ISSN 2657-9596

Polityka postępu okiem sztuki

Bartłomiej Kozek
02/01/2015

Stołeczna Zachęta przygląda się nieco mniej przyjemnym obliczom modernizacji.

Postęp to trudna sprawa. Jeszcze przeszło 100 lat temu, tuż przed I wojną światową, tezy o progresie technologicznym automatycznie podnoszącym ducha „rasy ludzkiej” (rozumianej dość wąsko, głównie w formie białych mężczyzn o europejskim pochodzeniu) i zbliżających nas do osiągnięcia niemal rajskiego dobrobytu już tu, na ziemi, cieszyły się sporą popularnością.

Wszyscy wiemy, na czym wiara ta się skończyła. Wojenna machina lat 1914-1918 przemieliła nie tylko francuskich żołnierzy, pędzących w czerwonych spodniach na niemieckie karabiny maszynowe, ale również niemal cały optymizm co do lepszego jutra Europy i świata.

Polskie dychotomie

Dyskusje między zwolennikami postępu a sceptycznie na niego patrzącymi były również istotnym elementem polskich dyskusji cywilizacyjnych – wystarczy tu przypomnieć książkę Jerzego Jedlickiego „Jakiej cywilizacji Polacy potrzebują”.

Przez długie dziesięciolecia z powodu ograniczonej czy wręcz żadnej możliwości samodzielnego kształtowania rozwoju kraju toczyły się one przede wszystkim na poziomie teoretycznym. Modernizacja z jednej strony kojarzyła się z „nadganianiem Zachodu”, z drugiej zaś – z czymś narzuconym z zewnątrz, na przykład z Berlina, Wiednia, Petersburga czy Moskwy.

Takie a nie inne doświadczenia historyczne sprawiły, że trudno nawet we współcześnie toczonych debatach o niuansowanie stanowisk. Można być bądź to po stronie „Europy”, bądź też „ciemnoty”. Gdy w kapitalistycznym centrum o jakimś rozwiązaniu, np. technologicznym (energetyka jądrowa, uprawy GMO, gaz łupkowy) się dyskutuje, ważąc wszystkie korzyści i zagrożenia, u nas preferuje się bezkrytyczną akceptację.

Nawet takie zjawiska, jak troska ruchów miejskich o jakość życia, tkankę architektoniczną czy transport inny niż samochodowy potrafią być obiektami podejrzliwych spojrzeń piór, uważających się za „postępowe”.

Dobrze zatem, że Zachęta postanowiła wpuścić nieco powietrza w przestrzeń między zero-jedynkowym postrzeganiem postępu. Pod okiem Andy Rottenberg powstała wystawa „Postęp i higiena”, która bada zjawiska, o których nie za bardzo lubimy pamiętać.

Nowy Wspaniały Świat

Najważniejszym z nich wydaje się eugenika – wpływowy swego czasu prąd umysłowy, który w swych działaniach pełnymi garściami czerpał z naukowego języka. Zdołał opracować całkiem pokaźną narzędziownię, od badania koloru skóry i tęczówki aż po cefalometr – narzędzie służące do pomiarów głowy.

Chwała Zachęcie za to, że przy tej okazji postanowiła przypomnieć o tym, że nie była to jedynie nazistowska fantazja. W budynku przy placu Małachowskiego zobaczymy chociażby jednodniówkę rodzimego towarzystwa eugenicznego, wydaną niedługo przed wybuchem II wojny światowej. W niej zaś – opowieść o pierwszym spotkaniu w Warszawie czasu Wielkiej Wojny, a także… poezję. Innym rarytasem jest tu pamiątkowy album z badań nad mózgiem marszałka Piłsudskiego.

Jak widać, wizja zachowania „czystości rasy” nie była czymś zarezerwowanym wyłącznie do najbardziej totalitarnych reżimów. Nie da się jednak ukryć, że tworzyły one szklarniowe warunki do jej rozkwitu. Kult ciała przyjmował w Niemczech najróżniejsze formy – chociażby naturyzm. Dojście do władzy Adolfa Hitlera zepchnęło go na służebne wobec nazizmu tory. Leni Riefenstahl kręciła filmy, ukazujące piękno uprawiających sport Aryjczyków. Z drukarni wychodziły książki, porównujące nowoczesną (w oczach nazistów „zdegenerowaną”) sztukę ze zdjęciami osób dotkniętych wadami rozwojowymi.

„Nowy człowiek” wykuwał się również na wschodzie. Kryterium było tam nieco inne – klasowe zamiast rasowego – ale oglądając wybór dokonany przez Rottenberg można czasem odnieść wrażenie, że pewne elementy się powtarzają. Ów nowy człowiek i tu jest wysportowany, korzysta z najnowszych osiągnięć techniki (jak słuchające radio dziecko na jednym ze zdjęć Aleksandra Rodczenki), gotów jest nawet do daleko posuniętego przekształcania przyrody.

Dziś patrzy na wczoraj

Artystki i artyści, których prace możemy podziwiać do połowy lutego, próbują się odnaleźć w tym gąszczu znaczeń i obrazów. Inspirują się fotografiami nagich, gimnastykujących się mężczyzn z międzywojennego podręcznika. Golą głowy w geście przypominającym o tym, co spotykało zdrajców – niezależnie od tego, czy z wyrachowania współpracowali z okupantem w czasie II wojny światowej, czy też szczerze zakochiwali się w „osobie niższej rasowo”, będącej go gorsza wojennym wrogiem.

Eugenika i projekt „nowego człowieka” nie są jednak jedynym wątkiem wystawy. Znajdziemy na niej całkiem sporo o globalnych migracjach, ich źródłach i rzeczywistości ludzi ubiegających się o azyl. Wnioski o pobyt w bezpieczniejszym zakątku globu i kolejne pomysły na ograniczanie „obcym” (pamiętajmy, że to również konstruowana politycznie kategoria – mówią swoimi pracami artystki i artyści) dostępu do lepszego świata zestawiane są z rosnącymi kwotami wysyłanych w świat towarów eksportowych. Produktom – jak widać – łatwiej jest się po nim przemieszczać.

Kiedy już wchłoniemy dzieła, zaprezentowane w ramach wystawy „Postęp i higiena”, będziemy mogli zerknąć na „Unsubscribe” Gregora Schneidera. Niemiecki artysta zakupił dom, w którym pierwsze lata życia spędził przyszły minister propagandy III Rzeszy, Joseph Goebbels. Postanowił go zburzyć – ale jednocześnie na różne sposoby unieśmiertelnić. W Zachęcie zobaczymy oblane farbą książki, kawałki przewiezionego do Warszawy gruzu, ale także filmy, dokumentujące cały proces i zmuszające do refleksji nad tym, czym właściwie jest pamięć, trauma i wina.

Wystawa „Postęp i higiena” prezentowana będzie w Zachęcie do 15 lutego, „Unsubscribe” – do 1 lutego. Plac Małachowskiego 3 od wtorku do niedzieli od 12:00 do 20:00. W czwartki – wstęp wolny.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.