ISSN 2657-9596

Przesuwając granice – utopia i odmienność w świecie Star Treka

Bartłomiej Kozek
29/06/2012

Świat, w którym zlikwidowano biedę i w którym można przeżyć wspólnotowe doświadczenie w strukturze, która mimo rytuałów i hierarchii nie przypomina ograniczającego indywidualność wojska, wydaje się idealnie stworzony do tego, by organizować wyobrażenia o przyszłości. Dlaczego w ostatniej serii, Enterprise, tej obietnicy lepszego świata zabrakło?

W książce Lincolna Garaghty’ego Living With Star Trek znaleźć możemy historię Shamiry, tancerki brzucha z Nowego Jorku. Opowiada ona, w jaki sposób Star Trek – a konkretnie pilotowy odcinek pierwszej, nakręconej w latach 60. serii – zainspirował ją do tego, by obrać właśnie ten zawód. To dzięki niemu, jak sama opisuje, może każdego dnia za pomocą tańca przypominać sobie o „romantycznym i ekscytującym kształcie wszechświata”, który odmalowuje się „w ludzkim umyśle – w (jej) umyśle”. Przykład ten doskonale pokazuje, jak silny wpływ na życie widzów potrafią mieć wizje alternatywnego, lepszego świata.

Pojęciem kluczowym dla zrozumienia tego fenomenu jest utopia. To wizja świata, w którym kończą się trapiące ludzkość problemy, takie jak klęski głodu, brak i nierówny podział surowców naturalnych, wojny, przemoc i dyskryminacja. Utopie często prezentują obraz wyidealizowanej, działającej niczym w szwajcarskim zegarku wspólnoty, szczególnie atrakcyjny w obliczu społecznej atomizacji. Fantastyka naukowa, zwrócona w przyszłość, ma możliwość odwoływania się do ludzkich marzeń i aspiracji, nie zamykając się zarazem w obrębie zachowawczych scenariuszy z przeszłości, jak Domek na prerii czy Doktor Quinn.

Futurystyczna wizja Star Treka, odwołująca się do oświeceniowego racjonalizmu i ludzkiej potrzeby odkrywania nieznanego, uważana jest za progresywną i optymistyczną. Na dowód przytacza się fakt, że już od lat 60. przełamywała niejedno ówczesne tabu. W czasach zimnej wojny portretowała załogę, w której ramię w ramię współpracowali ze sobą Amerykanie, Japończycy i Rosjanie, a pełnoprawną jej członkinią była czarnoskóra kobieta (Karol Domański, Wojtek Zrałek-Kossakowski, Star Trek, czyli krok do przodu, [w:] Seriale. Przewodnik Krytyki Politycznej). W latach 90. głównymi postaciami dwóch serii byli odpowiednio: czarnoskóry dowódca stacji kosmicznej Jake Sisko (Deep Space Nine) oraz kapitan Kathryn Janeway, która wraz z załogą nowego statku trafia na drugi koniec galaktyki z perspektywą 70-letniej podróży z powrotem na Ziemię (Voyager).

Ten optymistyczny obraz zepsuła ostatnia jak dotąd seria – Enterprise, która cofa widzów do czasów pionierskich wypraw kosmicznych pierwszym statkiem z napędem nadświetlnym. Kręcona w latach 2001-2005, nie przyciągnęła fanów, a jej produkcja została przedterminowo zawieszona. Za porażkę odpowiadało, jak sugeruje David Greven w książce Gender and Sexuality in Star Trek, natężenie do tej pory rzadko spotykanych w świecie Star Treka przejawów seksizmu, mizoginii i ksenofobii.

Świat bez wad?

Najbardziej znana wersja świata Star Treka odwołuje się do wszechświata XXIV w. Ludzkość ma już za sobą czas, kiedy to w w. XXI przyszykowała sobie kolejną wojnę światową, zakończoną krachem dotychczasowej cywilizacji. W jednej z pozostałych po wojnie osad samotnemu naukowcowi, Zeframowi Cockrane’owi, udaje się przygotować pierwszy w dziejach Ziemi napęd warp, umożliwiający podróżowanie z prędkością nadświetlną. Udaje się dzięki temu nawiązać pierwszy kontakt z pozaziemską cywilizacją – kierującymi się logiką, tłumiącymi emocje Wolkanami. Z upływem czasu okoliczne cywilizacje łączą się w Zjednoczoną Federację Planet, przypominającą Organizację Narodów Zjednoczonych.

W wizji tej nie brak problemów, takich jak zatargi z sąsiadującymi, porywczymi Klingonami czy podstępnymi Romulanami. Arcywrogiem jest Borg – stechnicyzowana rasa, anihilująca inne w celu włączenia ich technologii i doświadczeń do własnej, kolektywnej jaźni. To jednak nie wrogowie, ale prezentowana na ekranach wizja przyszłości przyciągała miliony przed telewizory. Dla wielu fanek i fanów Star Trek stał się swego rodzaju obietnicą przyszłości. Ponieważ opiera się ona na rzeczywistych doświadczeniach (wszystkie dotychczasowe wydarzenia z ziemskiej historii miały w świecie Star Treka miejsce), tym łatwiej uwierzyć, że obraz ten jest ekstrapolacją przyszłości, dokonaną na ich bazie.

USS Voyager

Przejdźmy się oczyma wyobraźni po statku Voyager, którego załoga i tak – w obliczu przestrzennego oddalenia od Ziemi – ma znacznie ciężej z powodu trudności w znalezieniu napędzającego wszystkie systemy dilithium niż statki pozostałe w przestrzeni Federacji. Z okazałego mostka, w którym znajdują się nafaszerowane nowoczesną technologią stanowiska dowodzenia, ze słynnym panoramicznym ekranem włącznie – bierzemy windę do dolnych pokładów. Możemy pójść do kwater członków załogi. Każda/każdy ma do dyspozycji przestronny, pojedynczy pokój, który może swobodnie zapełnić zreplikowanymi pamiątkami, meblami czy imitacjami antyków. W jednej z kwater znajdziemy saksofon, w innej – telewizor lampowy niczym w II połowie XX w., w jeszcze innym dziecięce zabawki.

Każda z kwater ma dostęp do replikatora żywności, nie przeszkadza to jednak w możliwości skorzystania ze stołówki, przyrządzającej potrawy ze świeżych, hodowanych na pokładzie warzyw i owoców. W kwaterach lekarskich dostępna jest pomoc medyczna specjalnego hologramu, wyposażonego w wiedzę medyczną ze wszystkich znanych Federacji i skłonnych do podzielenia się nią cywilizacji. Możemy również zajrzeć do maszynowni, gdzie bije serce statku – potężny reaktor warp, wykorzystujący reakcję antymaterii do napędzania Voyagera. Spacerując jego korytarzami, trudno nie zauważyć, że jego załoga nadal napędzana jest chęcią odkryć i poznawania nieznanego. Nawet gdy zdecydują się na długą podróż z powrotem na Ziemię, zdarza im się zboczyć z kursu, by zbadać niewyjaśnioną kosmiczną anomalię.

Swój czy obcy?

Technologia holograficzna jest jednym ze zjawisk, testujących zdolności Federacji do włączania w obręb swej wspólnoty nowych cywilizacji i bytów. W Voyagerze status takiego niepewnego bytu ma Awaryjny Hologram Medyczny, zwany Doktorem. Na samym początku serialu, gdy w wyniku przeniesienia na drugi koniec galaktyki ginie część załogi – w tym cały personel medyczny – Doktor staje się jedyną osobą zdolną do zapewnienia odpowiedniej opieki lekarskiej. Z początku nie jest traktowany inaczej niż kreowane w holodeku fikcyjne postacie. Bywa włączany bez swojej wiedzy, zapomina się o jego wyłączeniu po skorzystaniu z pomocy, lekceważy się niekomfortowe warunki jego funkcjonowania. Z czasem jego sytuacja ulega zmianie. Otrzymuje możliwość kontroli swojego działania, poszerzania umiejętności o aktywności pozamedyczne (uczy się m.in. śpiewu operowego), a dzięki pozyskaniu w jednym z odcinków przenośnej technologii holograficznej z przyszłości może swobodnie poruszać się po całym pokładzie.

Mimo to inkluzywna wspólnota Voyagera ma problemy z akceptacją indywidualności i… człowieczeństwa Doktora. Wielokrotnie zastanawiał się on nad opuszczeniem statku, np. gdy jedna z napotkanych cywilizacji doceniła jego śpiewaczy talent czy też gdy spotkali się ze zbuntowanymi hologramami, wytworzonymi przez podarowaną drapieżnym Hirogenom technologię używaną do wirtualnych polowań. Bronił się przed pomysłami na zmienianie fragmentów swojego programu, odpowiedzialnych za jego trudny charakter, walcząc o bycie uznanym za równorzędnego członka załogi. Pod koniec sezonu widać, że proces ten zmierza ku szczęśliwemu zakończeniu, gdy w jednym z odcinków kapitan bierze jego stronę w procesie o publikację jego holonoweli przez wydawcę bez jego zgody. Kapitan Janeway nie musi pilnować załogi – sama składa zeznania, jednoznacznie wskazujące na prawo Doktora do bycia rozpoznanym przez prawo autorem własnego dzieła. Proces ten staje się precedensem, który inspiruje hologramy całego wszechświata do walki o swoje prawa.

Inną postacią, której niełatwo jest wejść do wspólnoty świata Federacji, jest Siedem z Dziewięciu. Mając kilka lat, została wraz ze swymi rodzicami zasymilowana przez Borgów. Całymi latami jej umysł był częścią kolektywnej świadomości, aspirującej do doskonałości i wrogo nastawionej do innych, uważanych za niedoskonałe form życia. W pewnym momencie Siedem trafia na pokład Voyagera. Nie mając doświadczenia w funkcjonowaniu jako jednostka, dystansuje od siebie załogę swoją oschłością i niezrozumieniem dla ludzkich emocji. Jej odmienność podkreśla wygląd: mimo usunięcia większości cybernetycznych implantów pewna ich część nadal pozostała na jej ciele. Metaliczne przewody u jednej z rąk czy implant nad jednym okiem wyróżniają ją spośród załogi.

Przez długi czas pozostawała więc odseparowana od świata ludzi nawet w wymiarze przestrzennym – wymagając regeneracji zamiast snu i pożywienia, przebywała głównie w magazynie, w którym znajdowała się jej alkowa. Indywidualność, brak perfekcji, niedostateczna wydajność pracy, angażowanie się w aktywności regeneracyjne – wszystko to, co dla reszty załogi było normą umożliwiającą porozumienie, dla Siedem wymagało zrozumienia i dostosowania się. Proces integracji jest obustronny: także załoga uczy się widzieć w niej nie biorącego udział w asymilowaniu tysięcy gatunków drona, lecz przede wszystkim człowieka.

Odmienność Doktora i Siedem ma charakter technologiczny, a nie biologiczny. Z różnorodnością kolorów skóry, kształtów uszu czy pofałdowania czoła Federacja – a wraz z nią i załoga Voyagera – już sobie poradziły. Dużo ciężej przyszło im uznać za wyjątkową osobę holograficznego Doktora, który jest wytworem pracy umysłowej, a nie fizycznej reprodukcji. Początkowo niewiele różniło go od podobnych wytworów z holodeku, a jego rozwój był w dużej mierze pochodną częstego używania. Z hologramami załoga miała zresztą niejeden problem, także etyczny. Czy seks z holograficznym przedstawieniem własnej żony jest zdradą małżeńską? Co powiedzieć wirtualnym Irlandczykom, sądzącym, że członkowie załogi to duchy? W sytuacji, kiedy punktem wyjścia – wyrażonym na głos w samym serialu – było przekonanie, że hologram nie różni się niczym od replikatora żywności, sytuacje te zmuszały do przewartościowania dotychczasowych przekonań.

Pęknięcie w utopii

Porównajmy to z wizją odmalowaną w Enterprise. Znajdujemy się w świecie XXII w., ludzkość dopiero co wylatuje z Ziemi. Na pokładzie pierwszego statku z napędem warp nie ma holodeków, zamiast tego załoga urządza sobie wieczory filmowe albo trenuje w siłowni. Nie to jest jednak najważniejsze. Graven przekonująco portretuje tę serię jako zaprzeczenie wszystkiego tego, co przyciągało widzów przed telewizory. Ducha współpracy i eksploracji zastępuje nieufność i ksenofobia. Załoga jest znacznie mniej zróżnicowana – zarówno etnicznie, jeśli chodzi o ludzi, jak i pod względem obecności pozaludzkich cywilizacji. Postacie częściej tworzone są na bazie klisz etnicznych i genderowych. Azjatycka tłumaczka języków obcych cywilizacji jest zalęknioną histeryczką, a czarnoskóry sternik przez większość serialu pozostaje na uboczu, mimo ważnej funkcji, jaką pełni.

Wszystko to blednie wobec jedynej Wolkanki na pokładzie, oficer naukowej T’Pol. W tej serii Wolkanie portretowani są jako rasa spowalniająca ludzką eksplorację kosmosu, mająca poczucie wyższości wobec homo sapiens. T’Pol zdaje się za taką postawę swoich pobratymców obrywać ze strony załogi Enterprise i scenarzystów przez wszystkie 4 sezony. Przymusza się ją do fraternizowania się, spędzania czasu na bezcelowych jej zdaniem aktywnościach, jak oglądanie filmów, na koniec zaś okazuje się, że wpada w uzależnienie od pobudzającego jej emocjonalność trelu, spoufala się z inżynierem pokładowym, który wyraźnie daje do zrozumienia, że nie szanuje jej kultury, a na dodatek serwuje się jej doświadczenie śmierci wspólnego dziecka oraz rzeczonego inżyniera.

Enterprise NX-01

Porównując doświadczenia T’Pol z pozycją innych Wolkan w uniwersum Star Treka, np. Tuvoka z Voyagera, widzimy zerwanie z dotychczasowym zrozumieniem dla odmienności. Choć zachowanie Tuvoka bywało obiektem dowcipów, nikt nie kwestionował specyfiki kultury, z której pochodził. Można go było podszczypywać tak jak każdą i każdego członka załogi, jednak zawsze był wzorem opanowania, zaufanym przyjacielem kapitan Janeway oraz osobą, z którą można było pomedytować albo zagrać w jedną z wolkańskich gier logicznych. Sytuacje, gdy na skutek różnych wypadków tracił panowanie nad emocjami, pokazywały, że jakiekolwiek jego „uczłowieczanie” pozbawiłoby go istotnego elementu jego tożsamości.

Lustro i krzywe zwierciadło

Star Trek odróżnia się narracją i sposobem kreowania bohaterów od wielu dzisiejszych seriali, łączących rozmach wysokobudżetowej produkcji z rezygnacją z czarno-białej wizji świata. Gwiezdną epopeję możemy umiejscowić w analogicznej przestrzeni rozwoju telewizyjnych seriali, jaką wobec dzisiejszych filmów zajmują klasyczne westerny. Mamy tu dualny podział na to, co kulturowe i stojące w opozycji do kultury (obce cywilizacje), powtarzalność, kumulacyjność i przewidywalność – zarówno pewnych tematów czy postaci, jak i zawiązania akcji, a także budowy poszczególnych odcinków, z których zdecydowana większość kończy się happy endem.

Powtarzalność świata, przewidywalność zachowań bohaterów i czytelność reguł, wedle których funkcjonuje, tworzą korzystne warunki dla wytworzenia się przywiązania, a także utożsamienia się z wykreowaną rzeczywistością. Podmiot oglądający nie wydaje się tu silnym samcem alfa. Z przytaczanych przez Garaghty’ego listów fanów wyłania się obraz widza jako osoby poszukującej drogi życiowej oraz oparcia w określonym systemie wartości. Świat, w którym zlikwidowano biedę i w którym można przeżyć wspólnotowe doświadczenie w strukturze, która mimo rytuałów i hierarchii nie przypomina ograniczającego indywidualność wojska, wydaje się idealnie stworzony do tego, by organizować wyobrażenia o przyszłości.

Tym trudniej było przyjąć do wiadomości fankom i fanom, że w ostatniej wyprodukowanej serii – Enterprise – obietnicy lepszego świata zabrakło. Zdaniem wspomnianych autorów o ile Deep Space Nine i Voyager odzwierciedlały liberalny klimat czasów Clintona, to Enterprise wyrażał konserwatyzm epoki Busha juniora. Nie tłumaczy to jednak powodów, dla których ostatnia seria tak bardzo odbiega od klimatu chociażby serii Następne pokolenie, kręconej za czasów dwóch republikańskich prezydentów – Reagana i Busha seniora. Wydaje się, że dużo większą rolę odgrywa tu obietnica utopii. Obietnica ta nie jest rzecz jasna oderwana od ducha epoki, potrafi jednak z upływem czasu stać się punktem odniesienia sama dla siebie. Enterprise może być odczytywany pod kątem wpływu atmosfery zagrożenia terroryzmem na wyobraźnię scenarzystów, dla fanek i fanów będzie jednak przede wszystkim przejawem porzucenia credo świata Star Treka – równości i otwartości.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.