ISSN 2657-9596

Z uśmiechem o poważnym sojuszu

Bartłomiej Kozek
20/03/2015

„Dumni i wściekli” – a właściwie to, gdyby trzymać się oryginalnego tytułu, „Pride” – to dość lekki film o tym, jak rodzą się polityczne sojusze pozornie nie do pomyślenia.

Lata 80. XX wieku – niby nie tak dawno, a jednak inny świat. Podczas gdy w Polsce zapisywały się jako okres „karnawału Solidarności”, stanu wojennego i powolnego obumierania ładu realnego socjalizmu, po drugiej stronie kontynentu rozkwitał neoliberalny zwrot w gospodarce.

O rządach konserwatywnej Margaret Thatcher pisano sporo. Wojna z samorządami, niechęć do samotnych matek z dziećmi, przede wszystkim zaś rozprawa ze związkami zawodowymi, symbolizowana przez zamykanie kopalń węgla i stawianie na eksploatację ropy i gazu na Morzu Północnym.

I właśnie ten ostatni wątek wykorzystują „Dumni i wściekli”, łącząc go z ówczesną walką o równouprawnienie społeczności LGBT na Wyspach Brytyjskich. To zdecydowanie nie czas, gdy konserwatywny premier wspiera równość małżeńską, ani nawet nie dyskutuje się o związkach partnerskich.

Zamiast tego społeczność zmaga się z epidemią HIV, przejawami społecznych fobii, przyjmującymi nierzadko postać fizycznej konfrontacji, jak również jawnie dyskryminującym prawodawstwem. Legalny seks od 16. roku życia w wypadku stosunków hetero, 21. zaś – homoseksualnych to przykład dziś brzmiący abstrakcyjnie nawet nad Wisłą, a jeszcze nie tak dawno będący rzeczywistością w miejscu, do którego jeździ się dziś z Polski za chlebem.

Wspólnie na barykadzie

To właśnie w tym kontekście politycznym i społecznym rozgrywa się akcja omawianego filmu. Mark Ashton, aktywista gejowski oraz działacz Brytyjskiej Partii Komunistycznej z Irlandii Północnej, ogląda z wyraźną niechęcią wiadomości, w których słyszy o starciu Thatcher z górnikami. Robotnicy rozpoczynają strajk, Mark zaś postanawia zacząć zbierać na ich rzecz pieniądze na londyńskiej paradzie dumy gejowskiej.

Nie trzeba dodawać, że działanie to budzi (delikatnie mówiąc) pewne wątpliwości, i to po obu stronach. – Widziałeś górników walczących o nasze prawa? – otrzymuje pytanie. Gdy działający w jego stowarzyszeniu aktywiści – i aktywistka – dzwonią po górniczych związkach zawodowych najczęściej mogą liczyć na odłożenie słuchawki z drugiej strony. Aż do momentu, gdy kierują swoje działania do pewnej małej, walijskiej wioski…

„Dumni i wściekli” mają nieco mniejszy kaliber niż „Milk” – ważny polityczny problem, a mianowicie budowy nowych sojuszy wymierzonych we wspólnego przeciwnika, zaprezentowany jest tu poważnie, choć z pewnym przymrużeniem oka. Równie dużo tu poważnych problemów (jak dystans jednej z lokalnych działaczek górniczych, próbujących odwieść protestujących od sympatii wobec nowych sojuszników), co przełamywania lodów za pomocą grania stereotypem.

Ashton wygłosi zatem słuszne przekonanie, że nie wierzy w możliwość rozdzielenia walk pracowniczych, feministycznych czy tych na rzecz równouprawnienia gejów i lesbijek, jego znajomy z grupy z kolei uwiedzie kobiece serce nader imponującymi zdolnościami tanecznymi. Górnicza społeczność odwdzięczy się później przejmującym odśpiewaniem pieśni „Chleba i róż”. Przełamanie lodów kobiecej części strajkujących (a przynajmniej części z nich) wynagrodzone zostanie obcowaniem z umięśnionymi ciałami i facetami, wykorzystującymi talk do wbicia się w lateksowe stroje.

Za dużo różu?

Idylla? Z wielu względów niekoniecznie. Koniec końców górnicy przegrywają, co nie przyczynia się w tym wypadku do budowy zielonej gospodarki, a raczej do wzrostu nierówności społecznych. Część bohaterów zaraża się wirusem HIV.

Co ciekawe jednak twórcy filmu decydują się te problemy zauważyć dość… dyskretnie. Kiedy po zakończeniu strajku przez walijskie miasteczko przechodzi górnicza demonstracja można odnieść wrażenie że złamana została tytułowa duma, nie zaś ekonomiczna przyszłość całej społeczności. Kiedy z kolei górnicy zjeżdżają na kolejną Gay Pride do Londynu i wymarzony przez Ashtona sojusz w końcu staje się rzeczywistością, wydawać by się mogło że mamy do czynienia z happy endem.

Można – i warto – przypominać przy tej okazji o tym, jak postawa górniczego związku zawodowego przyczyniła się do tego, że Partia Pracy zdecydowała się przyłączyć do walki z dyskryminacją społeczności LGBT.

Sęk w tym, że w tej opowieści brakuje nieco mniej optymistycznych wątków – choćby tego, że ta sama Partia Pracy około 10 lat później obiera kurs na blairyzm i trzecią drogę, który rozprzestrzenia się na całą Europę i który po początkowych sukcesach politycznych (jak choćby wprowadzenie płacy minimalnej w Wielkiej Brytanii) i wyborczych walnie przyczynia się do osłabienia socjaldemokracji na kontynencie. Osłabienia, którego jednym z symptomów są dzisiejsze sukcesy raczej niezbyt progresywnej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP) w Wielkiej Brytanii, również w niegdysiejszych, robotniczych bastionach lewicy.

Dumny marsz do kina

Także i z „gejowskiej” perspektywy można się do kilku spraw przyczepić. „Dyskretność” filmu w kwestii portretowania relacji emocjonalnych czy choćby fizycznych bohaterek i bohaterów wydaje się wręcz zaskakująca. Można by powiedzieć, że wątki tego typu odwracałyby uwagę od głównego przesłania filmu.

Gdyby jednak iść tym tropem musielibyśmy jednak spytać i to, po co np. jedyna scena męskiej nagości – wizyta górniczek w barze z półnagimi miłośnikami skór. Scena, która wydaje się symbolizować nagrodę, jaką „oświecone górniczki” otrzymują za swój sojusz.

Być może jednak gdyby wszystkie wspomniane przed chwilą elementy się pojawiły film utraciłby swój największy walor – przyjemność, jaka płynie z jego oglądania. „Dumni i wściekli” to propozycja pewnej przygody. Kadry walijskich krajobrazów przypominają momentami te z „Władcy pierścieni”. Wątpliwości pojawiają się już raczej po niż w trakcie seansu i nie przykrywają najważniejszego wniosku – o tym, że nawet najbardziej z pozoru nieoczywiste sojusze warte są zawiązywania, jeśli tylko opierają się na solidarności i wzajemnej trosce.

Dumni i wściekli, reż. Matthew Warchus, Wielka Brytania-Francja 2014, 120 min

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.