ISSN 2657-9596
Think Tank Feministyczny

Czy komputeryzacja uratuje klimat

Ewa Charkiewicz , Gośka Maciejewska
10/02/2014

Główny nurt debaty o zmianach klimatu skrupulatnie omija ekonomiczne przyczyny globalnego ocieplenia, w tym związek między akumulacją węgla w atmosferze a akumulacją kapitału. Nie widzi także klimatu z perspektywy ludzi.

Zamiast tego promuje się prawno-finansowe instrumenty, jak prawa do zanieczyszczania i rynki handlu pozwoleniami na emisje i pokłada nadzieje w nowych technologiach. Jednym z „magicznych rozwiązań” kryzysu klimatycznego ma być komputeryzacja. Rola nowych technologii informatycznych w przyspieszeniu i globalizacji produkcji – która skutkuje wzrostem zapotrzebowania na surowce i energię, w tym transport, aby produkty dotarły z odległych fabryk do konsumentów – nie jest brana pod uwagę.

Zapotrzebowanie na energię zwiększają e-bankowość i e-państwo, w tym serwerownie mniej i bardziej tajnych służb, które kompletują dane o obywatelach, swoich i obcych państw, aby ich kontrolować. Toteż nic dziwnego, iż bezpośrednie zużycie energii związane z komputeryzacją i telekomunikacją systematycznie wzrasta. Z niedawnych szacunków wynika, iż ich udział w zużyciu energii wynosi już łącznie 14,7%.

W każdym komputerze czy telefonie komórkowym ucieleśniona jest energia, niezbędna do wydobycia surowców, produkcji urządzenia, dystrybucji, użycia, składowania odpadów czy recyklingu. Koncepcję „energii ucieleśnionej” sformułował ekologiczny ekonomista Robert Costanza w latach 70. XX w. Od tamtej pory wiele ośrodków naukowych i organizacji pozarządowych wyliczało ekologiczny ślad komputera, w tym zapotrzebowanie na energię i na surowce.

Badacze i aktywiści zwracają także uwagę na koszty społeczne – zarówno w sensie zdrowia, jak i utraconych podstaw egzystencji. Koszty te ponoszą lokalne społeczności, tam, gdzie wydobywane są surowce (np. wojny surowcowe o koltan w Demokratycznej Republice Konga), tam, gdzie produkowane i używane są urządzenia, czyli np. w Polsce, czy wreszcie tam, gdzie odbywa się chałupniczy recykling komputerowych odpadów, jak np. w wioskach w południowo-wschodnich Chinach.

Skutki utraty zdrowia i podstaw egzystencji (zdolności do pracy, utrzymania siebie i rodziny czy dostępu do wody pitnej lub nieskażonej ziemi, a tym samym możliwości produkcji żywności na własne potrzeby i lokalne rynki) w efekcie wydobywania surowców czy niskopłatnej, wyczerpującej pracy w dużej mierze obciążają kobiety, na których spoczywa odpowiedzialność za opiekę i reprodukcję życia codziennego. Każdy sprzęt elektroniczny zawiera zatem nie tylko ucieleśnioną energię, ale także ucieleśnioną pracę, w tym opiekuńczą czy reprodukcyjną pracę kobiet, bez której praca najemna nie byłaby możliwa. Kobiety są obecne po dwóch stronach łańcucha wytwarzania takiego sprzętu: niektóre z nich to inwestycyjne bankierki czy dyrektorki firm, większość jednak stanowią pracownice globalnych montowni przemysłu elektronicznego. Te drugie pracują za grosze w warunkach szkodliwych dla zdrowia, nawet do 16 godzin na dobę.

Jak pokazały badania Think Tanku Feministycznego, w specjalnej strefie ekonomicznej LG pod Wrocławiem w południowo-zachodniej Polsce montownie sprzętu elektronicznego jak w soczewce skupiają sprzężone problemy wysysania energii i pracy z ludzi i przyrody. W tajwańsko-chińskiej korporacji Chung Hong (montownia płyt głównych dla LG), zwolnionej z podatków od dochodów i podatków lokalnych (w tym od zajmowanej ziemi) i korzystającej z dotacji do kosztów pracy i obniżek cen prądu (dla przemysłu), kobiety w oparach toksycznych substancji wykonują zawyżone normy za minimalnym wynagrodzeniem (z czego płacą podatki). Zatrudniane są na tymczasowych umowach o pracę lub przez agencje pracy tymczasowej, nie mają przy tym niemal żadnych zabezpieczeń socjalnych, a ich prawa pracownicze są łamane.

Przykład komputeryzacji pokazuje, iż nowe technologie nie są magicznym rozwiązaniem. Potrzebne są fundamentalne zmiany we wzorach produkcji, dystrybucji i konsumpcji na rzecz zmniejszenia presji, jaką m.in. przemysł IT wywiera na środowisko i pracę ludzi. Wymaga to jednak zmian instytucjonalnych. Dopiero wtedy w centrum polityki klimatycznej będzie można postawić godne warunki życia ludzi i odtwarzanie się przyrody. Bez głębokich przeobrażeń i zmiany systemowej nie ma szans na wstrzymanie zmian klimatu.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.