto czy metropolia ma tu nieco inny zakres uprawnień, będący efektem zawieranych z rządem porozumień.

Niedawne referendum niepodległościowe w Szkocji ożywiło publiczną debatę nie tylko na temat tej części Zjednoczonego Królestwa. Również i miasta coraz śmielej mówią, że potrzeba im więcej pieniędzy i uprawnień. Konserwatywno-liberalny rząd lubi je obiecywać, ale pod warunkiem, że dany samorząd miejski czy metropolitarny zdecyduje się na wybieranego w wyborach powszechnych burmistrza.

Na taki krok, o czym przeczytać możemy w serwisie CityMetric, zdecydował się Bristol. Badania naukowców z dwóch uniwersytetów z tego miasta wskazują na to, że przyczyniło się to do znaczącego wzrostu poczucia posiadania przez miasto przywódcy przez jego mieszkanki i mieszkańców, szczególnie zauważalne wśród reprezentantów biznesu.

Z drugiej strony poczucie wpływu na podejmowane decyzje czy w zaufanie do rady miejskiej wzrosły bardzo nieznacznie. Również radne i radni nie mają poczucia, by zwiększył się ich wpływ na życie miasta – co z polskiej perspektywy nie wydaje się szczególnie zaskakujące.

Nowa umowa miejska

Po co właściwie brytyjskim miastom więcej władzy? Zdaniem think tanku Centre for Cities jest to potrzebne, aby były one w stanie się rozwijać. Pozbawione narzędzi politycznego wpływu mają trudności z funkcjonowaniem w cieni dominującego w życiu politycznym i gospodarczym Londynu, o poprawianiu swej widoczności w skali międzynarodowej już nie wspominając.

Właśnie dlatego pod koniec zeszłego roku wspomniany ośrodek badawczy zdecydował się opublikować swój manifest miejski, prezentujący zestaw reform, jakie jego zdaniem są konieczne w brytyjskiej polityce miejskiej. Konieczne choćby dlatego, że jedynie 17% podatków pobieranych jest tu na szczeblu lokalnym, podczas gdy średnia dla krajów OECD wynosi 55%.

Dodajmy to tego fakt dalece posuniętego skomplikowania systemu lokalnego rządzenia (zapomnijcie o prostocie gmin, powiatów i województw…), by dopełnić obrazu wyspiarskiej rzeczywistości.

Centre for Cities proponuje zatem, by już w pierwszym roku brytyjski parlament przyjął Akt dla Miast i ich Pomyślności (Cities and Prosperity Act), który umożliwi im rozwinięcie skrzydeł. Jego fundamentem miałoby być założenie, że metropolie mogą realizować wszystkie te działania, których nie zastrzegły dla siebie władze centralne i w związku z tym domagać się stabilnej, wieloletniej perspektywy finansowania realizowanych przez siebie usług publicznych.

To w gestii władz centralnych miałoby leżeć udowodnienie, że dana polityka lepiej będzie realizowana pod ich bezpośrednim kierownictwem. Samorządy zdobyłyby większe możliwości kształtowania wysokości lokalnego opodatkowania oraz kontroli nad publicznymi zasobami na swoim terenie.

W zamian za to musiałyby zgodzić się na powoływanego w wyborach powszechnych burmistrza, który miałby koordynować kierunki lokalnej polityki oraz reprezentować dany samorząd miejski na zewnątrz. Byłyby również zobowiązane do przygotowywania wieloletnich strategii rozwoju, łączących w sobie aspekty polityki transportowej, mieszkaniowej czy zagospodarowania przestrzennego, nad którymi zyskałyby większą kontrolę.

Długofalowe porozumienia dotyczące finansowania umożliwiłyby władzom lokalnym lepsze planowanie potrzebnych inwestycji. Zyskać by również miały kontrolę nad niektórymi stawkami podatkowymi oraz możliwość tworzenia dodatkowych narzędzi polityki fiskalnej, takich jak podatek turystyczny czy od odpadów.

Lokalne instytucje rynku pracy musiałyby konsultować się z samorządami w celu przygotowania lepszej oferty, bardziej odpowiadającej miejskiej/metropolitalnej strategii rozwoju.

Czyje jest (brytyjskie) miasto?

Oczywiście nie oznacza to, że wszystkie założenia zawarte w manifeście Centre for Cities osoba o progresywnych poglądach politycznych może przyjąć bez zmrużenia okiem. Miasta miałyby zyskać wedle niego nowe kompetencje po to, by lepiej konkurować na globalnej scenie ekonomicznej – to perspektywa inna niż chociażby poprawianie jakości życia.

Przeczytamy w nim również o dewolucji jako sposobie na efektywne działanie mimo cięć wydatków publicznych – tak jakby odwrócenie polityki konserwatywno-liberalnego rządu Davida Camerona nie było ani możliwe, ani nawet pożądane.

Nie za bardzo widać w tym miejskim manifeście kwestie poszerzania demokracji na szczeblu lokalnym. W Polsce poszliśmy już dalej w myśleniu chociażby o wykorzystywaniu budżetów partycypacyjnych czy inicjatyw uchwałodawczych.

Wizja, w której zmiany lokalnych stawek podatkowych są opiniowane przez lokalny biznes, za to podwyżka tzw. council tax o więcej niż 2 punkty proc. nie byłaby już poddawana obowiązkowemu referendum, nie wydaje się do końca spójna.

„Kwestia miejska” nie zniknie raczej z politycznych radarów Wielkiej Brytanii po wyborach. Wyspiarskie media o polityce miejskiej piszą coraz więcej, a konieczność wypracowania nowego podziału władzy między Londynem a Szkocją sprawi, że dyskusja o poszerzaniu władzy samorządów będzie pojawiać się również i w tym kontekście.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.