ISSN 2657-9596

Wybory w Holandii – cisza przed burzą?

Tom Vasseur
15/03/2017

15 marca Holenderki i Holendrzy udadzą się do lokali wyborczych by wybrać nową Izbę Reprezentantów. To kolejne po austriackich wyborach prezydenckich z zeszłego grudnia istotne głosowanie w Europie.

Kampania okazała się jednak zaskakująco banalna. Czy powrót do politycznej „normalności” to fakt czy może fasada, która wkrótce runie i odsłoni głębsze zmiany?

Nowe tysiąclecie charakteryzowało się gwałtowną sceną polityczną oraz rządami, którym ciężko było dokończyć swoją kadencję – przynajmniej do tej pory. Po raz pierwszy od 19 lat sztuka ta udała się ostatniemu holenderskiemu rządowi. Co ciekawe większość partii politycznych skupiała się w trakcie tegorocznej kampanii na typowych tematach wyborczych, takich jak ochrona zdrowia, reforma systemu emerytalnego czy edukacja.

Brzmi to na krótkowzroczność politycznego establishmentu, ale sondaż publicznego nadawcy wskazał, że zainteresowanie elektoratu kwestiami integracji etnicznej oraz migracji jest tylko nieco wyższe niż ochroną zdrowia.

Zażarte dyskusje wokół migracji przycichły po tym, jak układ między Unią Europejską a Turcją znacząco zmniejszył (kosztem praw człowieka) napływ imigrantów i uchodźców w roku 2016. Choć temat był obecny w trakcie kampanii nie zdołał stać się jej głównym wątkiem.

W ich miejsce wskoczyły mgliście zdefiniowane „normy i wartości”, które po raz pierwszy zostały wprowadzone w trakcie pierwszej kadencji premiera Balkenendego na początku XXI wieku.

Rzucała się w oczy nieobecność kwestii, które dominowały w ostatnich latach w politycznych dyskusjach. Stan Unii Europejskiej, unijna polityka graniczna czy zachowanie stabilności ekonomicznej nie były szeroko debatowane.

Choć wybór Donalda Trumpa doprowadził do erupcji prognoz dotyczących wpływu sytuacji w Stanach Zjednoczonych na Holandię (i vice versa) nie doprowadził on do sporów wokół pomysłu na przemyślenie stosunku kraju wobec NATO oraz idei europejskiej współpracy obronnej.

Jeszcze bardziej widoczna była nieobecność tak fundamentalnych kwestii jak zmiany klimatu (Holandia ma w tej kwestii swoje za uszami) czy konieczność zmian w polityce społecznej z powodu postępującej automatyzacji.

Tegoroczne wybory i brak debaty nad typowymi, przedwyborczymi tematami wiąże się z faktem, że żadnej z partii nie udało się zaproponować mocnej narracji, do której pozostałe byłyby zmuszone się odnieść.

Zamiast tego obserwowaliśmy niemal postmodernistyczną kampanię niepowiązanych ze sobą opowieści. Czarne wizje kraju doprowadzonego do ruiny przez establishment mieszały się z historiami o udanym przejściu przez okres niepokojów oraz przestrzeganiem przed obrazoburczą skrajną prawicą, chcącą przejąć władzę w kraju.

Wzrost Zielonych, stagnacja lewicy

Jednym z ważnych wątków tegorocznych wyborów jest wzrost poparcia dla holenderskiej partii ekopolitycznej – Zielonej Lewicy (GroenLinks). Pod przewodnictwem Jesse Klavera – który objął jej ster po Bramie van Oijku – urośli w sondażach i mają szansę stać się największym lewicowym ugrupowaniem.

Wzrost ten to w dużej mierze efekt charyzmatycznego przywództwa Klavera. Świadomie skupiająca się na nim strategia medialna i spersonalizowanie przekazu przypomina Justina Trudeau czy Baracka Obamę. Jego przezwisko – Jessias, mające odwoływać się do „Mesjasza” – przywołuje historyczne (i złowieszcze) porównanie ze wczesnym Tony’m Blairem.

Strategia kampanijna jego i jego partii skupiała się na szeregu tłumnie uczęszczanych „meet upów” – wieców wyborczych w do tej pory niespotykanym w Holandii formacie – a także na bardzo aktywnej kampanii w mediach społecznościowych, stawiającej za cel próbę stworzenia szeroko dzielonych (wiralnych) przekazów skupiających się na osobie lidera.

Jego opowieść brzmi znajomo.

Mówi on o trwającej przez ostatnie 30 lat dominacji neoliberalnego dogmatyzmu oraz o populistycznej prawicy jako reakcji na ten stan rzeczy. W przeciwieństwie do Geerta Wildersa czy SP (Partii Socjalistycznej) nie proponuje jednak powrotu do starej formy narodowego państwa dobrobytu.

Stojący za nim program skupia się wokół ambicji uczynienia Holandii liderką polityki klimatycznej i zielonej gospodarki, walki z nierównościami społecznymi i ekonomicznymi oraz nad polityką skupiającą się nie tyle na osiąganiu łatwych do zmierzenia celów, co na budowie jej bardziej ludzkiego oblicza.

Cele te miałyby być osiągnięte poprzez zamykanie elektrowni węglowych i wprowadzenie w życie zasady „zanieczyszczający płaci” w polityce klimatycznej, a także za pomocą narzędzi ekonomicznych w rodzaju walki z unikaniem opodatkowania, wyższych podatków kapitałowych oraz podnoszenia płac przez przedsiębiorstwa. Mają one stanowić praktyczną realizację wizji bardziej „ludzkiej” polityki.

Przez program Zielonej Lewicy w kwestiach takich jak ochrona zdrowia czy edukacja przewija się też kwestia zmniejszania obciążeń biurokratycznych i większego zaufania wobec obywatelek i obywateli.

Jeśli trendy sondażowe znajdą odzwierciedlenie w wynikach wyborczych skutki będą bardzo doniosłe. Są zresztą odczuwalne już teraz.

Relacje między partiami lewicowymi w ostatnich dwóch dekadach w dużej mierze opierały się na liczebności ich reprezentacji parlamentarnej.

Partia Pracy (PvdA) zawsze – i dość natarczywie – prezentowała się jako liderka lewicy. Podczas gdy do niedawna była to rzeczywistość wyborcza już wkrótce może się okazać, że trzy z czterech partii lewicowych mogą być mniej więcej tej samej wielkości.

Efektem tej sytuacji jest zmieniająca się dynamika wokół nawoływań do „lewicowej współpracy”. To oportunistyczne hasło wychodziło ze strony Partii Pracy i do tej pory miało na celu raczej podkreślenie jej dominującej pozycji niż tworzenie równorzędnej koalicji.

Ostatnimi czasy coraz częściej podnosi je Klaver. Najlepszym przykładem był jego teatralny gest wobec nowego lidera PvdA, Lodewijka Asschera, którego poprosił o uściśnięcie dłoni i obiecanie powołania do życia lewicowego rządu po wyborach. Asscher nie skorzystał z oferty – nie mógł tego zrobić, bo sygnalizowałoby to symboliczne podporządkowanie socjaldemokratów zielonym.

Zmiany na lewicy mogą cieszyć Zielonych, ale jej ogólny stan w Holandii nie jest najlepszy. Nowy układ sił nie przełożył się na wzrost jej znaczenia. Zamiast tego doszło do spadku zsumowanego poparcia dla czterech partii parlamentarnej lewicy – Zielonej Lewicy, Partii Socjalistycznej, Partii Pracy oraz Partii Ochrony Zwierząt (PvdD).

W ostatnich latach byliśmy świadkami stopniowej utraty znaczenia socjaldemokratów i ich politycznego projektu, jakim jest państwo dobrobytu. PvdA w ciągu ostatnich 20 lat traciła członkinie i członków.

Ostatnie lata, kiedy współtworzyła koalicję rządową z konserwatywnymi liberałami, były dla niej szczególnie niepomyślne. W roku 2014 odniosła porażkę w wyborach samorządowych – m.in. po raz pierwszy od niemal wieku straciła kontrolę nad Amsterdamem. Wszystkie sondaże wskazują na to, że uzyska mniej niż 15 ze 150 miejsc w parlamencie. Jeśli tak się stanie ich reprezentacja będzie porównywalnej wielkości z tą, jaką mieli w roku 1909.

Rozkład projektu socjaldemokratycznego nie przełożył się na tryumf nowolewicowego.

Choć charyzmatyczna polityka Klavera pomogła w umocnieniu pozycji ruchu ekopolitycznego na lewicy nie udało się jej odświeżyć pozycji lewicy jako całości. Poza polityką klimatyczną postulaty Zielonej Lewicy – skądinąd słuszne – składają się na projekt stopniowych ulepszeń. Zamiast tego potrzebna jest jednak wizja, która będzie w stanie odpowiedzieć na wspomniane wcześniej tematy, które znalazły się na uboczu tegorocznej kampanii przedwyborczej.

Nacjonalistyczny skręt

Innym zauważalnym trendem był wzrost znaczenia nacjonalistycznej opowieści, jaką Wilders narzucił holenderskiej polityce.

W tegorocznej kampanii partie polityczne przyjęły znacząco mniej proeuropejskie pozycje. Najśmielsze z nich (socjalliberałowie, Zielona Lewica) zdecydowały się na mniej aktywne promowanie integracji europejskiej oraz zapewnianie, że duma narodowa sama z siebie nie jest niczym zdrożnym. Większość pozostałych formacji mocno odeszła od promowania dalszej integracji.

Tradycyjne partie politycznego centrum – PvdA, konserwatywni liberałowie (VVD) oraz chadecy (CDA) – mówią o wstrzymaniu się na dzień dzisiejszy z pogłębianiem Unii. Asscher okazał się najgłośniejszym orędownikiem tego stanowiska, zamiast tego skupiając się na promowaniu wizji „postępowego patriotyzmu”.

Celem tej dość ogólnikowej wizji zdaje się potwierdzenie prymatu szczebla narodowego dla tworzenia lepszych sieci zabezpieczeń społecznych, co brzmi podobnie do postulatów SP i Wildersa. Kończy się ona nietypową mieszanką podkreślania „wartości holenderskich” przy jednoczesnej próbie pozostania inkluzywną oraz proponowanie zmian w europejskiej polityce zmierzających do ograniczenia skali migracji zarobkowej (1).

Pomimo retorycznych zapewnień o sprzeciwie wobec dalszej integracji zakłada się, że partie te poprą pewne inicjatywy w tym zakresie – o ile nie będą one znacząco zmieniać już istniejących instytucji oraz relacji władzy wewnątrz UE.

Po drugiej stronie mamy partie, chcące zupełnie wywrócić aktualny porządek instytucjonalny Unii na rzecz jej pełnego powrotu do poziomu międzyrządowego. W grupie tej są mniejsze partie chrześcijańskie, ale również Partia Socjalistyczna – dawniej mocno eurosceptyczna, nigdy jednak nie przedstawiająca całościowego programu reform UE. Wilders pozostaje jedynym znaczącym adwokatem jej opuszczenia.

Innym wymiarem odczuwalnego zwrotu ku nacjonalizmowi jest rozwój żywotnego, głównie prawicowego, politycznego marginesu. Składającym się nań partiom przewodzą twarze holenderskiego referendum w sprawie umowy stowarzyszeniowej UE-Ukraina, pozycjonujące się jako bardziej akceptowalna alternatywa dla Wildersa.

Lewicowym wyjątkiem – paradoksalnie będącym efektem wspomnianego zwrotu – jest DENK, reprezentująca interesy mniejszości. Powstała ona po tym, jak dwóch posłów PvdA wystąpili z ugrupowania z powodu jego polityki wobec kwestii integracji osób migrujących.

Strategia stworzenia elektoratu z osób o mniejszościowym pochodzeniu, w szczególności tureckich Holenderek i Holendrów, ma szansę na wyborczy sukces wyłącznie w aktualnym, nacjonalistycznym otoczeniu politycznym.

Cisza przed burzą?

Choć poza Holandią najistotniejszym elementem kampanii zdaje się być potencjalny sukces partii Wildersa – PVV – wewnątrz kraju sprawa nie jest taka oczywista. Niełatwo jest wskazać główną oś tegorocznej kampanii.

Poza ogólnym wrażeniem jej zwyczajności i okresowym natężeniem akcji, przy bliższym spojrzeniu może się jednak okazać, że mieć będą spore konsekwencje polityczne. Być może mieć będziemy do czynienia z kolejnym niepowodzeniem ze strony głównego nurtu i okaże się, że kwestie integracji mniejszości etnicznych jednak były dla większości elektoratu najważniejszą kwestią.

Obecne wybory – poza odniesieniami do Donalda Trumpa mającymi na celu krytykowanie Wildersa bez używania jego nazwiska – odbyły się w typowej dla Holandii izolacji od tematów międzynarodowych.

Mimo tego mają one istotne znaczenie dla europejskiej polityki. Zwycięstwo lidera PVV może być wykorzystane przez skrajną prawicę w innych europejskich krajach. Trudne do przewidzenie są konsekwencje jego równie prawdopodobnej politycznej izolacji.

Kwestie, o których w trakcie kampanii mówiło się niewiele bądź wcale dalekie są od rozwiązania. Kiedy znów wypłyną na powierzchnię zaskoczą zarówno polityków, jak i obywateli. Nie jest to perspektywa dająca nadzieję na wzrost zaufania do decydentów czy jakości decyzji, które zostaną podjęte w przyszłości.

(1) Sposobem na redukcje migracji zarobkowych promowanym przez PvdA jest reforma dyrektywy o pracownikach delegowanych (96/71/EC) i zasady kraju zatrudnienia przy określaniu minimalnej płacy oraz składek ubezpieczenia społecznego tej grupy. Socjaldemokraci mają nadzieję, że w ten sposób odpowiedzą na problem presji płacowej ze strony obywatelek i obywateli innych krajów UE.

Artykuł „The Dutch General Election: The Calm Before the Storm?” ukazał się na łamach Zielonego Magazynu Europejskiego. Tłum. Bartłomiej Kozek.

Zdj. GroenLinks na licencji CC BY-SA 2.0

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.