ISSN 2657-9596

Walka bez reguł, czyli – koko euro spoko

FELIETONY SPORTOWE
11/05/2012

Dziś, czyli w sobotę, 12-go maja 2012, wieczorem odbędzie się ważne dla mnie wydarzenie sportowe: KSW 19 czyli kolejna wielka gala MMA (wszechstylowych sztuk walki). Z tej okazji przeglądam jak zwykle zawartość internetu, lecz nie nowości z wczoraj, tylko materiały sprzed roku i więcej. Ciekawi mnie, jak wytrzymują próbę czasu opinie wypowiadane wówczas, bo MMA to dyscyplina rozwijająca się bardzo dynamicznie. Oto zarejestrowany program telewizyjny sprzed trzech lat; Włodzimierz Szaranowicz, znany komentator sportowy mówi do kamery: „nie sądzę, by można było w tym widzieć sport, to raczej jest bliższe walkom gladiatorów”. I dodaje, że MMA nie pasuje do idei olimpizmu. „Nawet tego starożytnego” – mówi i zaraz zanurza się w jakąś pokrętną dygresję, bo przecież zna historię olimpiad starożytnych i wie, że tam MMA pasuje, jak ulał. A za to kompletnie nie pasuje do starożytnej idei olimpijskiej 80% współczesnego przemysłu sportowego.

Wyjaśniam cierpliwie Panu Redaktorowi: MMA to nie „walka bez reguł”, jak słyszymy czasami od dziennikarskich analfabetów, ale połączenie w jednej dyscyplinie wszystkich stylów sportowej walki wręcz i niczego ponad to. W MMA jest dozwolone tylko to, co jest dozwolone w którymś z innych, od dawna uznanych, sportów walki. Nowość polega tylko na tym, że tutaj jest to dozwolone na raz. Wolno uderzać jak w boksie, kopać jak w karate, chwytać i obalać, jak w zapasach, zakładać dźwignie i duszenia, jak w judo i robić sto innych rzeczy. Ale to nie chaotyczna bijatyka z wkładaniem sobie palców do oczu i gryzieniem. To bardzo trudna i pełna technicznej finezji sztuka, obwarowana ścisłymi regułami, jak każdy sport. Nie ma we wszechstylowych sztukach walki nic brutalniejszego, niż w piłce nożnej. Kontuzji w futbolu jest więcej i są niebezpieczniejsze.

Po redaktorze Szaranowiczu wypowiada się jakiś rozsądny psycholog: w każdym z nas drzemie instynkt walki. U jednych jest bardziej stłumiony, u innych mniej. Wielu sublimuje ten instynkt w destrukcyjne zachowania w relacjach osobistych, czy w biznesie: znęcają się nad bliskimi, bezlitośnie wykańczają konkurencję. Chyba już uczciwiej jest nie kryć agresji pod maską cywilizacyjnych usprawiedliwień, tylko wytłuc ją z siebie na ringu czy w klatce. Walcząc w formule MMA – niech mi uwierzą na słowo ci, co nie spróbowali – ma się absolutne poczucie obcowania z niezafałszowaną sprawiedliwością starożytnego sportu: wygrywa lepszy.

Zupełnie inaczej jest w sporcie współczesnym. Już od kilku tygodni co przytomniejsza prasa bije na alarm: w związku z mistrzostwami piłkarskimi UEFA zażądała od Polski zawieszenia części praw obywatelskich i Polska się zgodziła. Teraz widać, jak to wygląda w praktyce: właśnie dowiadujemy się, że władze Warszawy usuwają z trasy lotnisko-stadion wszystkie reklamy nie podobające się UEFA. Czyli – wszystkie, oprócz jej oficjalnych sponsorów. To nie szkodzi, że suszysz prywatną koszulkę z reklamą „Tyskiego” na własnym, prywatnym balkonie: musisz ją usunąć, bo nie podoba się ona pewnej prywatnej korporacji. A przyjdą to wyegzekwować wcale nie jej prywatni ochroniarze, tylko – państwowa policja utrzymywana z twoich podatków, którą na ten czas rząd i sejm wynajęły UEF-ie. Olimpizm współczesny, aż miło. Piłka nożna wyróżnia się spośród innych gier zespołowych tym, że jest najbardziej zmaskulinizowana. W siatkówce i koszu kobiece reprezentacje są nie mniej znane od męskich, a w futbolu kobiety są na kompletnym marginesie. Poza tym piłka nożna ma najbardziej agresywnych kiboli (słyszał kto o ustawkach fanów siatkówki?), otwarcie głoszących poglądy faszystowskie i rasistowskie. No i – najbardziej skorumpowanych działaczy, od centrali do okręgówki młodzików. To tutaj, a nie w MMA, jest „walka bez reguł”: wygrywa ten, kto sędziemu postawi skrzynkę wódki, chyba, że przeciwnik się odwoła i postawi komisji arbitrażowej dwie skrzynki. I – o ile pamiętam – redaktorowi Szaranowiczowi nie przeszkadzało to nigdy komentować futbolu.

Ja tam wolę MMA. Oto moje prywatne typy: życzę Borysowi Mańkowskiemu zwycięstwa nad Marcinem Naruszczką: Borysowi należy się, bo walczy pięknie. W pojedynku kobiecym nie mam faworytki: Chojnowska i Suska, to dwie dobre zawodniczki, walczące dość podobnie. Więc zobaczymy. Gdybym musiał, typowałbym Chojnowską, ale szanse są wyrównane. Za to liczę, że Aslambek Saidov pokona Grigora Aschugbabjana, choć łatwo nie będzie. Matt Horwich niestety zleje Antka Chmielewskiego; przewiduję, że zdominuje go atletycznie w parterze i nie będzie to ciekawa walka. Michał Materla powinien sobie koniec końców poradzić z bardzo dobrym Jayem Silvą, ale przewiduję długą i wyrównaną walkę we wszystkich płaszczyznach. Rodney Wallace nie powalczy długo Mamedem Khalidovem: obstawiam, że ulegnie przez poddanie w końcówce pierwszej rundy. No i wreszcie Mariusz Pudzianowski – oby zwyciężył Boba Sappa (którego – wbrew frustratom pisującym komentarze na forach – nigdy nie wolno lekceważyć). Kibicuję Mariuszowi, bo choć przecież jest nadal początkującym wojownikiem, to pracuje nad sobą ciężej, niż jakikolwiek inny zawodnik.

A więc: Mańkowski, Chojnowska, Saidov, Horwich, Materla, Mamed, Pudzian. Czy moja przepowiednia się sprawdzi? Nic pewnego, bo to uczciwy sport, nie ma w nim z góry znanych pewniaków i w tym cała jego uroda. A mistrzostwa piłkarskie? A no – przepraszam za wyrażenie – koko spoko euro głęboko!

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.