ISSN 2657-9596

Pielęgniarek jest coraz mniej

Julia Kubisa
06/03/2011

Pielęgniarki i położne to najliczniejsza grupa wśród pracowników i pracownic systemu ochrony zdrowia. Od ich pracy zależy nasze życie i zdrowie. Jednak opiekuńczy charakter ich pracy oraz fakt, iż większość w tych zawodach stanowią kobiety, są barierą w walce o właściwy status pielęgniarek i położnych, o dobre warunki pracy i wynagrodzenia. Od początku III RP o swoje interesy muszą walczyć poprzez protesty i strajki.

Pielęgniarek i położnych w Polsce jest coraz mniej. Jak szacuje Naczelna Izba Pielęgniarek i Położnych, różnica między liczbą pielęgniarek wchodzących co roku do zawodu a odchodzących na emerytury jest niekorzystna. W 2011 r. będzie ich o ok. 3 tys. mniej, do 2020 r. łączna różnica może wynieść 67 tys. Studia pielęgniarskie są trudne, a czekająca po nich praca nie należy do wysoko opłacanych, za to z roku na rok staje się coraz bardziej intensywna z powodu malejącej liczby pielęgniarek.

Oba zawody wymagają sprostania rosnącym wymaganiom dotyczącym kwalifikacji i umiejętności, a zarazem stanowią pracę opiekuńczą, której w potocznym odbiorze nie trzeba się uczyć, gdyż umiejętność opieki jest kobietom jakoby „dana z natury”. Praca opiekuńcza na rynku wyceniana jest nisko. Dotyczy to też pielęgniarek i położnych, mimo że ich praca jest jednym z podstawowych elementów systemu ochrony zdrowia.

Intensyfikacja pracy jest niekorzystna dla osób ją wykonujących, jednak w przypadku zawodów opiekuńczych jest również niebezpieczna dla pacjentów. Jeśli na jedną pielęgniarkę na nocnym dyżurze przypadać może nawet 30 pacjentów, bardzo łatwo o zagrażające zdrowiu i życiu sytuacje.

Problemu niedoboru pielęgniarek nie rozwiązuje się systemowo, a raczej metodą „łatania dziur”. Dyrekcje szpitali nie oferują nowych etatów, z przejrzystą siatką wynagrodzeń i klarownym systemem awansów. Wolą zatrudniać na umowy zlecenie pielęgniarki pracujące na stałe w innych placówkach. Tak więc pielęgniarki nie dość, że pracują intensywnie, to jeszcze w wymiarze często znacznie przekraczającym zwykły etat.

Ukoronowaniem metody „łatania dziur” było wprowadzenie kontraktów zamiast umów o pracę. Pielęgniarki przechodzą na samozatrudnienie i dla szpitala stają się podmiotem gospodarczym świadczącym określoną usługę. Na pierwszy rzut oka wygląda to dobrze – zarabiają trochę lepiej. Ale są też negatywne skutki. Samozatrudnieni płacą składkę ubezpieczeniową od 60% średniej krajowej, czyli niższą niż na etacie. Nie obowiązuje ich jakikolwiek limit czasu pracy. Nie muszą pracować w kilku placówkach, ale za to w tej jednej, gdzie mają kontrakt, pracują nawet i 220 godzin miesięcznie. „Kontraktowych” nie chroni kodeks pracy, nie przysługuje im płatny urlop wypoczynkowy, urlop wychowawczy, zwolnienie chorobowe czy okres wypowiedzenia. Są więc bardziej zależne od kontraktodawcy, co szczególnie dotyka pielęgniarek w wieku przedemerytalnym, które np. nie są już tak sprawne fizycznie. Pracując na kontrakty, nie mogą się zrzeszać w związku zawodowym, który ma większą siłę przebicia w walce o prawa pracownicze niż jakakolwiek pojedyncza pielęgniarka.

Plany zniesienia kontraktów pielęgniarskich w szpitalach są zatem dobrym pomysłem. Ale Polska potrzebuje także długofalowej polityki nakierowanej na odtworzenie tego zawodu, który jest przecież jednym z najistotniejszych w życiu każdego człowieka.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.