ISSN 2657-9596

Budowanie dobra wspólnego

Bartłomiej Kozek
11/07/2014

Ruch dóbr wspólnych proponuje rozwiązania, które potwierdziły swoją użyteczność w najróżniejszych społecznościach. Przykłady jego udanych przedsięwzięć oraz toczących się w jego obrębie dyskusji postanowiła przybliżyć Fundacja im. Heinricha Bölla.

Economics and the Common(s): From Seed Form to Core Paradigm stanowi podsumowanie odczytów i dyskusji, które toczyły się na zeszłorocznej konferencji zorganizowanej w Berlinie.

Zasypywanie podziałów

Choć dla uporządkowania rozmowy postanowiono deliberować w pięciu „strumieniach”, poświęconych aplikowaniu idei dóbr wspólnych do dbania o przyrodę, organizowania pracy, tworzenia oraz zarządzaniu wspólną infrastrukturą czy dzielenia się wiedzą, spora część debat toczyła się wokół konieczności odejścia od tradycyjnych podziałów, które upowszechniły się w ruchu na rzecz dóbr wspólnych.

Najważniejszym z nich wydaje się ten, który dzielił dobra wspólne na te materialne (np. surowce naturalne) oraz niematerialne (jak wiedza). Podział ten konserwował stereotyp, w którym za część dóbr wspólnych odpowiadały lokalne, nierzadko tradycyjne społeczności, za inne zaś – nowoczesne dobrowolne grupy społeczne.

Przekroczenie tego podziału przyczynić się ma do powiązania ze sobą różnorodnych walk, jakie toczą się obecnie z różnego rodzaju przejawami współczesnego procesu grodzenia, analogicznego do tego, który niegdyś zmienił oblicze angielskiej wsi. Usprawiedliwiać te procesy ma mit „tragedii wspólnego pastwiska”, a więc tezy, jakoby pozostawanie dóbr wspólnych poza systemem rynkowym miało prowadzić do ich wyczerpania czy – jak w wypadku wiedzy – braku bodźców do jej rozwoju.

W ostatnich latach – dzięki pracy m.in. nagrodzonej ekonomiczną nagrodą Nobla Elinor Ostrom – tezy te są coraz częściej kwestionowane. Wskazuje się nie tylko na tradycyjne społeczności lokalne, które samodzielnie są w stanie od wieków w zrównoważony sposób gospodarować potrzebnymi im do przetrwania zasobami, ale także na różnego rodzaju społeczne inicjatywy, takie jak pakiet biurowy LibreOffice czy Wikipedia i inne inicjatywy oparte na jej mechanizmie otwartej edycji.

Co jednak najważniejsze, na co zwracała uwagę np. Silke Helfrich, tak naprawdę każde dobro wspólne ma zawarty w sobie komponent fizyczny i intelektualny. Kiedy mówimy o wspólnotowych bankach nasion, elementem wspólnotowym są przecież nie tylko nasiona, ale również wiedza o sposobach ich uprawy, bez której pozostają one w dużej mierze bezużyteczne.

Kiedy z kolei mówimy o przestrzeni Internetu i tworzonej tam wiedzy, to opiera się ona przecież na jak najbardziej materialnej infrastrukturze – serwerach, sieciach przesyłowych czy sprzęcie umożliwiającym korzystanie z jego zasobów. Kiedy zda się sprawę z tego faktu, wydaje się jasne, że tak z pozoru różne kwestie, jak opór przeciwko prywatyzacji wodociągów czy walka o reformę praw autorskich, są tak naprawdę traktowane przez ruch dóbr wspólnych jako różne fronty zmagań z procesami współczesnych grodzeń.

Dobra wspólne jako proces

Innym ważnym wątkiem poruszonym przez Helfrich jest wynikłe ze zniesienia wspomnianego przed chwilą rozróżnienia na wspólne dobra materialne i niematerialne przejście na skupianie się na relacjach i procesach społecznych. Dostęp do wody i zarządzanie nim zakorzenione jest w już istniejących warunkach społecznych, a także tworzy nowe więzi społeczne – podobnie jak różnego rodzaju lokalne bądź wirtualne waluty czy banki czasu. Więcej niż o samych dobrach wspólnych powinniśmy mówić o „uwspólnianiu” (commoning) kolejnych dziedzin życia.

Przykładem uwspólniania mogą być chociażby niemieckie, francuskie czy włoskie inicjatywy przeciwko prywatyzacji komunalnych wodociągów i na rzecz ich ponownej rekomunalizacji tam, gdzie doszło do ich sprzedaży prywatnym inwestorom. Społeczna mobilizacja, którą postanowił opisać Ugo Mattei, doprowadziła np. do sytuacji, w której zdecydowano się na nową interpretację włoskiego prawa przez sądy, co umożliwiło powrót wody w publiczne ręce. W Neapolu doszło nawet do wejścia reprezentantów mieszkanek i mieszkańców do szerokiej rady nadzorującej działanie miejskiej spółki wodociągowej – ich zadaniem jest dbać w ten sposób o interes publiczny.

Innym wątkiem omawianym przez uczestniczki i uczestników berlińskiej konferencji były powiązania między dobrami wspólnymi a pracą opiekuńczą. Choć nie są to kwestie zupełnie ze sobą tożsame – jak zauważyły Heike Löschmann i Daniela Gottschlich, „uwspólnianie” opierać się ma na dobrowolnych działaniach określonej społeczności, podczas gdy wychowywanie dzieci czy opieka nad osobami chorymi tworzy asymetryczne relacje między stronami opieki – to jednak obie cierpią z powodu dominacji neoliberalnej doktryny ekonomicznej.

Zarówno dobra wspólne, jak i praca opiekuńcza pozostają niedowartościowane, poddawane utowarowieniu i prywatyzacji. Wyzwaniem na najbliższe lata staje się znalezienie sposobów na to, by praca opiekuńcza – umożliwiająca reprodukcję społeczną – nie kojarzyła się z tylko z poświęceniem, niską płacą (w wypadku, gdy wykonywana jest zawodowo, jak w sektorze edukacji czy ochrony zdrowia) i alienacją.

Jednym z rozwiązań może być jakaś forma minimalnego dochodu gwarantowanego, a więc wypłacania świadczenia pieniężnego każdej i każdemu z nas, choć w trakcie dyskusji pojawiały się głosy, że może on przynieść odwrotne do zamierzonych skutki, takie jak większa stygmatyzacja osób, dla których będzie on jedynym źródłem utrzymania.

Prywatne, publiczne, wspólne

Ważnym tematem, pojawiającym się m.in. w kontekście ochrony zasobów naturalnych czy infrastruktury, jest kwestia roli, jaką powinny pełnić inicjatywy społeczne. W ruchu dóbr wspólnych częsty jest pogląd, że ta forma własności i zarządzania wykracza poza tradycyjną dychotomię „państwo-rynek”. Nie brak również głosów, że instytucje publiczne, w których nadzieję pokłada wiele osób o lewicowych poglądach, realizują dziś taką samą logikę działania, co nastawione na zysk podmioty prywatne.

W rezultacie nie brak inicjatyw, które usiłują obejść ten problem – takich jak niezależne sieci internetowe czy inteligentne energetyczne sieci przesyłowe. Innym wyjściem, które nie omija instytucji publicznych, mogą być najróżniejsze formy partnerstwa publiczno-wspólnotowego, w których instytucje państwowe czy samorządowe mogą np. roztoczyć parasol nad oddolnymi działaniami, które z kolei odsuną władze publiczne od kierowania się li tylko kryterium zysku.

To tylko kilka z wielu wątków, jakie pojawiają się na łamach omawianej przeze mnie publikacji. Już ten czubek intelektualnej góry lodowej pokazuje jednak, że ruch na rzecz dóbr wspólnych żyje, ma się dobrze i dynamicznie rozwija swój polityczny przekaz. Łatwość w łączeniu kwestii z pozoru tak różnych, jak dostęp do informacji i praca opiekuńcza, pokazuje, że ma on ambicję w całościowy sposób opisać otaczający nas świat. Warto śledzić tę intelektualną przygodę.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.