ISSN 2657-9596
GMO w Europie

Co trzeba wiedzieć o GMO

Katarzyna Lisowska
17/09/2012

GMO, czyli genetycznie modyfikowane organizmy (bakterie, rośliny, zwierzęta) tworzy się za pomocą technik laboratoryjnych, niewystępujących w naturze, przy pomocy inżynierii genetycznej. Do materiału genetycznego modyfikowanego organizmu wprowadza się obcy gen. Można np. wprowadzić do bakterii gen człowieka odpowiedzialny za syntezę insuliny, albo do rośliny przenieść gen z bakterii, który koduje toksynę zabójczą dla larw szkodników. W ten sposób można uzyskać zupełnie nowe cechy, których wyjściowy organizm nigdy nie posiadał.

Kontrowersje wokół GMO

Wytwarzanie genetycznie modyfikowanych mikroorganizmów do celów przemysłowych czy farmaceutycznych nie budzi większych kontrowersji. Takie GMO utrzymywane są w warunkach laboratoryjnych, pod ścisłą kontrolą, i nie wydostają się do środowiska.

Wątpliwości i obawy dotyczą genetycznie modyfikowanych roślin uprawnych i zwierząt hodowlanych. Po pierwsze dlatego, że w tym przypadku GMO wkracza do produkcji żywności, a po drugie – produkcja ta odbywa się w środowisku naturalnym. Obawy dotyczą więc bezpieczeństwa zdrowotnego i zagrożeń środowiskowych.

GMO w rolnictwie

Ponad 90% uprawianych obecnie na świecie odmian GMO zawiera jedynie dwa rodzaje modyfikacji. Jedna z nich powoduje oporność na środki chwastobójcze, a druga – zdolność syntezy bakteryjnej toksyny Bt, która niszczy szkodniki upraw. Najczęstszą marką handlową roślin odpornych na herbicyd są odmiany Roundup Ready (Monsanto). Są one odporne na herbicyd Roundup, produkt tej samej firmy. Modyfikacja pozwala stosować opryski herbicydowe w czasie sezonu wegetacyjnego. Chwasty giną, a uprawy GMO tolerują herbicyd.

Wbrew rozpowszechnionym opiniom, GM odmiany roślin odpornych na suszę i inne zmiany klimatyczne, mogące rosnąć na glebach zasolonych, jak również słynny „złoty ryż” wzbogacony w prowitaminę A, wciąż pozostają w sferze badań laboratoryjnych i nie są dopuszczone do uprawy ani do spożycia. Przemysł biotechnologiczny nie jest zainteresowany komercjalizacją roślin odpornych na suszę, zasolenie gleby, chłód itp. – ze względu na ich „niedostateczny potencjał marketingowy”.

GMO na świecie

Na podstawie raportów ISAAA można stwierdzić, że największymi producentami zbóż GMO są: USA (69 mln ha), Brazylia (30,3 mln ha), Argentyna (23,7 mln ha), Kanada (10,4 mln ha) oraz Indie (10,6 mln ha).

Producentami na średnią skalę są: Chiny (3,9 mln ha), Paragwaj (2,8 mln ha), Pakistan (2,8 mln ha), Republika Południowej Afryki (2,3 mln ha), Urugwaj (1,3 mln ha), Boliwia (0,9 mln ha), Australia (0,7 mln ha), Filipiny (0,6 mln ha), Burma i Burkina Faso (0,3 mln ha), Meksyk (0,2 mln ha) oraz Hiszpania (0,1 mln ha).

Pozostałe kraje, w których odnotowano uprawy GMO, mieszczą się w stawce „poniżej 0,05 mln ha”. Przy czym są wśród nich również kraje takie jak Niemcy, w których w 2011 r. uprawiano wyłącznie ziemniak Amflora i na powierzchni… zaledwie 2 hektarów. Inne kraje to: Honduras, Kostaryka, Kolumbia, Chile, Egipt, Niemcy, Czechy, Portugalia, Hiszpania, Szwecja, Rumunia, Słowacja i Polska.

Wbrew unijnym przepisom o koegzystencji upraw tradycyjnych i modyfikowanych polskie uprawy GMO nie są rejestrowane przez żadne instytucje państwowe i nikt w rzeczywistości nie wie, gdzie one są, ani jaką zajmują powierzchnię. Media mówią o 3 tys. ha, powtarzając te liczby za organizacjami związanymi z biotechnologią (np. Polska Federacja Biotechnologii czy ISAAA). Uprawy takie rzeczywiście istnieją, co udało się wykazać aktywistom Greenpeace w 2010 r., którzy wykonali odpowiednie testy biochemiczne na polu kukurydzy pod Raciborzem. Ich łączny obszar jest jednak jedynie tematem spekulacji, a nawet może celowo być zawyżany przez lobby GMO.

GMO w Europie

W UE wolno uprawiać dwie rośliny GMO: kukurydzę MON810 (odporną na szkodniki) i przemysłowego ziemniaka Amflora. Osiem krajów UE wprowadziło zakaz uprawy kukurydzy MON810 – Francja, Niemcy, Włochy, Austria, Grecja, Luksemburg, Bułgaria i Węgry. W Szwajcarii w wyniku ogólnonarodowego referendum obowiązuje moratorium na wszelkie uprawy GMO. Ziemniak Amflora praktycznie w ogóle nie został wprowadzony do produkcji. W 2011 r. uprawiano go łącznie na powierzchni 18 ha (16 ha w Szwecji i 2 ha w Niemczech). Firma BASF ogłosiła niedawno, że wycofuje się z komercjalizacji Amflory w Europie, a także przenosi poza Europę swoje laboratoria badawcze. Dane ISAAA (międzynarodowej organizacji promującej biotechnologię) za 2011 r. pokazują, że w Europie uprawiano GMO tylko w 8 krajach i na łącznym obszarze poniżej 0,1% całej ziemi uprawnej.

Unijny rejestr żywności i pasz GMO, które wolno importować do Europy, obejmuje 7 pozycji. Są to: soja, kukurydza, rzepak, bawełna, ziemniak Amflora, burak cukrowy oraz paszowa pulpa z GM bakterii i drożdży.

GMO w Europie
GMO w Europie

Wbrew zatem temu, co sugerują podprogowo ilustracje zamieszczane zazwyczaj w artykułach o GMO, nie ma na europejskim rynku żywności genetycznie modyfikowanych pomidorów, truskawek ani innych warzyw i owoców. Głównym GM produktem, z jakim możemy się zetknąć w żywności, jest soja i jej pochodne, jak białko sojowe czy lecytyna. O ile w Polsce, tak jak w całej Europie, jest obowiązek znakowania produktów zawierających powyżej 0,9% domieszki GMO, można mieć wątpliwości, czy jest on przestrzegany w odniesieniu do przetworzonej żywności zawierającej dodatek białka sojowego. Z kolei dodatek skrobi modyfikowanej (np. kukurydzianej) bywa często przez konsumentów mylony z GMO, chociaż w tym przypadku chodzi o chemiczną modyfikację skrobi, a nie genetyczną modyfikację rośliny.

W Europie nie ma więc zalewu żywności GMO i jej asortyment jest mocno ograniczony. Pozostają jednak wątpliwości, czy polski konsument ma zagwarantowane prawo wyboru, gdyż obowiązek znakowania żywności GMO może nie być przestrzegany. Wiadomo też, że w Polsce, tak jak i w USA, wywierane są naciski na producentów, aby nie stosowali oznakowań w rodzaju „nie zawiera GMO”, co jakoby godzi w wolny rynek i konkurencję (sic!). Nic z takich nacisków nie robi sobie Ukraina, gdzie panuje wyraźna moda na oznaczenia „bez GMO”. Można je spotkać na wielu produktach spożywczych, a nawet… na papierze toaletowym.

Czy żywność GMO jest bezpieczna dla zdrowia?

Decyzje polityczne w sprawie GMO podejmowane są na całym świecie w oparciu o przesłanki ekonomiczne, jednak opinia publiczna jest najbardziej zainteresowana zagadnieniami zdrowotnymi i te kwestie są przedmiotem gorącej debaty. W mediach dominuje dwojaki, sprzeczny przekaz: przeciwnicy GMO kładą duży nacisk na możliwe zagrożenia zdrowotne, zaś zwolennicy biotechnologii rolniczej twierdzą, że udowodniono brak zagrożeń ze strony genetycznie modyfikowanej żywności.

W niedawnym czasie wykonałam analizę kilkunastu polskich prac badawczych dotyczących GMO, zwracając w szczególności uwagę na ich założenia metodyczne. Przeanalizowałam też, w jaki sposób wyniki tych badań są omawiane i interpretowane w różnych sprawozdaniach i popularnych opracowaniach oraz w mediach. Okazuje się, że jako dowód bezpieczeństwa żywieniowego GMO powszechnie cytuje się badania z zupełnie innego zakresu. Np. badania dotyczące wydajności produkcyjnej pasz GMO, w których w ogóle nie oceniano wpływu GMO na zdrowie, tylko zużycie paszy w tuczu zwierząt (ile paszy musi zjeść brojler, aby osiągnąć wagę 2 kg). Część badań rodzi zastrzeżenia metodologiczne, np. ziarno roślin odpornych na herbicyd używane w badaniach pokarmowych pochodzi z roślin uprawianych bez stosowania oprysków herbicydowych. Taki eksperyment nie ocenia rzeczywistego narażenia zwierząt i konsumentów.

W sprawozdaniach i opracowaniach popularyzatorskich częstą praktyką jest powoływanie się na dane niepublikowane, które nie przeszły procesu recenzji naukowej. A zatem zwolennicy GMO stosują inną miarkę do siebie niż do przeciwników, którym takie postępowanie natychmiast wypominają i piętnują. Tak było w przypadku badań rosyjskiej badaczki Iriny Ermakovej, która obserwowała negatywny wpływ soi GMO na zdrowie szczurów, ale swoich wyników nigdy nie opublikowała w recenzowanym czasopiśmie, tylko pokazywała na konferencjach naukowych. Te badania zostały zdyskredytowane jako niewiarygodne i nikt dziś się na nie nie powołuje. Jednak gdy chodzi o poparcie tezy, że „żywność GMO jest bezpieczna”, najwyraźniej obowiązują inne kryteria.

Przekaz o rzekomo udowodnionym braku zagrożeń zdrowotnych ze strony żywności/pasz GMO, jaki dociera do opinii publicznej i decydentów, nie jest obiektywny. Z kolei lektura światowej literatury naukowej dotyczącej bezpieczeństwa GMO dostarcza mieszanych wniosków. Są zarówno publikacje, w których udowadnia się, że karma GMO jest bezpieczna, jak i takie, w których obserwuje się odchylenia od normy fizjologicznej u zwierząt karmionych GMO. Na szczególną uwagę zasługuje metaanaliza wykonana przez zespół prof. Seraliniego z Uniwersytetu Caen we Francji, który przeanalizował ponownie wyniki 19 wcześniejszych prac innych zespołów badawczych i dopatrzył się statystycznie znamiennych odchyleń u zwierząt doświadczalnych. Nieznaczne zaburzenia dotyczyły najczęściej parametrów pracy nerek i wątroby.

Należy zatem podsumować, że za wcześnie dziś na ocenę, czy żywność/pasza GMO jest całkiem bezpieczna. Na razie zbyt krótki jest okres obserwacji, a wyniki badań naukowych nie są zgodne. Mimo wszelkich starań, jakich dokładają koncerny biotechnologiczne i szeroko rozumiane lobby GMO, aby zdeprecjonować każdego naukowca, który podważa aksjomat o bezpieczeństwie GMO, zbyt wiele jest niepokojących sygnałów, aby można je było całkowicie zlekceważyć.

Pestycydy w żywności GMO

Coraz więcej danych naukowych wskazuje, że herbicydy takie jak Roundup mogą powodować wady rozwojowe i problemy z płodnością. Nie wiadomo dotąd, jakie działanie może mieć toksyna Bt w organizmie człowieka. Niepokojący jest z pewnością fakt, że zarówno Roundup, jak i toksyna Bt przenikają do krwi człowieka. Jeszcze niedawno sądzono, że toksyna Bt ulega degradacji w pH soku żołądkowego i że ssaki nie mają w jelitach receptorów pozwalających wchłaniać to białko. Dziś już wiadomo, że jest inaczej.

Kanadyjscy badacze przeanalizowali próbki krwi pobrane od 30 ciężarnych kobiet i ich nowo narodzonych dzieci oraz od 39 kobiet niebędących w ciąży. W próbkach poszukiwano herbicydów i produktów ich metabolizmu oraz białka Bt. Toksynę Bt wykryto u 93% przebadanych matek i u 80% noworodków, a także u 69% kobiet niebędących w ciąży. Metabolit jednego z herbicydów (kwas 3-MPPA) znaleziono we krwi u wszystkich ciężarnych i u wszystkich noworodków (100%). Te dane wskazują, że żywność wytworzoną w technologii GMO trudno uznać za zdrową.

Koegzystencja upraw tradycyjnych i GMO

Doświadczenia krajów, w które najdłużej obecne są uprawy GMO, pokazują, że skuteczna ochrona przed zanieczyszczeniem jest praktycznie niemożliwa. Światowy rejestr przypadków skażenia tradycyjnych upraw i żywności domieszką GMO notuje rocznie kilkadziesiąt takich przypadków (www.GMcontaminationregister.org). Skalę problemu pokazuje przykład Japonii, gdzie w ogóle nie uprawia się roślin GMO, a dziko rosnące rośliny GM rzepaku znaleziono w portach morskich i na poboczach dróg. Prawdopodobnie zanieczyszczenie pochodzi z importowanych nasion, zgubionych podczas transportu do zakładów olejarskich. Udokumentowano także zjawisko krzyżowania się transgenicznego rzepaku (Brassica napus) ze zdziczałymi populacjami blisko spokrewnionych gatunków, B. rapa i B. juncea.

Coraz częściej rolnicy tradycyjni dochodzą odszkodowań w sądach. 21 marca 2011 r. niemiecki oddział Bayer AG został obciążony odszkodowaniem 136,8 mln dol. dla rolniczej spółdzielni Riceland Foods z Arkansas za zanieczyszczenie przed 4 laty produkowanego przez nich ryżu. Zanieczyszczenie domieszką GMO spowodowało utratę rynków zbytu i możliwości eksportowych.

Na koszt upraw GMO coraz większy wpływ ma także nasilające się zjawisko powstawania odporności chwastów na herbicydy stosowane w uprawach GMO oraz uodparnianie się szkodników upraw na odmiany Bt.

Sytuacja prawna w Polsce

Ramowe stanowisko rządu z 2008 r. głosi, że Polska dąży do tego, aby być krajem wolnym od GMO w zakresie rolnictwa. W rzeczywistości to stanowisko pozostaje martwe, a przepisy prawne niespójne.

Kwestii GMO dotykają trzy akty prawne: ustawa o GMO, ustawa o nasiennictwie i ustawa o paszach. Każda z nich wymaga nowelizacji lub wprowadzenia nowych, skutecznych rozporządzeń wykonawczych. W ustawie nasiennej jest wpisany zakaz obrotu ziarnem GMO, ale nie ma zakazu uprawy takich roślin. Ustawa o GMO z 2001 r. nie odnosi się w ogóle do kwestii upraw, która pojawiła się dopiero po wejściu Polski do UE. W tej sytuacji niektórzy rolnicy przywożą ziarno GMO zza granicy i uprawiają je na swoich polach, a prokuratura nie widzi w tym znamion przestępstwa. Aby zatem wdrożyć ramowe stanowisko rządu, należałoby wprowadzić zakaz uprawy roślin GMO. Mimo wielu przedwyborczych obietnic ministerstwo rolnictwa do dziś takiego zakazu nie wydało.

Z kolei ustawa o paszach wprowadza zakaz importu pasz GMO do Polski, jednak wciąż nie stworzono skutecznych mechanizmów pozwalających uniezależnić się od importu i dlatego vacatio legis dla tego zapisu jest co jakiś czas przesuwane. Lobby GMO działa na tyle skutecznie, że polska produkcja zwierzęca jest niemal w całości uzależniona od importowanej z Argentyny i USA modyfikowanej śruty sojowej: import wynosi ok. 2 mln ton rocznie i wart jest ponad 3 mld zł. Walka toczy się zatem o to, czy ten niebagatelny strumień finansowy popłynie za ocean, czy do kieszeni polskich rolników, ewentualnie innych producentów białka nie-GMO. Również istniejący rządowy projekt wspierania rodzimej produkcji białka paszowego jest torpedowany przez to lobby, a paszarnie korzystające z licznych zachęt do zakupu soi GMO nie są zainteresowane produkcją pasz z rodzimych komponentów (rzepak, bobik itp.) lub z importowanej soi tradycyjnej (z Ukrainy czy Chin).

Czy Polska może wprowadzić zakaz upraw GMO?

Podczas Forum Debaty Publicznej zorganizowanego przez prezydenta Komorowskiego cała Polska mogła usłyszeć, że zakaz upraw GMO jest możliwy. Prawniczka z MSZ przedstawiała analizę, z której wynika, że unijne prawo pozwala na wprowadzenie zakazu bez narażania Polski na kary finansowe. Dziwnym trafem informacji tej nie podchwyciły media. Najwyraźniej nie mają też zamiaru skorzystać z niej politycy, dla których ta analiza została sporządzona.

Jedna możliwość wprowadzenia zakazu wynika z art. 23 dyrektywy 2001/18/WE, który zawiera tzw. klauzulę ochronną, umożliwiającą państwom członkowskim wprowadzenie tymczasowego ograniczenia lub zakazu stosowania i sprzedaży konkretnego GMO. Niektóre państwa UE skutecznie ograniczyły stosowanie GMO na swoim terytorium w oparciu o tę klauzulę.

Kolejna możliwość jest specyficzna dla Polski i wynika z korzystnego dla nas wyroku Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w sprawie T-69/08. Wyrok ten daje Polsce możliwość ustanowienia zakazu upraw roślin genetycznie zmodyfikowanych na terytorium kraju, z zastrzeżeniem możliwości takich upraw w strefach wyznaczanych przez ministra rolnictwa.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.