ISSN 2657-9596

Ziemia i wolność – kobiety ratunkiem dla indyjskiego rolnictwa

Jack Fereday
08/09/2018

W wiejskich regionach Indii, nawiedzanych suszą i nękanych przez zadłużenie, gdzie tysiące rolników popełniają samobójstwo, kobiety przejmują pałeczkę i odbudowują solidarne i trwałe rolnictwo.

Podczas gdy jej sąsiadki usadawiają się wokół niej, w cieniu niewielkiego terakotowego domku, Shaila Shikrant, owinięta w pomarańczowe sari, napełnia miseczki ziarnem i warzywami: ryżem, pszenicą, kukurydzą, grochem, orzeszkami ziemnymi, ziarnem sezamu, ciecierzycą, soczewicą i kozieradką. Z jej uśmiechu można wywnioskować, że są to owoce jej pracy. Ale mamy tu również do czynienia ze swego rodzaju rewolucją.

Jesteśmy w Masli, wiosce zamieszkanej przez 800 rodzin i położonej w sercu Marathwady, w stanie Maharashtra, 500 kilometrów od stolicy stanu Bombaju (Mumbaju). Region, nękany falami niesłychanych upałów, stał się epicentrum poważnego kryzysu rolniczego: w ciągu ostatnich dwóch lat samobójstwo popełniło tu ponad 6 tys. rolników, doprowadzonych na skraj wytrzymałości przez następujące po sobie susze i permanentne zadłużenie. Zjawisko nabrało ogólnokrajowego wymiaru: jak wynika z danych przekazanych przez władze w maju 2017 r. Sądowi Najwyższemu, od 2013 r. w całych Indiach rokrocznie odbiera sobie życie 12 tys. rolników.

Alternatywa niszczycielskiej modernizacji

Eksperci wskazują również na podupadającą strategię rolną: od 10 lat uprawy żywnościowe ustępują miejsca uprawom komercyjnym, w tym uprawie trzciny cukrowej, rośliny wprawdzie bardziej opłacalnej, lecz wymagającej ogromnych ilości wody. Zgodnie z danymi podawanymi przez władze w latach 2004-2014 z 300 tys. do miliona hektarów zwiększyła się powierzchnia ziemi wykorzystywanej pod uprawę trzciny, która pochłania 70% wód z nawadniania w regionie.

„Mając 5 hektarów ziemi, produkowaliśmy jedynie trzcinę” , opowiada Shaila Shikrant. „Gdy zabrakło wody, wszystko straciliśmy, nie mieliśmy już pieniędzy, żeby wykarmić rodzinę”.  Rolniczka zanurza palce w miskach z ziarnem, delikatnymi gestami miesza je i przesypuje przez palce. Kobiety siedzące wokół niej słuchają z uwagą. Od fali samobójstw, która przetoczyła się przez region w 2014 r., wszyscy biorą przykład z tej pionierki zrównoważonego rolnictwa. „Poprosiłam męża, żeby oddał mi hektar ziemi, bym mogła uprawiać na niej 20 różnych gatunków potrzebujących mniej wody. Chciałam mieć z czego wyżywić rodzinę, gdy interes z trzciną cukrową się nie udał, chciałam powrócić do tradycyjnych metod przy użyciu nawozów naturalnych. Mąż początkowo był sceptyczny, ale w końcu się zgodził. Rok później, gdy zobaczył rezultaty, oddał mi do użytku połowę naszej ziemi”.

Zbiory przewyższyły najśmielsze oczekiwania. Nie tylko zapewniły rodzinie pożywienie, lecz sprzedaż nadwyżki podwoiła roczne dochody rodziny, które wynoszą dziś 6 tys. euro, czyli niemal 4 razy więcej niż wynosi średni dochód rolnika z tego stanu (1600 euro rocznie). Od tego czasu ta 38-letnia kobieta nie przestała poszerzać swojej działalności, nabywając żywy inwentarz, który dostarcza jej nawozów, i sprzedając ekologiczne nasiona w Mumbaju. Ostatnio pokonała kolejny etap – zarejestrowała własne przedsiębiorstwo rolne – „wszystko zapisane na moje imię!”, wyjaśnia otoczona patrzącymi na nią z podziwem sąsiadkami. Dzięki jej radom również one zdobyły nowy status w swoich rodzinach. Jedna z nich nie może się nacieszyć: „Gdy powiedziałyśmy naszym mężom i ich rodzinom, że chcemy uprawiać część ziemi, pokpiwali sobie z nas. Lecz teraz, gdy zarabiamy więcej od nich, patrzą na nas zupełnie inaczej!”

Kobiety budują suwerenność żywnościową

W Maharashtrze, podobnie jak i w innych częściach Indii, kobiety stanowią ponad połowę robotników rolnych, jednak kierowanie uprawą jest domeną niemal wyłącznie mężczyzn, w rękach których pozostaje prawie 80% ziem uprawnych. Tej patriarchalnej tradycji rzucają wyzwanie Shaila Shikrant i jej koleżanki – i nie są w tym osamotnione. Według organizacji pozarządowej Swayam Shikshan Prayog (Doświadczenie Samoedukacji, SSP), wśród 2,3 mln rodzin wiejskich żyjących w okręgu Marathwada, 40 tys. kobiet przejęło w ten sposób kontrolę nad co najmniej jednym hektarem ziemi, by prowadzić na niej uprawy żywnościowe, często porzucone przez mężczyzn. Niektóre z nich były wcześniej przeszkolone przez rządową Agricultural Technology Management Agency (Rolno-Technologiczną Agencję Zarządzania, ATMA) we współpracy z organizacjami pozarządowymi, w tym SSP. Jednak ruch szerzy się sam poprzez powstawanie tysięcy women’s farmers groups, grup wzajemnego wsparcia, których członkinie dzielą się swoją wiedzą oraz częścią swych oszczędności. Od ogrodniczek z Uttar Pradesh po rolniczki uprawiające ryż z Tamil Nadu, kobiety stały się jednym z głównym filarów rozwoju lokalnego w całych Indiach i otrzymują coraz większe wsparcie ze strony uniwersytetów, organizacji pozarządowych i lokalnych władz.

W ciągu niecałych dwóch lat w wiosce Chivuri, 40 kilometrów od Masli, DeltaSakhi Farmer’s Group zgromadziła na wspólnym rachunku ponad 1300 euro. To wielka szansa dla 25 członkiń, których mężowie zaciągali nierzadko pożyczki od lichwiarzy przy oprocentowaniu sięgającym nawet 12%. Teraz, gdy kobiety potrzebują pieniędzy na sfinansowanie jakiegoś przedsięwzięcia, zwracają się do tej grupy, która ma możliwość uzyskania pożyczki od lokalnego banku. Zaś tamtejsi lichwiarze zmuszeni byli zwinąć działalność.

„Mężczyźni są większymi indywidualistami: pracują na własnej ziemi, każdy na swoim kawałku pola, podczas gdy my pracujemy w grupie”, wyjaśnia Vanita Balbhim przewodnicząca grupy, u której odbywa się cotygodniowe zebranie. „I lepiej zarządzamy pieniędzmi!”, dorzuca jej przyjaciółka Lakshmi Brirajdar, wywołując powszechny wybuch śmiechu. „My sprzedajemy nawet za 10 rupii (12 eurocentów), jeśli potrzeba! A gdy chce nam się pić, pijemy herbatę w domu zamiast wyrzucać pieniądze na alkohol!”

Chivuri jest połączona z resztą świata wąską błotnistą drogą, wydeptaną przez stada wychudzonych zebu, i zagubiona między ciągnącymi się jak okiem sięgnąć polami. Pomiędzy domami krytymi blaszanymi dachami wznosi się hinduistyczna świątynia w kształcie stożka, rośnie akacja katechu, której cień służy za miejsce spotkań starszych, oraz mały budynek bez drzwi, z którego dochodzą głosy dzieci recytujących alfabet. W tych zapadłych wioskach, gdzie 30% rodzin żyje poniżej progu ubóstwa, grupy rolniczek przekształcają lokalną gospodarkę, zapewniając sobie samowystarczalność żywnościową oraz dostęp do mikrokredytów – dwóch kluczowych dźwigni rozwoju w czasach kryzysu.

I tak, od kiedy rozpoczęła produkcję ekologicznych owoców i warzyw przed dwoma laty, pani Balbhim jest w stanie zapewnić wyżywienie swojej rodzinie, dokładając ponad 1000 euro do rocznego dochodu rodziny wynoszącego 780 euro. Zaoszczędzone pieniądze pozwoliły na założenie nowego dachu oraz zakup lodówki, a co najważniejsze, na sfinansowanie edukacji jej czterech córek. „Jestem z niej taka dumna” mówi, nie ukrywając emocji jej najstarsza córka, Supriya, studentka informatyki. „Zdecydowała się wyjść z domu, żeby uprawiać swoje pole, a teraz stoi na czele grupy rolniczek… Żadna miejscowa kobieta nigdy tego nie robiła!”

Jak pokonać patriarchat?

W konsekwencji masowej migracji mężczyzn do wielkich miast kobiety-rolniczki zaczynają odgrywać coraz większą rolę dla indyjskiego rolnictwa, nie są jednak w pełni uznane jako takie. „Jeżeli mąż wyjeżdża szukać pracy w mieście, albo umiera, kobieta przejmuje stery. Jednak bez prawnego uznania, kobiety nie mają dostępu do potrzebnych środków, jak choćby pożyczki bankowe, ubezpieczenie czy dotacje rządowe”, ubolewa Soma Parthasarathy, jedna z członkiń-założycielek Mahila Kisan Adhikaar Manch (Makaam), siatki stowarzyszeń na rzecz praw rolniczek. Poprawka z 2005 r. w indyjskim prawie spadkowym gwarantuje Indyjkom równe prawo do własności rodziców, jednakże rzadko jest ona wcielana w życie. „Warunki społeczne niewiele się zmieniły: dziewczyny rzadko domagają się swojego udziału w spadku, ponieważ zachęca się je, by ustąpiły na rzecz mężczyzn z rodziny”, wyjaśnia ta 60-latka i działaczka feministyczna, gdy rozmawiamy w hałaśliwej kawiarni w New Delhi. „Żyjemy w patriarchalnym świecie, w którym mężczyźni nadal kontrolują zasoby, po to, by mieć kontrolę nad kobietami. Trzeba by zrobić znacznie więcej, by im w tym przeszkodzić…” Makaam, wraz z organizacją pozarządową Oxfam, walczy o przyjęcie projektu ustawy złożonego w wyższej izbie Parlamentu w maju 2012 r. przez Monkombu Sambasivana Swaminathana, ojca „zielonej rewolucji” w Indiach. Prawo to pozwalałoby władzom lokalnym łatwiej przyznawać status rolniczki kobietom, które dzierżawią i uprawiają ziemię i unieważniłoby tytuły własności nie zawierające nazwiska żony. Rolniczki przybyłe z całych Indii, w tym wiele wdów po rolnikach, którzy popełnili samobójstwo, powtórzyły to żądanie 20 listopada 2017 r. podczas wielkiej manifestacji rolników przed parlamentem.

Tymczasem emancypacja kobiet ze wsi postępuje w różnym tempie, w zależności od warunków właściwych dla poszczególnych stanów. W regionach, gdzie kryzys gospodarczy zmusza mężczyzn do migracji do miast lub do targnięcia się na swoje życie, jest ona wręcz koniecznością. „Każde nieszczęście jest szansą, żeby posunąć się do przodu: kobiety wykorzystały okazję, jaką dały im długie okresy susz, by przekonać rodziny, że mogą odgrywać rolę liderek”, zauważa Naseem Shaikh, szefowa projektu SSP, z którą spotykamy się w jej biurze w Osmanabadzie (Maharashtrze). Od 3 lat ta organizacja pozarządowa działa jako pośrednik między władzami lokalnymi a grupami rolniczek, którym ułatwia proces formalizacji oraz pomaga w uzyskaniu subwencji. „Praca kobiet mówi sama za siebie, gdy zaczynają napływać pieniądze, to im daje większą siłę negocjacji. Otwarcie konta bankowego i zdobycie kawałka ziemi nastąpią naturalnie, nie trzeba przyspieszać biegu spraw”. Jeden z szefów administracyjnych okręgu Anup Shengulwar nie kryje entuzjazmu: „Jeżeli chodzi o liczbę kobiet-przedsiębiorczyń, to nadal jesteśmy w tyle za stanami z południa kraju, takimi jak Telangana czy Andhra Pradesh, jednak sytuacja szybko się zmienia. Tutaj bardzo boleśnie odczuliśmy skutki suszy. Mężczyźni porzucają pracę na roli, podczas gdy kobiety nadal chcą zajmować się uprawą. Próbujemy więc przeszkolić je możliwie najlepiej. Już teraz zauważalna jest poprawa poziomu ekonomicznego w tutejszych wsiach”.

1/3 rolniczek zarejestrowanych przez SSP ma obecnie w posiadaniu część ziemi należącej do rodziny, a co więcej, kobiety zdobyły społeczną egzystencję. „Wcześniej nikt mnie nie szanował”, wyznaje Rekha Shinde z wioski Hinglajwadi. „Gdy potrzebowałam 10 rupii [12 eurocentów], musiałam prosić o nie 5 dni, nie pozwalano mi również wychodzić domu. Teraz wnoszę do rodzinnego budżetu 10 tys. (125 euro) miesięcznie, pomogłam też 40 kobietom w założeniu własnych firm.” Znakiem ich nowego znaczenia w społeczności, jest wzniesiona przez ratusz w centrum wioski sala zebrań dla grupy samopomocy, której przewodzi Rekha Shinde.

Mężczyźni są właściwie pierwszymi beneficjentami tej nowej równowagi sił: w rodzinach, gdzie kobiety wzięły sprawy w swoje ręce, nie odnotowano jak dotąd ani jednego samobójstwa. „Przedtem w okresie suszy czułem się naprawdę sam”, wyznaje Vishnu Kumbhar, 50-latek o wysuszonej słońcem twarzy. Jego żona Kamal, z 700 euro miesięcznego dochodu oraz narodową nagrodą w dziedzinie mikroprzedsiębiorstw, stała się sławna w okręgu Osmanabadu. Ta wychowana w biedzie córka robotnika najemnego przekształciła 6 hektarów ziemi przy wjeździe do Hinglajwadi w farmę eksperymentalną, a do pracy dojeżdża na skuterze. Zbiornik wody, elektryczny inkubator, staw z algami na paszę dla zwierząt – tej matce dwójki dzieci nigdy nie brak pomysłów. Jej ostatnie przedsięwzięcie: sprowadzenie z sąsiedniego stanu Madhiya Pradesh 500 kur kadaknath – gatunku cennego ze względu na swoje wartości odżywcze – które karmi obserwowana przez ciekawskie dzieci z wioski. „Teraz to ja kieruję się jej radami”, przyznaje pan Kumbhar, śmiejąc się i spoglądając na swoją żonę. „Mam wrażenie, przy moim wsparciu, nie ma przed nią żadnych granic”.

tłum. Ewa Cylwik

Artykuł ukazał się w Le Monde diplomatique (marzec 2018) oraz w Zielonych Wiadomościach nr 29 (lipiec 2018).

Jeśli podoba Ci się to, co robimy, prosimy, rozważ możliwość wsparcia Zielonych Wiadomości. Tylko dzięki Twojej pomocy będziemy w stanie nadal prowadzić stronę i wydawać papierową wersję naszego pisma.
Jeżeli /chciałabyś/chciałbyś nam pomóc, kliknij tutaj: Chcę wesprzeć Zielone Wiadomości.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.